Witam, witam :) Przerwa przeeeeogromna, rozdziału część króóóóciutka, ale jest. Nie zapomniałam, spokojnie.
Pozdrawiam i zapraszam do lektury,
Lileen
***
– Snape jest okrutny. Okrutny – wymamrotał Ron, uderzając
głową o stół z cichym stuknięciem. – Eseje teraz. Ten facet jest
sadystą! Nie przyszło mu na myśl, że mamy wystarczająco zmartwień w związku z
owutemami? Są w następnym tygodniu! Musi o tym wiedzieć!
– I to jest jego sposób na
zmuszenie nas do nauki czegoś, co według niego pojawi się na egzaminie. – Harry
westchnął, odkładając pióro i strzelając skurczonymi palcami. Znacznie przyjemniej
było się uczyć razem w pokoju wspólnym Gryffindoru, jak właśnie robią, ale po
trzech godzinach całe miłe uczucia żywione do profesora wyblakły. – Wiecie,
myślę, że w końcu zacząłem łapać, o co chodzi Snape'owi. Zachowuje się jak
kompletny dupek, jednocześnie upewniając się, że nauczymy się dokładnie tego,
czego potrzebujemy. Sprytne. Wkurzające, ale sprytne.
– Nie przeszkadzałoby mi, gdyby
był mniej sprytny i trochę bardziej pomocny – narzekał dalej Ron. – Mógłby
chociaż powiedzieć: „To będzie na egzaminie, nauczcie się”. Nie potrzebuje
eseju na dwie stopy odnośnie tematu.
– To jego część bycia dupkiem. –
Harry potrząsnął głową. Odkąd przestał określać Snape'a w swojej głowie jako
„najgorsze zło, trzeba uważać”, teraz
zaczynał zauważać sens jego zachowań. Nie podobała mu się większość z nich, ale
zauważał ich logikę. – Hej, Hermiono?
– O co chodzi, Harry? – Harry
widział tylko czubek jej głowy, kiedy siedziała naprzeciwko nieruchomego stosu
książek i notatek. Mówiła piskliwym głosem, który uruchomił alarmowe dzwonki w
głowie Harry'ego. Zbliżał się punkt krytyczny. – Tylko daj mi chwilkę, już
kończę.
Harry wstał, więc mógł rozejrzeć
się ponad książkami. Hermiona miała ciemne cienie pod oczami, a jej pióro
sunęło po stronie w zawrotnym tempie. Nie, teraz nie był dobry czas, by poprosić
ją o sprawdzenie jego eseju.
– Myślę, że moglibyśmy wszyscy
wyjść na świeże powietrze – powiedział w zamian. – Szczególnie ty. Między
opiekowaniem się Martinem i uczeniem się, na zewnątrz byłaś dobre dwa miesiące
temu.
– Ja nie mam czasu na świeże
powietrze! – Hermiona podpisała się na odwrocie pergaminu i przewróciła z
powrotem, sięgając po dużą książkę antycznych runów. – Jestem tak do tyłu z
nauką, nie mogę w to uwierzyć...
– Hermiono, nie musisz się tym
martwić – rzekł Ron, przesuwając kilka książek, by zobaczyć jej twarz. Ona
lekko prychnęła i odłożyła je z powrotem. – Możesz oblać zupełnie wszystko i
ciągle będzie okej. Jesteś bohaterką wojenną z Orderem Merlina Pierwszej Klasy,
nie będziesz miała żadnego kłopotu ze znalezieniem pracy.
Hermiona wyglądała na
przerażoną.
– Jeśli obleję wszystko...
Ron! Nawet tak nie mów! To możliwe, jestem tak do tyłu z materiałem, a jeśli
nie zdam owutemów, spędzę resztę życia na warzeniu drugorzędnych eliksirów
miłosnych w jakimś ukrytym laboratorium dla Freda i George'a i... nie, nie,
nie, muszę pracować! Wy idźcie trochę się dotlenić, jeśli chcecie, ale... –
zaczęła mamrotać pod nosem, wkładając pergamin do torby i prawie wybiegając z
pokoju ze stosem książek wędrujących za nią jak kanciasta, posłuszna owieczka.
