Gdy szła, wszędzie słyszała szepty. Te informacje
były nieprzyjemne, nieprawdziwe i nieprofesjonalnie. Jednak to nie powstrzymało
większości szkoły od .. cóż, trudno w to uwierzyć, ale obawy przed okazaniem
się, że to prawda. Pozory końca wojny, których każdy kurczowo się trzymał, opadły.
Wszystko, co warte zapamiętania, nagle obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni,
a Hermiona spędza dzień po ukazaniu się tej historii na słuchaniu szeptów i
oglądaniu uciekających od niej ludzi.
Na szczęście
Rita nie kontynuowała dalej tego artykułu. Ale Prorok wydrukował kilka stron gniewnych, przerażających listów
podkreślających, żeby Hermiona została wydalona, przesłuchana pod Veritaserum,
aresztowana i a także innych jeszcze gorszych propozycji. Ministerstwo wydało
oświadczenie stwierdzające, że nie mają żadnych powodów, by wierzyć, że
Voldemort i tym razem znalazł jakiś sposób na zabezpieczenie się przed śmiercią.
Jednak ta oficjalna wypowiedź została tylko wykorzystana do przykrycia ich
własnych tyłków, na wypadek gdyby ktoś przeczytał więcej o potwierdzeniu niż
zaprzeczeniu.
Harry
był wściekły.
– Scrimgeour się
doigrał – mruknął, idąc obok Hermiony zmierzającej na Zielarstwo. – Były auror
czy nie, nie może być groźniejszym przeciwnikiem niż Voldemort. Pewnego dnia
dorwę go poza kamerami i wtedy…– Przejechał palcem po szyi w znaku ucinania
głowy, a torba zjechała mu po ramieniu na podłogę.
– Chciałabym móc się z
tobą nie zgodzić, ale tym razem masz całkowitą rację – powiedziała dziewczyna,
krzywiąc się z powodu bolącego biodra. Szybkie chodzenie stawało się coraz
trudniejsze. – Będę mogła pomóc?
– Jasne. Przytrzymasz
go przy ziemi, a ja walnę go porządną klątwą . – Harry z roztargnieniem
podniósł jej torbę. – Dawaj mi to. Nie mogę uwierzyć, że ludzie uwierzyli w te
bzdury.
– Nie sądzę, żeby
większość z nich naprawdę w to uwierzyła – oznajmiła Hermiona, próbując być
sprawiedliwą. – Oni tylko są tak strasznie przerażeni tą wiadomością, że nie
mogą w to nie wierzyć. Udają tak mocno, że wojna właśnie… że to się naprawdę
nie stało, skończyło, aż tu nagle wyciągnięto wszystko na nowo, gdy tylko zaczęli
normalnie żyć.
– Masz w sobie więcej
zrozumienia niż ja – przyznał Harry, ponuro spoglądając na parę
trzeciorocznych, którzy nerwowo zachichotali zauważywszy zamyśloną Hermionę. –
Szczerze mówiąc, czasami zastanawiam się, dlaczego kłopotałem się ratowaniem
czarodziejskiego świata.
– Nie powinieneś tak
myśleć, Harry. – Hermiona lekko go szturchnęła. – Wyrzuć takie głupie myśli ze
swojej głowy, ale już.
– Masz rację –
powiedział ze śmiechem, spuszczając wzrok, by na nią spojrzeć. – Nawet, jeśli
wszyscy mnie denerwują, mam jeszcze ciebie, Ginny, Rona i resztę. I dziecko. Cieszę
się, że urodzi się w bezpieczniejszych czasach.
– Ja też. – Odwzajemniła
jego uśmiech. – Nie wiem, czy odważyłabym się to zrobić, gdyby wojna nadal
trwała.
– Nie dziwię ci się. –
Przytaknąwszy jej, zamachał ręką i zawołał: – Hej, Ron!
Weasley dogonił ich
zaraz po tym, jak weszli do szklarni.
– Sorry za spóźnienie –
przeprosił, ale wyglądał na zadowolonego z siebie. – Musiałem porozmawiać sobie
z szóstorocznym mówiącym niemiłe rzeczy o Hermionie.
Harry się zjeżył.
– Na przykład jakie?
– Coś o tym, kiedy
wszyscy dowiedzieli się, że jest w ciąży i inne. Wiesz, że niby jest… ekhem,
pozbawiona moralności. – Ron trochę się zarumienił. – Ale, ale, my wiemy, że
nie jest, a to najważniejsze, prawda?
– Powinniście. –
Uśmiechnęła się. Harry spojrzał na nich oboje i poczerwieniał. – Właściwie to
nie jest dla was proste i lubię was.
