czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 25: Zazdrość



– …nie skończyłoby się to szczęśliwie, gdyby nie przyzwyczaił się nosić bezoar z zapasowymi piórami i ołówkami. Pan Potter mógł nie dotrzeć do skrzydła szpitalnego na czas. – Harry dryfował między zawrotną bezsennością a dźwiękiem głosu Snape’a. Znienawidzonego, ale jednocześnie uspokajającego dla kogoś otrutego i teraz znów świadomego. – Wybory prostych i niewykrywalnych eliksirów najwidoczniej miały na celu zminimalizowanie szans na złapanie dziewczyny. Panna Quirke, w przypadku ujawnienia, trzymała najniebezpieczniejszą broń w rezerwie.
–  Czy ktoś ma jakiś pomysł, dlaczego chciała zabić Harry’ego? – To był Ron, gdzieś blisko. Możliwe, że nawet naprzeciwko łóżka. Stary, dobry Ron.
– Jeszcze nie. Profesor Flitwick się tym zajął.
– Kolejny Krukon z morderczymi zapędami – oznajmił rudzielec, kiedy Harry spróbował otworzyć oczy. Zobaczył wszystko rozmazane, tak wyglądał jego świat bez okularów. Blisko niego znajdowała się pomarańczowa plama, którą pewnie była głowa jego przyjaciela. – Nigdy nie podejrzewałem nawet jednego z nich o szaleństwo, a tu wyszła dwójka.
– Ja również – wtrącił słabo Harry. – Ron, gdzie są moje okulary?
Pomarańczowa plama odsunęła się, by nagle znaleźć się przed nim i podnieść jego rękę, w którą włożyła okulary.
– Tu są, stary… jak się czujesz?
Harry przemyślał chwilę pytanie, umieszczając okulary na miejscu.
– Przyćpany.
Z jakiegoś powodu Snape zaśmiał się, choć nieco kwaśno.
– Bo rzeczywiście jesteś. Bezoar niweluje działanie trucizny, ale nie hamuje efektów ubocznych. Podałem ci antidotum musisz teraz czekać, aż przejdzie. Jesteś przykuty do łóżka na najbliższy dzień lub dwa.
– Och. Dobrze – zgodził się. Łóżko było bardzo wygodne, a pomysł spędzenia dnia lub dwóch na odzyskiwaniu sił po wypadku podobał mu się. – Ona mnie dźgnęła.
– Wiemy, stary, widzieliśmy. – Ron uśmiechnął się do niego zachęcająco. – Nie martw się, już ją złapali. Żadnych więcej prób morderstwa… mamy nadzieję.
– To dobrze. Byłem zmęczony od tego wczesnego wstawania. – Spróbował się poruszyć. Brzuch go już nie bolał, więc pewnie pani Pomfrey go wyleczyła. Świetnie.  Patrzenie na własne jelita nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. – Kto to był?
– Orla Quirke, czwartoroczna Krukonka. – Snape wlewał coś do szklanki. Harry zauważył, z lekkim zaskoczeniem, że profesor wyglądał na zmęczonego. Gdzie się podziała ta cała jadowita energia, którą zwykle tryskał?
I dlaczego nie było przy nim Hermiony, gderającej o tym, jak nieuważnie postąpił?
– Gdzie Hermiona?
– Była tu na trochę, ale Martin zaczął płakać. Nie chciała cię obudzić, więc wyszła. – Ron klepnął go w ramię. – Niedługo powinna się znów pojawić.
Harry skrzywił się.  Z pewnością Martin nie mógł poczekać, aż Harry się obudzi.
– Och.
Snape zawisł nad nim, oferując szklankę pełną czegoś jaskrawożółtego i transparentnego.
– Pani Pomfrey kazała ci to podać. Zlikwiduje pewne objawy trucizny i pomoże zasnąć.
– Harry chce zobaczyć Hermionę zanim zaśnie – rzekł Ron. – Wypije to później.
– Nie, wypiję teraz. – Potter sięgnął po szklankę i szybko opróżnił. Nie smakowało tak okropnie jak inne eliksiry… raczej mieszanka cytryn i miodu. – Jest zajęta. Zobaczę się z nią później.
Ron wyglądał na zaskoczonego, ale Harry go zignorował. Ściągnął okulary, a Ron zmienił się w pomarańczową i różową plamę. Eliksir zmienjszył ból głowy, zatem mógł pogrążyć się w słodkim śnie.