– Och, to było bardzo
mądre. – Harry spojrzał na Rona z niechęcią.
– No co? Próbowałem ją
pocieszyć! – Podczas gdy trzymał twarz na blacie, na policzku odbiła mu się
plama atramentu, która nadała mu wyglądu zdezorientowanego głupka. – Ona
naprawdę nie musi się o to martwić.
– Ron, to Hermiona. Dla niej
wypadnięcie dobrze na egzaminie jest znacznie ważniejsze niż zdobycie pracy...
albo w ostateczności są na tym samym poziomie. – Harry potrząsnął głową. –
Powiem Dilly, żeby trzymała na niej oko. Chcesz wziąć miotłę na zewnątrz i
polatać przez godzinkę, żeby oczyścić umysł zanim znów wrócimy do tego?
– Brzmi nieźle. Znajdź Dilly, ja
wezmę miotły. Spotkamy się na boisku za piętnaście minut.
~*~
– Profesorze Snape?
Ten rozanielony cienki głosik
nie był głosem, którego oczekiwał. Sugerował przełożyć ich ostatnią grę w
szachy przed jej egzaminami, wiedząc, że ona musi się uczyć i się ucieszył,
kiedy odmówiła, argumentując, że gra może jej pomóc skupić się i uporządkować
myśli przed powrotem do nauki. Planował porozmawiać po owutemach, by dać jej
tak dużo pomocy, jak mógł bez kompromitowania jego lub jej sumienia. A ona była
spóźniona i teraz Dilly, jej skrzat domowy, pojawiła się w jego biurze zamiast
niej.
– Co jest, Dilly? Czy panna
Granger nie jest w stanie pojawić się na
naszym spotkaniu?
– Panienka Granger jest bardzo
zmartwiona, profesorze Snape – powiedziała Dilly, wykręcając niespokojnie
dłonie. – Panicz Weasley powiedział coś, co ją zmartwiło, i teraz panienka uczy
się do owutemów. Dilly się martwi, że ona zachoruje, jeśli wkrótce nie zwolni i
przeniesie swoje zmartwienie na dziecko. Poprosiła Dilly tylko, żeby przekazała
profesorowi, że jest zbyt zajęta, ale Dilly ma nadzieję, że pan pójdzie do niej
i ją uspokoi, sir, ona zawsze słucha profesora.
Ten chłopak Weasleyów nigdy nie
wie, kiedy należy trzymać język za zębami.
– Za chwilę tam będę, Dilly.
Przynieś tacę z herbatą do pokoju panny Granger.
– Tak jest, sir! – Dilly
zniknęła z hukiem, a chwilę później usłyszeć można było kolejny huk, kiedy
Severus zatrzasnął za sobą drzwi.
Cholera, Minerwa miała rację.
Hermiona nigdy nie zaniedbywała opieki nad Martinem, on się o to zatroszczył,
ale przepracowanie się do zszargania nerwów i
kości, by opiekować się nim i osiągnąć każdy z zamierzony cel. Zauważył
sygnały skrócenia snu i utraty apetytu u siebie wystarczająco często, by
zauważyć je u niej, a później obserwował jej zmuszanie się do jedzenia,
wybieranie średnich porcji, które nie podrażnią jej żołądka. Prawdopodobnie
tylko jadła ze względu na syna, bo sama przeżyłaby na kawie i tostach, gdyby
nie musiała go karmić…
Zatrzymując się przed drzwiami
Hermiony, mógł usłyszeć cienki płacz Martina, nawet przez cztery solidne cale
dębu. Zanim otworzył drzwi, usłyszał
łkanie Hermiony. Przytulała syna, na próżno próbując uspokoić go, podczas gdy
sama histerycznie płakała. Jej płacz i wrzask dziecka czyniło jej starania
wypowiedzenia czegokolwiek niemożliwym do spełnienia. Severus zamknął za sobą
drzwi i wszedł do pomieszczenia, zanim uświadomiła sobie, że on tam jest.