Ron zarumienił się i
uśmiechnął w tym samym czasie.
– Taak, cóż.. gdyby to nie
były czasy Możemy Umrzeć w Każdej Chwili, wątpię, czy moglibyśmy dostać się gdzieś
z tobą – powiedział, wyraźnie uznając to za komplement.
Hermiona zachichotała i
zdjęła rękawice ze skóry smoka, czując się już lepiej.
– Dobra, złapcie tę
Tentakulę i rzućcie mi nasiona do czyszczenia. Pomogłabym, ale… – Zatrzepotała
niewinnie rzęsami, wskazując na brzuch.
– I tak byśmy ci
pomogli – radośnie oznajmił Harry, zakładając rękawice. – Jesteś za malutka.
Roślina mogłaby pomylić cię z królikiem i stałabyś się jej przekąską.
*
– Panna Parkinson.
Zapraszam.
Severus lubił Pansy.
Pokładał w niej nadzieje. Ale teraz cieszył się, oglądając jej pobladłą i wystraszoną
twarz. Rozpoznała jedwabisty ton oznaczający
prawdziwą wściekłość, mimo że nigdy wcześniej nie była skierowana na nią.
– Chciał mnie pan
widzieć, profesorze? – spytała, podchodząc do biurka z miną więźnia skazanego
na szubienicę.
– Owszem, panno
Parkinson. – Przyglądał jej się przez długą, krępującą dla niej chwilę, przez
co pobladła jeszcze bardziej. – Mam do ciebie kilka pytań.
– O co chodzi, proszę
pana? – Odwaga opuszczała ją tak szybko, jak woda przelewa się przez sito.
Pochylił się do przodu
z groźbą w oczach.
– Możesz podać mi choć
jeden przyzwoity powód, dla którego nie powinnaś natychmiast wylecieć ze
szkoły?
Wzdrygnęła się.
– C-co? – wyjąkała,
nerwowo wyłamując sobie ręce. – Ja nie…
– Czyli zaprzeczasz, że
ostatnio kontaktowałaś się z Ritą Skeeter i zaproponowałaś jej odrażającą i
kompletnie bezsensowną historię o pannie Granger, którą ona następnie
wydrukowała?
– Tak! To znaczy… – Spojrzała
na niego zaskoczona. – Profesorze, dlaczego pana obchodzi, co…
Przyglądał jej się z
takim natężeniem, że usta zamknęła tak szybko, aż przygryzła sobie język.
– Panno Parkinson, wiem
o twoim i Dracona zaangażowaniu w ośmieszenie Harry’ego Pottera, przez plotki
przekazane Ricie Skeeter na czwartym roku. Wtedy nie ingerowałem, ponieważ
nieszczególnie obchodziło mnie, czy Chłopiec, Który Przeżył, By Mnie Irytować
ma kłopoty czy nie. To, że nikt wtedy nie podjął żadnych kroków w tym kierunku,
wcale nie oznaczało, że nie będę wiedział, kto to był, jeśli sytuacja się
powtórzy.
– Ale czemu martwi się
pan o Granger? – Posłała mu spojrzenie pełne troski. – Profesorze?
– Zdaje mi się, że
pragniesz wzniecić obawy przed Czarnym Panem i jego pozostałymi zadaniami, ale
zapomniałaś, że to znacznie prostsze do rozpracowania przez byłego
śmierciożercę, panno Parkinson –
warknął. – Który, pewnie jesteś tego świadoma, siedzi naprzeciwko ciebie. Jeśli
to odbije się na mnie, zapewniam cię, że nie tylko wylecisz ze szkoły, ale uczynię
piekło z twojego życia, zrozumiałaś?
– Ale to naprawdę nie
ja! – krzyknęła gorączkowo. – Myślałam o tym… Rozmawialiśmy…
– My?
– Ja, Milicenta,
Teodor, Vincent… większość siódmorocznych poza Draconem. – Pansy była lojalna
wobec swoich kolegów, ale nie aż tak bardzo, aby igrać ze złym Severusem
Snape’em. – Myślałam, że to trochę przytarłoby jej nosa, gdyby Rita napisała o
jej ciąży, trochę ją poniżyła i te inne… – Oczy mu się zwęziły, toteż zaczęła mówić
jeszcze szybciej. – Ale jeszcze się z nią nie kontaktowałam, przysięgam! Nie
podawałam jej tych informacji, które zostały wydrukowane!
– Doprawdy. Panno
Parkinson, sugerowałbym, żebyś nie kłamała mi w żywe oczy.