***
– Hermiono? – Łagodne wołanie uzupełniło ciche pukanie do drzwi. – Jesteś zajęta?
– Nie, tylko poczekaj chwilkę! – Hermiona odłożyła Martina do kołyski, pospiesznie poprawiając szaty i zmierzając ku drzwiom.  Nie miała nic przeciwko karmieniu Martina przy Harrym czy Ronie, oni byli jak rodzina, ale Draco… nie. Definitywnie nie. Sama myśl o tym sprawiła, że się zarumieniła.
Draco nie odwiedził jej po narodzinach Martina i trochę ją to zraniło. Cieszyła się, że ponownie lubi się ze swoimi ślizgońskimi przyjaciółmi, ale nie tak bardzo, żeby jej to nie dotknęło. Jednak kiedy otworzyła drzwi, uśmiechnął się do niej.
– Przepraszam, jeśli wybrałem zły moment. Słyszałem, że Potter w końcu złapał swojego prawie-że-mordercę i został ranny. Wszystko z nim w porządku?
– Pani Pomfrey powiedziała, że będzie dobrze, ale musi zostać w skrzydle na dzień lub dwa. – Zmarszczyła brwi. – Jeśli nie nalegał na zostawienie wszystkich przy sobie, wszystko będzie z nim w porządku.
– Cóż, to Harry Potter. Więcej odwagi niż rozumu. – Draco pokręcił głową, uśmiechając się i podając jej ładnie opakowaną paczkę. – Prezent dla dziecka.
– Ja… dziękuję. Wejdź. – Uśmiechnęła się do niego niepewnie. – Chcesz go zobaczyć?
– Bardzo. – Oddał jej uśmiech. – Nie chciałem narzucać się w jego pierwszym tygodniu – tradycyjnie to okres spędzany z rodziną, przynajmniej wśród czystokrwistych. Ale teraz powinnaś mieć czas dla każdego, więc pomyślałem, że nie będziesz czuła żadnej różnicy, jeśli wpadnie jeden przyjaciel czy dwójka.
– Oczywiście, że nie. – Zamknęła drzwi i poprowadziła go do kołyski. Martin, na szczęście, błogo spał – był śliczny, kiedy miał dobry humor lub spał, ale gdy płakał – istny obraz nędzy i rozpaczy. Przypominał wtedy dorodnego buraczka. – Tutaj – powiedziała dumnie. – Czyż nie jest śliczny?
Draco przytaknął, patrząc na dziecko z dziwnie tęsknym wyrazem twarzy.
– Bardzo. – Wyciągnął rękę, by lekko dotknąć jedną ze zwiniętych piąstek Martina. – Jak to jest być rodzicem?
Hermiona przemyślała pytanie. Draco jako pierwszy zapytał, jak być „rodzicem”, nie „matką”. Jakby się zastanawiał, jak to jest mieć swoje własne dziecko.
– Przerażająco – odpowiedziała, delikatnie poprawiając kocyk synka. – Posiadanie dziecka to niewiarygodna odpowiedzialność. We wszystkim jest zależny ode mnie i tak będzie przez lata. Nie tylko fizycznie – muszę go nauczyć być stabilnym, empatycznym i pewnym emocjonalnie człowiekiem, a także jak funkcjonować w społeczeństwie. Gdyby zawsze miał być taki mały – no cóż, pewnie nie przespałabym już nigdy całej nocy, ale w pewien sposób byłoby to mniej przerażające.
Przytaknął zamyślony.
– Pewnie tak. Jak masz zamiar nauczyć go dbania o zdrowie, równowagę i resztę?
– Nikt tego naprawdę nie wie. Są tuziny różnych teorii – zachęcanie do rozwijania siebie samego wiele znaczy już teraz, ale moi rodzice sądzą, że rozwijanie naturalnych talentów dzieci w ich wczesnym dzieciństwie, to najlepszy sposób. Nie uwierzysz, jak dużo lekcji brałam, kiedy byłam mała. Tańczenie, granie na instrumentach, śpiewanie, rysowanie… Mieli ogromną nadzieję, że znajdę coś, co pokieruje mnie w późniejszym życiu. Później odkryłam, że jestem magiczna, a oni byli podekscytowani.
Draco roześmiał się na to.
– Zawsze myślałem, że mugolscy rodzice muszą być… nie wiem… zszokowani i przerażeni, kiedy to odkrywają.
– Och, jestem pewna, że niektórzy tak. Ale moi byli zachwyceni, że znalazłam swoje Prawdziwe Powołanie wystarczająco wcześnie, by się wyszkolić. – Uśmiechnęła się czuło na to wspomnienie. – Szczerze, są setki teorii właściwych ścieżek wychowania dzieci. Wszystkie przychodzą i odchodzą razem z modą i wszystkie sprowadzają się do tego, że nikt tak naprawdę nie wie… mogą mieć tylko nadzieję, że wszystko się sprawdzi.
Powoli jej przytaknął.
 – To nie jest bardzo pocieszające. Nie jestem pewny, czy sobie poradzę.
– Na pewno będziesz wspaniałym ojcem – powiedziała, czekając na zachętę. – Fakt, że o tym myślisz, jest dobrym sygnałem. Wiesz, Ron też mówi, że chciałby mieć kilkoro dzieci, ale wiem, że nigdy nie myślał o wychowaniu tej małej istotki na dobrze ugruntowaną indywidualność.
Draco zaśmiał się.
– Pewnie tak. On nigdy nie myśli o czymś, zanim to nie nastąpi. Każdy może to wywnioskować po sposobie jakim gra w quidditcha.