– Prze-przepra-a-aszam… –
wypowiedziała, dusząc się w płaczu. – J-ja…
– Przepracowywałaś się ze
zdenerwowania – dokończył za nią Severus, siadając naprzeciwko niej na łóżku i
poważnie wyciągając dziecko z jej ramion. Pamiętał, jak trzymać poprawnie
niemowlę, zatem był pewien, że zabranie go rozdygotanej matce może być jedynym
krokiem do uspokojenia Martina. – Co się stało? – Ułożył sobie Martina wygodnie
w jednym ręku, a drugą otoczył bez zezwolenia wokół jej smukłych ramion.
– Ob-bleję w-wszys-stko, w-wiem
o tym… Za-awiodę wszystk-kich i b-będę pracow-wać dla Freda i Geo-orge’a i nie będę w stanie zapewnić Martinowi
odpowiednich warunków i będę złą matką! – wydusiła przez łzy.
Severus zbladł.
– Pracować dla Freda i George’a Weasleyów? – Co za okropne marnowanie
wspaniałego umysłu; bez uwzględnienia horroru przymusu pędzenia całego dnia,
każdego dnia, z jednym albo obojgiem tych dwóch utrapieńców. – Hermiono
Granger, cóż za idiotyczny pomysł!
Dziewczyna przełknęła,
wycierając twarz szatą.
– Ale nikt w-więcej nie będzie
mnie chciał bez o-owutemów i z dz-dzieckiem…
– Nie bądź śmieszna. –
Nieporadnie podrzucił Martina. Nie
zrobiło to znaczącej różnicy. – Mogłaś zdać wszystkie swoje owutemy przed
wojną. Jeśli chcesz przodować, a nie tylko zdać, oczywiście musisz zapracować
na to.
Pociągnęła nosem, ale jej szloch
zelżał.
– Naprawdę tak pan uważa?
– Nie mam w zwyczaju prawić
bezpodstawnych komplementów. – Martin wydał z siebie szczególnie głośny krzyk,
a ojciec spojrzał na niego zirytowany. – Hermiono, co trzeba zrobić, żeby
przestał wydawać z siebie te okropne dźwięki?
– Jest przestraszony, bo
p–płakałam. – Wyciągnęła rękę, z wprawą odnajdując Martina, gdyż jej twarz była
wciąż przyciśnięta do piersi Severusa, i
zaczęła delikatnie gładzić jego główkę. – Trochę go uspokoić i p–powinien
przestać.
Martin był za mały na miętówki i
radę, a Severus nigdy nie był mistrzem w podnoszeniu na duchu. Ręka Hermiony na
główce Martina wydawała się pomagać, a Severus próbował wspierać ją przez
ułożenie go na swojej piersi i mówienie niepewnym głosem: „No już, już”.
Hermiona lekko zachichotała.
– Brzmi pan jak profesor
McGonagall… tylko ona nawet go nie brała na ręce. Chyba się boi, że go upuści.
– Obróciła się, nagle uświadamiając sobie, że trzymała Martina i Severus
znalazł się przy nich, otaczając ich oboje ramionami. – Ćśś, kochanie…
Przepraszam, że cię przestraszyłam, to już się nie zdarzy…
Martin uspokajał się, a Severus
niechętnie odsunął. Nie chciał niczego więcej poza możliwością obejmowania ich
obojga przez resztę wieczora, ale nie ośmielił się tego robić nawet przez kilka
minut. Na szczęście Dilly wykonała jego polecenie i po chwili na małym
stoliczku znalazła się taca z dzbankiem do herbaty, z którego unosiła się para.
– Czy chcesz herbaty, Hermiono?
– Tak, poproszę. – Usłyszał
szelest i narzekanie Martina ustało. – Jesteś jak studnia bez dna, zupełnie jak
wujek Ron.
Severus zajął się nalewaniem
herbaty, uważając, by stać tyłem do Hermiony. Jej oczy skupiały się na dziecku
i dzięki temu nie zauważyła niepełnego odbicia w oknie, któremu przyglądał się
uważnie. Obraz był przyćmiony i trochę niewyraźny, ale widział ją trzymającą
jego syna, mówiącą półgłosem czułe bzdurki podczas karmienia, a Martin małymi
piąstkami machał z oczywistym zadowoleniem. Złapała tę ruchliwą piąstkę, kiedy
uderzył ją w obojczyk, całując ją lekko i uśmiechając się do jej syna. Ich
syna.