– Dobra, może i coś tam
mi się wymsknęło – Widać było, że się spociła. – Ale, wie pan, może ojciec był
po naszej stronie i dlatego się go wstydziła, ale nigdy bym nie powiedziała, że
to… On – to jest nawet za bardzo złośliwe jak na mnie!
– Naprawdę. – Wierzył
jej. Nie była specjalnie subtelna, chociaż mogła być przebiegła, ale nigdy nie
potrafiła kłamać. – W takim razie proponuję ci dowiedzieć się, kto skontaktował się z panną Skeeter, bo
łatwo mogę zrobić z ciebie kozła ofiarnego i osobiście podać cię na srebrnej
tacy pani dyrektor. Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo przeżyła ten atak na jej
drogocenną ulubienicę.
Pansy była teraz blada
jak papier. Przełknęła głośno ślinę.
– Tak, profesorze –
wyszeptała. – Rozumiem.
– To dobrze. – Zdobył
to, czego chciał, więc uznał, że może okazać jej łaskę zanim dziewczyna
zemdleje ze strachu. – Jestem pewien, że tamta osoba nie brała mnie pod uwagę,
jako potencjalne zagrożenie – powiedział groźnym pomrukiem. – Atak na
Gryfońskie Trio zawsze było słusznym znaczeniem wyrażenia niezadowolenia.
Jednakże dalsze gnębienie panny Granger nie będzie tolerowane. Sugeruję, żebyś
była szczera wobec innych.
Spojrzała na niego
zaskoczona, a on odwzajemnił się kwaśną miną.
– To nie jest
powszechnie wiadome, trudno utrzymać wizerunek bohaterskiego i szlachetnego,
ale kiedy skontaktowałem się z Zakonem po śmierci Dumbledore’a, pan Potter chciał
mnie zabić. Przeżyłem tylko dlatego, że panna Granger – pokazując żałosny brak
gryfońskich wartości – rzuciła się pomiędzy mnie a jej przyjaciela, broniąc
mnie przed rozbrojeniem. Byłem bezbronny, a ona uratowała mi życie, teraz mam
wobec niej dług. Więc jeśli nie możesz
być wobec niej uprzejma, ignoruj ją. Rozumiesz mnie?
– Tak, profesorze –
powiedziała łagodnie. To powinno powstrzymać Ślizgonów przed atakowaniem
Hermiony, w końcu… dług życia był poważną sprawą, szczególnie kiedy było to
powszechnie znane. Gdyby dziewczyna była zagrożona, byłby zmuszony ją chronić, nawet przed własnym domem. – Przepraszam,
profesorze. Nikt z nas nie sądził, że to może wprowadzić pana w tarapaty.
– Teraz wiecie. –
Zwłaszcza, jeśli tajemnica ojcostwa nie została ujawniona. – Idź. Dowiedz się,
kto to zrobił, zgłoś się do mnie, nie do dyrektorki, może ta osoba nie zostanie wyrzucona. – Przytaknęła i odwróciła się
do wyjścia. – I, panno Parkinson… trzydzieści punktów od Slytherinu. Jednak chciałaś
to zrobić.
Wzdrygnęła się.
– Oczywiście –
wymamrotała i odeszła.
Severus zmarszczył brwi, udając się do
własnych kwater. Rada powinna już tu być. Profesor McGonagall, ku jego
zdziwieniu, włączyła go w plan, który przygotowała razem z Hermioną. Właśnie
nadchodził czas, w którym miał zająć swoją pozycję.
*
– Jestem całkowicie
przeciwna tej oburzającej ingerencji w prywatność ucznia. – Głos profesor
McGonagall był wyraźnie słyszalny, kiedy schody dotarły do biura dyrektora. – I
to nie tylko jakiegoś tam ucznia, ale bohaterki wojennej i posiadaczki Orderu
Merlina Pierwszej Klasy!
Rada Nadzorcza
pozostała na dłużej niż zakładała profesor McGonagall. Oczekiwała najwyżej
dwóch dni, a zostawała na osiem. Ostatecznie członkowie przybyli, domagając się
prywatnego przesłuchania Hermiony Granger, zanim w ogóle ustalono, czy ma stanąć
przed Wizengamotem, by bronić się przed postawionymi jej zarzutami.
Kiedy Hermiona
otworzyła drzwi akurat na słowach: „zarzuty muszą zostać zbadane”, dwunastu
członków spojrzało na nią, jakby była sklątką tylnowybuchową. Niebezpieczna, ohydna
i poza ich doświadczeniem. Dwóch aurorów, którzy nalegali, by ją przyprowadzić,
było lekko zawstydzonych przebiegiem tej całej sprawy.