– Skoro tak mówisz. – Hermiona nigdy nie zagłębiała się w zawiłości Ważnego przez wielkie „w” quidditcha i nie martwiła się tym. – Jednak sądzę, że tobie to wyjdzie wspaniale… chociaż prawdopodobne jest, że okropnie je rozpuścisz.
– Jak moja matka. Zostałem ostrzeżony. – Uśmiechnął się czule. – Pewnie będzie jeszcze gorsza niż wobec mnie. Doszła do wniosku, że czułaby się strasznie stara, bo stałaby się babcią. Zakopałaby wnuczka po szyję w prezentach i karmiłaby słodyczami, póki nie stałby się okrąglutki jak kuleczka.
– Mogło być gorzej. Moi obecnie proponują, że kiedy zaliczę egzaminy, powinnam zapisać Martina na lekcje dziecięcej jogi oraz zacząć puszczać mu muzykę klasyczną, aby pomóc odkrywać rozum. – Pokręciła głową w odpowiedzi na zdezorientowany wyraz twarzy Dracona. – Takie mugolskie rzeczy, nieważne. Ale nie myślę puścić go na żadne dodatkowe zajęcia, póki przynajmniej nie nauczy się samodzielnie obracać na plecki i z powrotem.
– Zgadzam się z tobą. – Draco jeszcze raz dotknął piąstki maluszka, a jego oczka się otworzyły. – Przepraszam, nie chciałem go obudzić…
– W porządku… dryfuje między snem a obudzeniem się. Za chwilę znów zaśnie. – Hermiona pochyliła się, by wziąć synka w ramiona. – Chcesz go potrzymać?
Spuścił wzrok na okaleczoną rękę i skrzywił się.
–  Chyba nie dam rady.
– Oczywiście, że dasz. Usiądź na krześle. – Draco usiadł, a Gryfonka położyła mu na kolanach dużą poduszkę. – Tak radzą sobie dzieci – jest wystarczająco mały, żebym pomyślała, że świetnie byś sobie z tym poradzisz, ale za pierwszym razem tak będzie prościej. – Ustabilizowała Martina na poduszce, opierając go o klatkę piersiową Dracona i otaczając małego ramionami Ślizgona. – Proszę.
Draco spojrzał zaskoczony na Martina.
– Och… – wydusił bardzo cicho, delikatnie przytulając dziecko do siebie. Chłopczyk spojrzał na niego z zainteresowaniem, bezcelowo wymachując piąstką, a Ślizgon głośno przełknął. Hermiona zaczęła pojmować, że chłopak wygląda, jakby zaraz miał się rozpłakać. – Cześć, mały – wyszeptał. – Przyszedłem cię zobaczyć.
Martin tylko zagaworzył, co Hermiona przetłumaczyła jako „och, patrz, jakaś wielka twarz na górze hałasuje”, a Draco go lekko przytulił.
– To nie będzie dla ciebie proste – zauważył, cicho oczyszczając gardło. Hermiona udała, że nic nie zauważyła. – Wychować go sama.
– Masz rację. Ale dużo kobiet tak robi. Czasami i mężczyzn. Bycie samotnym rodzicem jest trudne, ale to nie walka z Voldemortem. Wiesz… da się zrobić. – Uśmiechnęła się, próbując wyglądać optymistycznie. – No i mam pomoc ze strony rodziny.
Przytaknął i spojrzał jej w oczy z dziwnym, nieczytelnym wyrazem.
– Jeśli jest coś, bo mogę zrobić – zaczął łagodnie – cokolwiek, możesz przyjść.
– Dziękuję. – Pokiwała głową, a on znów spojrzał na trzymane w ręku dziecko. Wyglądał na smutnego i stęsknionego, jakby patrzył na coś, co chciałby bardzo mieć, ale nie mógł. Mówił o posiadaniu dziecka, więc to nie było tak, że nie był w stanie, a jeśli nawet, to magia miała na to swoje rozwiązania, zatem dlaczego…
Och.
Przygryzła usta, uświadamiając sobie zbyt późno. Draco, podobnie jak Severus, był byłym śmierciożercą. Pewnie sądził, że nie powinien mieć dzieci z powodu swojej przeszłości; albo myśli, że nikt nie będzie chciał mieć z nim dzieci z tego samego powodu. A trzymając Martina i myśląc, że nigdy nie dożyje takiej chwili ze swoim potomkiem… Przysiadła na boku drugiego fotela, postanawiając, że da Draconowi tyle czasu z dzieckiem, ile będzie chciał.
Minęło trochę czasu, zanim Malfoy podniósł wzrok i posłał jej krzywy uśmiech.
– Dziękuję. Nigdy wcześniej nie trzymałem dziecka. To było… miłe.
– Nie ma za co. – Hermiona przyjęła syna z powrotem, przytulając go opiekuńczo. – Pamiętaj, że jesteś mile widziany. Ja… jesteśmy teraz przyjaciółmi, prawda?
– Tak. Teraz jesteśmy przyjaciółmi. – Położył dłoń na jej ramieniu, patrząc przez długą chwilę w jej oczy. – Naprawdę dziękuję, Hermiono.
Wyszedł, a Hermiona zauważyła, że cicho płacze, kołysząc synka. W sposobie, w jaki na nią spojrzał, nim wyszedł, było coś niewytłumaczalnie tragicznego, a ona nie wiedziała, co zrobić, aby było lepiej albo czy mogła sprawić to lepszym.
Kiedy w końcu przypomniała sobie o prezencie i go otworzyła, ujrzała ładną szklaną pozytywkę, która wygrywała dźwięczną kołysankę.