Pragnąc wygodnego ułożenia
bardziej niż jedzenia, Martin pił mleko tylko przez chwilę, zanim odwrócił
główkę. Hermiona nałożyła z powrotem swoje szaty i Severus odwrócił się do niej
z filiżanką.
– Proszę.
– Dziękuję. – Przyjęła parujące
naczynie i odsunęła trochę od dziecka, by się napić. – Przepraszam, byłam taką
idiotką…
– Po prostu przesadzałaś, jak
zwykle. – Pociągnął łyk herbaty, przyglądając się jej uważnie. – Wyglądasz
okropnie – Miała czerwone i podkrążone oczy, roztrzepane włosy, nos błyszczał
różową poświatą, a twarz miała ślady łez. Niczego więcej nie pragnął poza
wzięciem jej w ramiona i pocałować do utraty tchu.
Lekko się zaśmiała.
– Zawsze, kiedy płaczę, robię się
cała różowa i w plamach. Martin też tak ma.
– Wyglądał jak cierpiący pomidor
– rzekł Severus, z radością obserwując podobieństwo między matką i synem. –
Poza tym, on zdumiewająco zmienił swój wygląd. – W dniu narodzin Martin
wyglądał jak mizerna, pomarszczona różowa małpka. Po niespełna dwóch miesiącach
był zauważalnie większy, z burzą ciemnych włosów i błyszczącymi ciemnymi
oczami. Severus twierdził, że był raczej znacznym okazem niemowlęctwa.
– Jest piękny – powiedziała
dumnie kochająca matka, gładząc policzek syna. – I bystry jak na swój wiek.
Zawsze zwraca uwagę na to, co się dzieje wokół niego. Niektóre niemowlęta tego
nie robią i tylko leżą jak małe naćpane puddingi.
Uśmiechnęła się do niego,
świadomie używając jego słów i nie mógł się powstrzymać przed odwzajemnieniem
lekkiego uśmiechu.
– Wygląda zdrowo.
– I tak jest. Poppy kontroluje
go w każdym tygodniu i mówi, że wszystko idzie idealnie. – Hermiona uśmiechnęła
się do Severusa z nadzieją. – Chciałbyś go potrzymać?
Tylko o tym marzył. Tak bardzo chciał
go wziąć w ramiona. Trzymać swojego syna i mówić do Hermiony, odbyć przyjemną i
rodzinną pogawędkę nad filiżanką herbaty i talerzem ciasteczek z synem na
rękach.
– Nie, dziękuję. – Dokończył
herbatę i odstawił filiżankę, powstając trochę zbyt szybko. – Powinienem już
iść. Jesteś spokojniejsza, mogłoby być… nieprzyzwoite, gdybym został.
Mina Hermiony zrzedła, ale
dziewczyna przytaknęła.
– Oczywiście, przepraszam. – Nie
mogła przecież wiedzieć, że Minerva McGonagall jawnie zachęcała do
pozostawania, a ona wciąż obstawała przy swoich początkowych zapewnieniach, że
nie wciągnie go w żadne kłopoty.
– Lepiej dbaj o siebie. Twoje
owutemy bardziej są narażone na ucierpienie, gdy będziesz przemęczona, niż
nieprzygotowana. – Przytaknęła, a on wyszedł, zanim smutek w jej kochanych
oczach mógł go przekonać do zmiany zdania. Chciała, żeby został, ale tylko ze
względu na syna.
Nie było możliwości, żeby był,
ponieważ on chciał zostać z nią. Jego pragnienie, by odwzajemniała jego miłość
było ponad jego oczekiwania, sprawiając, że logicznie tłumaczył sobie, iż nie
ma po co tam zostawać.