Profesor McGonagall
zatroszczyła się o dostarczenie krzeseł dla członków Rady. Sama zasiadła za
biurkiem z groźnym grymasem twarzy. Portret profesora Dumbledore’a miała po
swojej prawej stronie, a po lewej były ustawione cztery krzesła, na których
zasiadali opiekunowie domów, ich twarze wyrażały pogardę na swój własny sposób.
Profesor Flitwick
zmarszczył brwi i patrzył głęboko zawiedziony. Profesor Sprout wyraźnie nie
kłopotała się oczyszczeniem przed przybyciem tutaj i była tematem rozmów dwóch,
wyglądających na zdenerwowanych członków, jakby spojrzeniem miała sprowadzić
Jadowitą Tentakulę. Profesor Sinistra przyglądała się wszystkiemu z lekceważeniem,
co jakiś czas ziewając w z gracją wyciągniętą dłoń. Profesor Snape jak zwykle
miał swoją groźną minę i głaskał już nie tak małego, leżącego mu na kolanach Kuguchara,
który cały czas nieruchomo wpatrywał się w Radę.
Hermiona prawie się
uśmiechnęła, widząc to typowe dla Ślizgonów postępowanie – obecność Akilah
miałaby zniweczyć rzucenie w jego stronę oskarżeń bycia śmierciożercą – jednak
udało jej się utrzymać twarz i spuściła wzrok, gdy pani Pomfrey poprowadziła ją
do pojedynczego krzesła umieszczonego po lewej stronie biurka profesor
McGonagall.
Pani Pomfrey grała
znakomicie, trochę gderała i mamrotała swoje obawy, kiedy sadzała Hermionę na
miejscu. Obróciła się i stanęła naprzeciwko Rady.
– Pozostanę, by dopilnować,
żeby panna Granger nie była niepotrzebnie stresowana – powiedziała, krzyżując
ręce na piersi. – Jest moją pacjentką i nie pozwolę, żebyście ją denerwowali bardziej
niż to konieczne. Jest zbyt krucha, a dziecko może być zagrożone.
– Słusznie – zgodziła
się profesor Sprout, przyglądając się Hermionie z zainteresowaniem. Była zbyt
podenerwowana, by jeść i nie spała zbyt dobrze odkąd opublikowano ten artykuł,
co nie wpłynęło korzystnie na jej wygląd, jeśli lustro nie kłamało. – Nie można
dodatkowo narażać dziecka.
Hermiona pozwoliła
sobie na lekki uśmiech, mając nadzieję wyglądać, jakby starała się być dzielna.
– Dziękuję, pani
profesor – powiedziała cicho. – Wszystko będzie w porządku.
– Oczywiście, że
będzie. – Korneliuszowi Knotowi udało się dostać do Rady i wyraźnie czuł, że
powinien uczestniczyć w przesłuchaniu – zasiadł na czele grupy i patrzył na
profesor McGonagall z wyzwaniem w oczach. Żaden z jego towarzyszy nie wydawał
się być chętny przyciągnąć jej uwagę, więc pewnie sam się z tym wyrwał. –
Szczerze mówiąc, uważam, że to przekonywanie
nas o słabości dziewczyny, jest bardzo nieprzekonujące.
Konstancjo, prosimy rozwiać nasze wszelkie wątpliwości.
Szczupła, niemiło wyglądająca
czarownica wymamrotała zaklęcie, szturchając różdżką Hermionę.
– Nic – powiedziała po
chwili. – Nawet zaklęć kosmetycznych.
Pani Pomfrey prychnęła
z dezaprobatą.
– Ma osiemnaście lat,
zdecydowanie jest niewielka jak na trzeci trymestr, przejmuje się tym… tym
wszystkim tak bardzo, że straciła apetyt. Gdyby to ode mnie zależało, leżałaby
w łóżku skrzydła szpitalnego i odpoczywała, ale ponieważ kładzie nacisk na
uczestnictwo we wszystkich zajęciach…
– Panna Granger ma
perspektywy znakomitych wyników owutemów, skoro nadąża z pracami domowymi – oznajmiła
ze znudzeniem profesor Sinistra. – Oczywiście udogodnienia zostały dostosowane
do jej stanu…
– Udogodnienia jakiego
rodzaju? – Knot od razu zażądał wiedzieć. – Jak podejrzewam, ocenienie jej
pracy na podstawie darowania prac domowych…
– Nieprawda. – Profesor
Sinistra machnęła lekceważąco ręką. – Mimo że jest fizycznie niezdolna do
niektórych zadań, nadal utrzymuje pozycję najlepszej w klasie. Udogodnienia, o
których wspomniałam, dotyczą pomoc w niemocy szybkiego poruszania się między
klasami, wspinania po schodach Wieży Gryfonów i tak dalej. Została zwolniona z
praktycznej części lekcji eliksirów aż do porodu.