***
Severus napisał „O” na eseju jakiegoś piątorocznego, ale myślami był daleko. Pragnął znajdować się w swoim biurze z Hermioną i szachownicą. I Martinem. Zamiast tego, Poppy zagoniła go do pracy w skrzydle szpitalnym, by trzymał oko na Potterze, kiedy ona będzie poza zasięgiem. Pilnował, żeby chłopak nigdzie nie wywędrował, gdy się obudzi w bieżącym stanie szczęśliwego odurzenia. Severus był jedyną osobą, poza nią samą, której pielęgniarka ufała, że wybierze odpowiedni eliksir.
Usłyszał szelest i podniósł wzrok. Potter siedział w łóżku, zakładając okulary. Kiedy to zrobił, rozejrzał się wokół z nieokreślonym wyrazem twarzy. Wyglądał raczej zabawnie. Spojrzał na ściany, świece, sufit, Severusa, podłogę, swoje stopy, Severusa, ponownie na sufit i w końcu zmarszczył czoło.
– Gdzie jest pani Pomfrey? – zapytał. Po raz pierwszy chłopak nie brzmiał nieuprzejmie czy arogancko… wydawał się lekko zaciekawiony.
– Jest w Mungu z panną Quirke. – Severus zauważył, że z głosu uciekła jego zwykła ostrość. Trochę trudniej było nie wyładowywać swojej złości na Potterze, kiedy ten siedział we fiołkowej piżamie, mrugając szeroko otwartymi oczami i wyglądając na naćpanego – jak pewnie się czuł. – Poprosiła mnie, abym miał na ciebie oko, póki nie wróci. Gdyby ci przyszło do głowy stąd uciec.
– Nie ucieknę. – Potter uniósł swój koc i uważnie się wpatrywał w to, co tam zobaczył. – Wie pan, widzę moje kolana, ale nie czuję, jakbym je miał. Nigdzie się bez nich nie ruszę.
– Racja, to nie byłoby zbyt mądre. – Severus powstrzymał uśmiech. Powinien poważnie się zastanowić nad tym, by kolejnym razem zostać trochę dłużej na spotkaniu Zakonu, tylko by zobaczyć, czy pijany Potter jest taki zabawny jak ten odurzony eliksirem.
– No właśnie. – Potter obłożył się kocem. – Dlaczego Quirke jest w Mungu?
– Próbowała się otruć, kiedy została ujawniona. Jej zdrowie nie jest już zagrożone, ale jej stan psychiczny nie jest stabilny i zostanie przez jakiś czas na obserwacji. – Gdyby nie nosił przy sobie przybornika z antidotami w kieszeni, dziewczynie mogłoby się udać przez Pottera z głupim kompleksem bohatera. Był nieprzytomny, kiedy Poppy zadecydowała zabrać ją do Świętego Munga – gdyby trafiła w ręce aurorów, nie przeżyłaby nawet tygodnia.
Potter zamrugał i musiał włożyć trochę wysiłku w myślenie, zanim słowa profesora do niego dotarły.
– Och. – Bardzo przemyślana reakcja. – Powiedziała, czemu próbowała mnie zabić?
– Tak. Ostre działanie jak na dramatyczną nastolatkę, ale przyczyna okazała się bardzo prosta. – Severus zmarszczył brwi nad pergaminem, którego w rzeczywistości nie zauważał. Historia była, niestety, nie tak niezwykła, jaką można by mieć nadzieję. – Jej rodzina służyła Czarnemu Panu jako część jego kanału szpiegowskiego. Oboje jej rodzice byli przymuszani do aktywnego udziału w ostatecznej bitwie. Kiedy jego siła uległa wyczerpaniu, zostali prawie natychmiast zabici. Jej starsza siostra, jedyna rodzina, zginęła, kiedy aurorzy zaatakowali dom, w którym się skryły rodziny śmierciożerców. – Aż do tej pory nie wiedział, że jej rodzice zmarli. Aurelia Quirke leżala kawałek od Gregory’ego Goyle’a. Pamiętał dziewczynę ze szkoły, zasmucił się, widząc, że taki potencjał skończył o pustych oczach na pokrytej sadzą podłodze.
Potter skrzywił się.
– Och, rozumiem. – Westchnął głęboko. – Łał. Nie podejrzewałem, że będzie miała jakiś dobry powód. Znaczy się, myślałem, że będzie… mniej sensowny. Rozumie pan?
Severus obrócił swoje krzesło, po raz pierwszy będąc z chłopakiem twarzą w twarz.
– Też nie spodziewałem się, że zrozumiesz uzasadnienie jej działania. – W jego podejrzeniach świat Harry’ego Pottera miał tylko dwie strony – jego, dobrą i drugą, stronę zła, po której byli wszyscy, którzy nie zgadzali się z nim lub mu przeciwstawiali. Zanim nastąpiła ta chwila, Severus byłby skłonny postawić dobre pieniądze, że chłopak nie potrafi pojąć, że ktokolwiek, kto stoi „przeciwko” niemu był czymś innym niż człowiekiem złym do szpiku kości.
Potter wzruszył ramionami.
– Dlatego zabiłem Voldemorta – odpowiedział. – I to był naprawdę dobry powód. Oczywiście, on zabił moich rodziców, a ja nie zabiłem rodziców Quirke… Chodzi mi o to, że nie sądzę, żebym ich zabił. Wokół krążyło mnóstwo walczących, przez przypadek mogłem ich trafić. Ale to tak jakby wychodzi na to samo, prawda?
Oczywiście. Jednak Severus nie spodziewał się, że to dostrzeże.
– Tak. Zasadniczo. – Spojrzał na Pottera, zauważając lekkie przechylenie lewego kącika ust. – Panujesz nad całą swoją twarzą?
Potter uśmiechnął się.
– Nie. Czuję… spokój. Wszystko nabrało więcej sensu. Rozumie pan?
Ach. Typ tajemnice-wszechświata. Ci zawsze byli zabawni.
– Gdybym wiedział, że otrucie cię jest sposobem na uczynienie cię rozsądnym, zrobiłbym to lata temu. – Lekko się przestraszył, kiedy uświadomił sobie, że powiedział to na głos.