Hurra! Nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie, że nie porzuciłaś tego tłumaczenia. Uwielbiam bohaterów kanonu w tym wydaniu. Hermiona, jak zwykle, spanikowana przed egzaminami, Harry trochę dojrzalszy i wreszcie rozumiejący pewne sprawy, Ron w końcu! przejmuje się OWUTEMami, a Sev wie czego chce, ale boi się po to sięgnąć.
Niestety rzuciły mi się w oczy 2-3 błędy i niedociągnięcia:
-Na przykład to zdanie:
"Znacznie przyjemniej było się uczyć razem w pokoju wspólnym Gryffindoru, jak właśnie robią, ale po trzech godzinach całe miłe uczucia żywione do profesora wyblakły" brzmi jakoś tak dziwnie, nie do końca poprawnie.
-" na policzku odbiła mu się plama atramentu, która nadała mu wyglądu zdezorientowanego głupka." chyba "u" na końcu "wyglądu" jest niepotrzebne
-"Powiem Dilly, żeby trzymała na niej oko" powinno być raczej "żeby miała na nią oko"
-"Zauważył sygnały skrócenia snu i utraty apetytu u siebie wystarczająco często" raczej zauważAł
I jeszcze kilka takich kosmetycznych rzeczy jak szyk wyrazów w zdaniu itp.
Jednak nie przeszkadzają one czerpać przyjemności z czytania :)
Niecierpliwie czekam na kolejną część
Pozdrawiam i życzę Wena
Agness
juhu :) ciesze sie niezmiernie ze wrocialas :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOoo... jestem zaskoczona. Nie wchodziłam tutaj dłuższy czas i nawet nie sądziłam, że pojawią się kolejne tłumaczenia. Ale cieszę się niezmiernie.
OdpowiedzUsuńWybacz, że komentarz nie na temat, ale czy tłumaczyłaś może "Wybór"? Tłumaczenie było umieszczane na cloak-of-courage.blog.onet.pl ale strona już nie istnieje, a mam takie mgliste wrażenie, że może to byłaś Ty... Jeśli to pomyłka to najmocniej przepraszam.
OdpowiedzUsuńBARDZO dziękuję, że wróciłaś!!!
OdpowiedzUsuńEmilka
;)
UsuńŚwietne tłumaczenia, będzie kolejna część? :)
OdpowiedzUsuńTylko dwa pytania: kiedy następne tłumaczenie? Czy możemy się go spodziewać w grudniu?
OdpowiedzUsuńHej fajne tłumaczenie juz kiedyś zaczynałam czytać ale pisał je ktoś inny i nie skoczył ;) mam szczera nadzieje ze kolejny rozdział pojawi się niebawem ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Hej, fajnie, że zdecydowałaś się kontynuować tłumaczenie.Czekam na kolejne części i trzymam kciuki - wyobrażam sobie, że to pracochłonne zajęcie, ale możesz być pewna, że sprawiasz dużo radości tym czytelnikom, którzy nie radzą sobie z czytaniem oryginałów:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wróciłaś! Rozdział świetny mam nadzieję, że następny pojawi się szybciej ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam nie chcę być niegrzeczna, ale jeśli na następną część rozdziału mamy czekać znowu pół roku, to kiedy zamierzasz skończyć pisać bloga?
OdpowiedzUsuńNie mam zamiarów, robię to po prostu w wolnym czasie i jako urozmaicenie codziennego życia, gdy mi się nudzi ;p
UsuńOooo a może znajdziesz trochę wolnego czasu jakoś teraz co? :)
UsuńCześć :) masz może Accountable od 27 rozdziału? :) chciałabym sobie przetłumaczyć ale z www.fanfiction.net nie mogę skopiować :(
OdpowiedzUsuńJeżeli masz to bardzo proszę podziel się na maila :) ania67321@op.pl
Pozdrawiam :*
Czy będzie kontynuacja tłumaczenia? Zostało dosłownie parę rozdziałów.. Byłaby wielka szkoda, gdyby się nie udało. Trzymam mocno kciuki za powodzenie misji. :)
OdpowiedzUsuńMagda
Tłumacz do końca, proooooooooooszę!
OdpowiedzUsuńNike
Kiedy następne rozdziały? Tak mnie to wciągnęło, że po nocach nie śpię tylko czytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Trinity