Potter właściwie wydawał się wysoce rozbawiony.
– Cóż, to nie pana wina – odrzekł poważnie, kiedy chichot ustąpił. – Spróbował pan. Ludzie tylko przeszkodzili.
– Tak, spróbowałem. Nie zawsze wyłapujesz zabawne myśli. – Potter wciąż się uśmiechał, przez co mniej przypominał swojego ojca. Te same rysy twarzy, ale uśmiech Jamesa Pottera zawsze był jednostronny – czarujący, tak mówiono, jednak on zawsze uważał, że wygląda sztucznie. Ten szeroki, nieświadomy uśmiech Lily, razem z oczami jej syna błyszczącymi w ten sam sposób, co jej.
– Nie. Ale teraz to jest śmieszne. Mógł pan zrobić to, kiedy tylko chciał, serio, ale naprawdę spróbował dopiero na lekcji, kiedy naprawdę nie groziło mi nic złego. – Potter wzruszył ramionami.  – Hermiona próbowała mi to uświadomić, ale nie zwróciłem na to uwagi, bo pana nie lubiłem.
– In vino veritas* – wymamrotał Severus. – I najwyraźniej też w innych formach upojenia. Jestem całkowicie świadomy tego, że mnie pan nie lubi, panie Potter. Nasza wzajemna niechęć jest jedynym, co nas łączy.
– Racja. – Potter przytaknął zamyślony. – Pan to zaczął. Sam nie wiem, czemu Hermiona próbuje mnie nakłonić do bycia dla pana milszym. Powinna panu powiedzieć to samo.
– Hermiona nakłaniała cię do bycia milszym wobec mnie? – Wyobraził sobie, co mówiła o nim Potterowi, o czasie, który razem spędzali. Sprawiło mu to miłe ciepło, wiedzieć, że mówi w jego obronie.
– Tak. – Potter skrzywił się, odwracając wzrok. – Robiła to. Teraz ciągle mówi o dziecku. Nie interesuje się już niczym innym.
Interesujące. Póki Potter czuje się tak komunikatywny, powinien dowiedzieć się czegoś więcej.
– Świeże matki zwykle tak robią.
– To nie fair. – Potter wydął usta, wyglądając na młodszego niż zazwyczaj. – Ona nigdy więcej się mną nie zainteresuje. Zawsze martwi się o niego.
Severus musiał zmusić swoje brwi do powrotu na miejsce, kiedy wspięły się w stronę linii włosów. Potter był zazdrosny. O dziecko. Tego się nie spodziewał – chyba nikt tego nie zrobił. Prawdopodobnie nawet sam Potter nie był tego świadomy.
– Jest jej synem. To naturalne, że powinna zająć się nim jako pierwszym.
Potter westchnął głęboko, wyglądając na osamotnionego.
– Lubi go bardziej niż mnie – narzekał dziecinnie, przyciągając kolana do klatki piersiowej i kładąc na nich brodę. – Każdy ma kogoś poza mną.
Nigdy Severusowi nie przyszło do głowy, że chłopak może czuć się samotny. Zawsze otaczało go mnóstwo osób, zaspokajających i przymilających się…
– W szkole, na roku Billa Weasleya była pewna uczennica – zaczął wolno. – Jej rodzice zmarli, kiedy była bardzo mała – nie tak mała, jak ty, ale wystarczająco, by dobrze ich nie pamiętać. Wychowywała ją znacznie starsza siostra. Na trzecim roku, dziewczyna zaczęła… dziwnie się zachowywać.
– Naprawdę? – Zniknęły wydęte wargi, Potter wydawał się wciągnięty historią. – Czemu? Co się stało?
– Zawsze była cicha. Nagle zaczęła wszczynać bójki, dąsać się, tego typu rzeczy. Trochę czasu zajęło Pomonie, bo dziewczyna była Puchonką, odkrycie, co jest przyczyną takiego zachowania. Jej siostra wyszła za mąż, kiedy ona chodziła do pierwszej klasy, wtedy wydawała się tym cieszyć. Ale na trzecim roku siostra urodziła dziecko i dziewczynka stała się zazdrosna.
Harry wolno pokiwał głową.
– Bo to dziecko było prawdziwym dzieckiem siostry. Bycie siostrą nie jest tym samym. Wiedziała, że dziecko jest ważniejsze.
– Właśnie. Już więcej nie była pierwsza na liście siostry – albo, jak to określiła, u nikogo. – Severus słyszał tę historię w pokoju nauczycielskim i udawał, że wcale go to nie interesuje. Jednak przez jakiś czas był trochę ostry dla dziewczyny. – Gdyby jej rodzice żyli, bez wątpliwości cieszyłaby się z tego, że została ciotką.
– Ale siostra była wszystkim, co miała. – Potter wyglądał na zamyślonego, otaczając kolana ramionami. – Hermiona jest kimś takim dla mnie – powiedział, nie spodziewając się, że Severus będzie w stanie odnieść tę historię do niego. – Znaczy się, nie jest moją siostrą ani mnie nie wychowywała. Ale zawsze się o mnie troszczyła. Jest starsza ode mnie, wie pan.
– O prawie rok. – I kilka dekad dojrzałości.
– Tak. Stara się trzymać mnie z dala od kłopotów. – Potter westchnął. – Ona… zawsze stawiała mnie na pierwszym miejscu, wie pan? Rona rodzina jest dla niego znacznie ważniejsza niż ja, i tak powinno być. Dla Ginny też. Pani Weasley próbuje opiekować się mną, ale ma dużo swoich dzieci, one mają pierwszeństwo. Profesor Dumbledore miał na głowie cały czarodziejski świat i wszystkich. Poza Syriuszem Hermiona jest jedyną osobą, która zawsze patrzyła na mnie pierwszego… nawet skróciła wizytę u rodziców, żeby móc trzymać na mnie oko, bo uważa mnie za głupiego i zdolnego do wpakowania się w kłopoty, kiedy nie patrzy. A teraz ma własne dziecko i nie jestem już więcej dla niej taki ważny. – W zamyśleniu potarł nos. – Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.
Severus wolno przytaknął, czując się raczej głupio. Zawsze prosto zakładał, że Hermiona kręciła się wokół Pottera z tego samego powodu, co Weasley – a teraz, jak o tym pomyślał, nigdy tak naprawdę nie wiedział, jak to było. Harry wyglądał jak James i z góry założył, że chłopak przyciągał wielbicieli i kłopoty tak, jak jego ojciec. Jednak oczywiście małe dziewczynki są czasami niedorzecznie matczyne, szczególnie te grymaśne i władcze jak Hermiona Granger. Znacznie młodszy i osierocony Harry Potter musiał być irytujący.
– Jest bardzo podobna do twojej matki – wyrzucił z siebie, nieswojo czując, że daje Potterowi jakiś rodzaj przeprosin.
– Hermiona? Naprawdę? – Potter natychmiast się rozpromienił. – Nie wiedziałem.
– O, tak. Bardzo podobna. Uparta, odważna, mądra… – Severus lekko się uśmiechnął. – Przerażająca.
Potter zamrugał.
– Moja mama była przerażająca?
– Potrafiła wrzeszczeć jak harpia. Szczególnie podczas meczów quidditcha. Zawsze była tak podekscytowana i krzyczała do utraty głosu.
Potter wtulił się w kolana, spoglądając w dół na stopy.
– Nie wiedziałem o tym. W ogóle mało wiem o mojej mamie. Remus i Syriusz tylko mówili o tacie.
– A pytałeś kiedykolwiek o matkę?
– Nie. – Wzruszył ramionami. – Tylko… nie wiem. Trudniej jest o niej mówić.
Jak wielu innych dorastających, nastoletnich chłopców, wielki Harry Potter czuł się zażenowany, odkrywając, że ma matkę.
– Była ładna i popularna. Hermiona nie jest, ale w innych rzeczach są bardzo podobne. Bardzo zaborcze, dobroduszne, zamartwiające się. Przekonane, że zawsze mają rację – i zwykle ją mają, co sprawia to wszystko bardziej irytującym.
Potter uśmiechnął się.
– Prawda? Jednak jest miła, martwi się. Co jeszcze?
– Nie znałem zbyt dobrze Lily Evans – ostrzegł go. – Wnioski wyciągnąłem z obserwacji. Zawsze uwielbiała prace domowe, jak Hermiona, wszyscy o tym wiedzą. Rzucała w ludzi piórnikiem za przeszkadzanie w lekcjach. Raz, kiedy piórnik nie zadziałał, rzuciła kałamarzem w twojego ojca. Trafiła go w oko, które było fioletowe przez kolejny tydzień.
Chłopak zaśmiał się.
– Chyba dużo rozrabiał, co?
– Cały czas. Zwłaszcza, żeby zwrócić uwagę twojej matki, prawdopodobnie sądził, że Lily Evans rzucająca w niego rzeczami i przeklinająca go, była lepsza od Lily nieświadomej jego istnienia. – Tak jak większość dorastających chłopców, Potter był totalnym idiotą, kiedy przychodziło do dziewcząt. Severus nie był uwodzicielem jako nastolatek, ale przynajmniej odkrył, że irytowanie dziewcząt nie jest dobrym początkiem.
– Nawet Syriusz przyznał, że tata idiociał, kiedy mama była w pobliżu. – Potter przytaknął i lekko westchnął. – Chciałbym ją pamiętać. Ale… dzięki. Za powiedzenie mi, że była podobna do Hermiony. Teraz wiem, jak mogę sobie ją wyobrażać.
– Jestem zaskoczony, że Lupin nigdy ci o tym nie wspominał. – Oczywiście wilkołak nigdy nie radził sobie dobrze z Lily. Była zbyt władcza i silna psychicznie dla tego popychadła. – Nie ma żadnego podobieństwa, ale każdy, kto znał Lily Evans, nawet mimochodem powinien być w stanie zobaczyć je w tym względzie.
    – Nigdy o to nie pytałem. – Potter zmarszczył brwi i spojrzał na Severusa oskarżycielskim wzrokiem.  – Hermiona też jest ładna.
    Severus zamrugał. Nie podejrzewał tego.
    – Tak myślisz?
    – Tak. Szczególnie kiedy się uśmiecha. Nie jest tak ładna jak moja mama, ale nie oznacza to, że jest brzydka. – Po raz pierwszy Potter brzmiał bardzo poważnie mimo oszołomionego stanu. – Więc niech pan nie mówi, że nie jest, bo jest.
    – Dobrze. – Tego wieczora chłopak był pełen niespodzianek.
    Potter ziewnął.
    – Mogę trochę tego żółtego eliksiru? Chyba powinienem się przespać. Chcę porozmawiać z Hermioną, a noc nie jest odpowiednią porą.
    – Nigdzie nie pójdziesz, póki nie odzyskasz czucia w kolanach. – Severus przygotował eliksir.
    – Jasne, wiem. – Wypił napój i ponownie ziewnął, odstawiając szklankę. – Ale myślę, że Hermiona nie będzie się martwiła o mnie jak o Martina, skoro będę jego ojcem chrzestnym. Naprawdę powinienem wyjaśnić jej wszystko, kiedy już to rozpracowałem.
    – Będziesz jego kim? – Cała samokontrola wyuczona przez lata szpiegowania nie pomogła powstrzymać zszokowanego okrzyku.
    Potter smacznie spał, wyglądając znacznie młodziej i irytująco spokojniej niż zwykle.
    Mogła przynajmniej spytać! Co ona sobie myślała? Potter może teraz pogodził się z obecnością Martina, ale gdy odkryje prawdziwe pochodzenie dziecka…
    Jeśli odkryje.
    Oczywiście. Hermiona nigdy nie podejrzewała, aby Potter to odkrył, dlatego go o to poprosiła. Uwierzyła Severusowi, kiedy powiedział, że nie chce mieć niczego wspólnego ze swoim synem. Podjęła kroki do zapewnienia, że poradzi sobie bez niego.
    Bardzo rozsądne. Tylko tego powinien się spodziewać.

***
            Severus otworzył oczy i spojrzał na zegarek. Piąta trzydzieści nad ranem.  Cztery i pół godziny wspaniałego snu pomiędzy wpełźnięciem do łóżka, zaraz po tym, gdy Poppy go zmieniła, a cichym gwizdaniem, które go obudziło.
            Wyśliznął się z łóżka, uważając, by nie przesunąć zbyt mocno Akilah. Kugucharzyca leniwie otworzyła oczy, spojrzała na niego pogardliwie i zwinęła się w kłębek w ciepłym miejscu łóżka, które on właśnie opuścił. Zarzucając na siebie szlafrok, podszedł do drzwi salonu i otworzył je zamaszyście.
            - Draco, co ty tu robisz o tak nieludzkiej porze?
            - Parzę herbatę. –Chłopak wyglądał okropnie – bledszy niż zwykle, z czarnymi obwódkami wokół oczu. – Nie mogłem spać.
            - To nie jest powód, by mnie budzić. – Severus pogodził się z bezsennością i wyczarował jeszcze jeden dzbanek z czarnym Ceylonem dla siebie. Delikatna mieszanka była pierwszą rzeczą rano. – Co jest? Wyglądasz jak siedem nieszczęść .
            - Wczoraj poszedłem zobaczyć Hermionę – powiedział,  wypełniając swój kubek herbatą o wyjątkowo kwiatowym zapachu. – Pozwoliła potrzymać mi dziecko.
            - To było głupie. – Severus wiedział z doświadczenia, że to było głupie. Tylko raz trzymał Martina i nie pozostawiło to w nim ani jednego włosa, który nie błagałby o to, by móc się troszczyć o nich do końca życia. I, w przeciwieństwie do Dracona, on nieszczególnie lubił dzieci.
            - Wiem. – Chłopak westchnął, przesuwając dłoń po twarzy. – Ja tylko… sam nie wiem. Kocham ją. Nawet wiedząc, że ona mnie nie kocha, nie potrafię od tak… przestać.
            Severus pokiwał głową, ostrożnie ćwicząc wyraz twarzy, by pokazywał jedynie zmęczenie i zrozumienie.
            - To napięcie nie odejdzie w najbliższej przyszłości.
            - Tak. – Draco dolał mleka do herbaty i wziął łyk. – To będzie dla niej trudne. Troszczyć się o dziecko i siebie samą – mogę pomóc, mogę sprawić, że będzie jej lżej, jeśli mi na to pozwoli.
            - Przyjedziesz do niej jak rycerz na białym koniu i zabierzesz do luksusu i wolności, bo chcesz się nią opiekować? – Severus zmarszczył brwi, mieszając nieświadomie w filiżance. Dla niej mógł zrobić znacznie więcej… nie był bez grosza przy duszy, ale groziło mu to, gdyby nie pracował. Nie mógł jej też nigdy zapewnić  takiego rodzaju bogactwa i luksusu, jakim Draco mógł obdarować ją i Martina.
            - Wyłączając to, że ona mnie nie chce. – Draco gwałtownie wypuścił powietrze, przypominało to prychnięcie. – Dlaczego to sobie zrobiłem? Wiedziałem, że to było beznadziejne od początku. Gdybym myślał jasno...Gdy tylko odkryłem prawdę o Martinie, powinienem się domyślić.
            - Domyślić czego? – ostro spytał Severrus.  Nigdy nie powinien dopuścić by jego maski opadły w pobliżu tego chłopca, on pewnie podejrzewał…
Draco spojrzał znad swoich rozmyślań nad herbatą, szare oczy spotkały czarne.
            - Że ktoś inny skradł jej serce jako pierwszy.
            Severus wpatrywał się w niego.
            - Między nami niczego nie ma i nigdy nie będzie – odpowiedział ostro. – Mylny osąd spowodowany był zbyt dużym otumanieniem, to wszystko.
            - A jeśli ona nie uważa, że to był… mylny osąd? Chciałbyś jej, jeśli troszczyłaby się o ciebie?
            Severus odwrócił wzrok. Tak. Och, tak.
            - Nie.
            Sekundy mijały w ciszy, kiedy Draco ponownie prychnął.
            - Chodziło mi o Martina. Powinienem to wiedzieć, że decydując się na dziecko, chciała poświęcić się dla niego przez wykluczenie z wszystkiego innego.
            Severus poniósł wzrok, by zobaczyć Dracona wpatrującego się w niego nieokreślonym wzrokiem z małym, sardonicznym uśmiechem.
            - Czasami bardzo przypominasz mi swojego ojca.
            - Czasami przypominam sobie o nim – odparł, odwracając się i odstawiając kubek. – Powinienem iść.
            - Draco… - Severus uświadomił sobie bolesność swoich słów.
            - W porządku. Jestem… drażliwy. Za mało snu. – Draco zdobył się na mało przekonujący uśmiech.  – U ciebie to samo?
            - Tak.
            - Zatem pójdę. – Podszedł do drzwi i nagle obrócił się, opierając o nie. – Severusie… kiedy rok się skończy i będziesz miał mnóstwo miesięcy wolnych od półgłówków, pojedźmy gdzieś. Dla zabawy, uciekając od tego, jacy byliśmy wcześniej.
            Zaskoczony przez nagłą zmianę tematu, Severus myślał nad propozycją.
            - Ale dokąd?
- Nie wiem. Gdzieś, gdzie jest cicho. Mała wioska w górach, w której nie słyszano o Voldemorcie. Gdzie będziemy z dala od tego wszystkiego choć na chwilę.
            Powoli przytaknął.
            - Brzmi kusząco. – Chciałby opuścić szkołę, kiedy Hermiona odejdzie – wspomnienia jej wypełniającej każdy pokój, teraz, od jego biura przez klasę po skrzydło szpitalne. Podróżując z Draconem ponownie mogłoby być znaczenie lepiej niż samemu. – Może Szwajcaria.
            Draco wybuchnął śmiechem.
            - Powinienem wiedzieć, że będziesz chciał tam pojechać. W końcu tam są wszystkie te rzadkie rośliny i kwiaty.
            - I spokój.
            - Tak. I spokój. – Draco ponownie przetarł twarz dłonią. – Spokój dobrze by mi zrobił.

*Sentencja łacińska ‘in vino veritas’ znaczy: „w winie prawda”. Szersza wersja: ‘in vino veritas, in aqua sanitas’ – „w winie prawda, w wodzie zdrowie”.

 

15 komentarzy:

  1. Kocham to opowiadanie! Tłumacz dalej ;)

    http://harrymione-diary.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, kiedy będzie nowa część ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda mi Draco, pewnie by się lepiej czuł, z myślą że to on pomoże Hermionie wychować Martina... A tu psikus... Biedny chłopak. Swoją drogą dość dziwne, że Severus nie pluł jadem na wszystkie strony przy zranionym Harrym. To do niego dość niepodobne.
    Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie trzeba będzie długo czekać.
    Wszystkiego Najlepszego w 2013 roku i Weny na tłumaczenie i czasu!
    Shanica.ss

    OdpowiedzUsuń
  4. Oho, ale miałam zaległości. ;D
    Wow, ale się porobiło... Ciekawe, czemu ta dziewczyna chciała zabić Harry'ego.
    Harry jakoś tak dziwnie reaguje na Martina... o.O XD Interesujące.
    Nie mogę się już doczekać, co się wydarzy w kolejnym rozdziale! :D
    Świetnie przetłumaczony, nie widziałam żadnych błędów..
    Niecierpliwie czekam na cd. ;)
    Życzę weny, czasu i cierpliwości!
    ~~ mlodzia113

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, bardzo mi się podoba. Severus jest taki... kochany. Harry w stosunku do Martina jest niesamowity, nie dość, że zazdrosny to jeszcze traktuje go jak małpkę.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do Liebster Award :)
    http://corka-zla.blogspot.com/2013/03/liebster-award-po-raz-drugi-i-trzeci.html
    Pozdrawiam ;D
    C.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej super tłumaczenie, jestem zachwycona, ale mam jedno pytanko czy ten blog nadal jest aktywny?
    Jeśli tak to bardzo prosiła bym abyś poinformowała mnie o nowościach na http://bring-me-to-live.blogspot.com/
    Z góry dziękuje
    Pozdrawiam i weny
    SPL

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurde no wiesz co.. Nie mogę się do niczego przyczepić :D A to duży plus bo zawsze muszę coś skrytykować! Na Twoim blogu nie mam co :) Zastanawiam się dlaczego nie piszesz dalej skoro tak dobrze Ci szło? Weź coś dodaj! :)
    Dziękuję za komentarz u mnie, będę odpowiadać na nie w tygodniu :*

    www.nowy-hogwart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj.
    Jestem co prawda na samym początku czytania ale baaardzo mi się podoba to opowiadanie. Dlatego chciałam podziękować Ci bardzo za tłumaczenie go :)
    mam nadzieję, że już niebawem ukażą się nowe rozdziały, i nie zrezygnujesz z tłumaczenia jak robi to wielu. Właśnie zyskałaś nową fankę :D
    pozdrawiam serdecznie
    slimarwen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrezygnować, nie zrezygnuję, bo już zdecydowana większość za mną i źle bym się czuła, nie dokańczając tego, co zaczęłam. Jednak co z częstotliwością pojawiania się rozdziałów... ostatnio nie bardzo mam zapał, a i czas nie jest po mojej stronie, ale sądzę, że nie będzie tak źle ;)

      Usuń
    2. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mi odpisałaś...
      Rozumiem brak zapału, każdego czasem dopada coś :)
      ale cieszę się, że mimo wszystko postanowisz kontynuować.
      Nie martw się i tłumacz wszystko we własnym tempie :) ja poczekam
      pozdrawiam

      Usuń
  10. Czytałam 1 część jeszcze na Onecie ;D Ale później miałam problem z odnalezieniem tego na Blogspocie. Rozdział czarujący ;D Naprawdę. Severus jak zwykle pełen ambiwalentnych uczuć, ciekawa jestem kiedy zmądrzeje? ;)
    Mam nadzieję, że nowy rozdział rzeczywiście pojawi się koło majówki ;). Serdeczne pozdrowienia Shanica :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam Cię :) Jeszcze z komentarzy na bezcurku, często się tam pojawiałaś :D
      A rozdział się pojawi na pewno :)

      Usuń
  11. nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee. ratunku! Boze, myślałam, że to opowiadanie jest już skończone... a tu wypada czekać z wielką cierpliwością na decydujące rozdziały. Jak mogłam to sobie uczynić.
    To moje drugie opowiadanie w tym połączeniu. Pierwsze niewarte było zapamiętania. Za to to, zdecydowanie zostanie dodane do zakładek, by za jakiś czas tu wrócić.
    Moja Droga Damo, zaczęłam czytać wczoraj koło 4 w nocy. Dotrwałam do 6:30 i 17 rozdziału, na dziś zostawiłam resztę :) I doszłam tu. Nie wiem jak ując swoje wrażenia co do niego, by nie zabrzmiały płytko i negatywnie. Bo opowiadanie ni mniej ni więcej jest bardzo mroczne. Jakby się zastanowić czytając cały czas towarzyszyło mi przygnębienie, jakieś takie zduszenie, jakby męczył mnie jakiś poważny problem. To jak nic świadczy o Twym kunszcie literackim (nie wiem, jak można tak udanie z jednego języka na drugi tyle i tak przekazać). Do tego choć daleko mi jeszcze w głowie do bycia matką (choć lata mam już odpowiednie) to przez całe opowiadanie wspólnie z Hermioną byłam w ciąży. Odczuwałam niepokój, troskę, zaangażowanie. Chciałabym być tak odpowiedzialna, trzeźwo myśląca jak ona.
    Bardzo podoba mi się to, że bez płytkich umizgów opowiadanie porusza, zachęca do przypatrywania się tej historii, oczekiwania na rozwój wypadków.
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :)
    pozdrawiam (bardzo, bardzo ciepło, w tą deszczową majówkę), jus

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowne tłumaczenie i samo opowiadanie:) mam nadzieję, że je ukończysz :)

    OdpowiedzUsuń