– W zamian postanowiła
poświęcić później weekendy i wieczory na wykonanie tych prac, które opuściła –
dodał profesor Snape, rzucając Knotowi zimne spojrzenie. – Chyba nie sądzisz,
że pozwoliłbym opuścić jej zwyczajny poziom, którego oczekuję od moich
wszystkich uczniów w klasie owutemowej?
– Oczywiście, że nie. –
Mały, niepozornie wyglądający czarodziej z zimnymi oczami uprzedził Knota,
pochylając grzecznie głowę w stronę Severusa, który odpowiedział kiwnięciem
głowy. – Departament Tajemnic jest bardzo zadowolony z osiągnięć pańskich
zdolnych uczniów – Horacy Slughorn nie nauczał lepszych od siebie.
– Racja. – Snape
uśmiechnął się nieznacznie, patrząc z zadowoleniem na Knota. Ciągle nie
spojrzał na Hermionę, która dobrze sobie radziła – nie była pewna, że czy
byłaby w stanie utrzymać twarz pod kontrolą, gdyby on ją przesłuchiwał.
– Cóż… – Knot
zmarszczył brwi. – W takim razie… upomnę egzaminatorów, by nie dawali żadnych
forów pannie Granger podczas zdawania owutemów. – Spojrzał niemiło na Hermionę.
– Ostatecznie będziesz oceniana jak reszta uczniów.
– Nie brałam pod uwagę
innej możliwości – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Nie mam zamiaru korzystać
z mojego stanu, żeby zyskać jakieś specjalne przywileje…
– Rozumiem, że dostałaś
prywatne kwatery – mruknęła szczupła kobieta, która była bardzo podobna do bliźniaczek
Patil. – To był na pewno specjalny przywilej, kiedy chodziłam do szkoły.
– To tylko dla dobra
koleżanek z dormitorium panny Granger i jej własnego – ostro sprostowała
McGonagall. – Nie oczekiwałabym, żeby dziewczęta chciały dzielić pokój z
noworodkiem w miesiącu poprzedzającym ich owutemy. Najlepszym wyjściem było
przeniesienie panny Granger do innego pokoju, zważywszy na wygodę samej panny Granger
i osób w jej otoczeniu, bo ciąża ograniczała możliwości fizyczne. Wszyscy są,
jak podejrzewam, zadowoleni, że dłużej nie ma kłopotów ze schodami w Wieży
Gryfonów i już jej nie przeszkadzają.
Profesor Sprout
uśmiechnęła się na widok zaskoczonych min większości członków Rady.
– Dziewczęta narzekały
na to, że dużo czasu spędza w toalecie – powiedziała, wciąż się uśmiechając. – Pewne
rzeczy trwają dłużej i muszą zajmować więcej czasu w trzecim trymestrze, jeśli
wiedzą państwo, co mam na myśli.
– Ach… tak, oczywiście
– odpowiedziała szczupła czarownica z wyrazem głębokiego zniesmaczenia. –
Pamiętam.
– Z pewnością, cóż… -
Knot lekko poróżowiał. – Jestem rozczarowany, pani profesor, że dopuszcza pani
do takich… sytuacji. Biorąc pod uwagę jej obecny stan i niezamężność, panna
Granger z pewnością nie daje dobrego przykładu młodszym uczniom.
Profesor McGonagall
zmrużyła oczy.
– Uważam, że panna
Granger daje doskonały przykład młodszym uczniom – rzekła ostro. – Jest nie
tylko inteligentna, odważna i chętnie się uczy, ale także potrafi zaakceptować
konsekwencje swoich poczynań i robi to bez pytania innych, proszenia o pomoc
czy oczekiwania specjalnego traktowania. Chciałabym, aby wszyscy nasi uczniowie
byli tak odpowiedzialni. – Knot otworzył usta, kiedy mu się przyglądała. – I
zanim wspomnisz znaczenie słowa „moralność”, Korneliuszu Knocie, proponuję
przypomnieć sobie, że byliśmy razem w szkole i byłeś znany ze swojego braku
dyskrecji i już wtedy planowania swojej przyszłości.
Knot spurpurowiał i poruszył
się niezręcznie.
– To nie ma żadnego
związku z tą sprawą – wymamrotał, próbując utrzymać pełną godności postawę pod
bacznym wzrokiem sześciu członków grona pedagogicznego Hogwartu uśmiechającego
się do niego pogardliwie. – Przybyliśmy tu zadać kilka pytań pannie Granger odnośnie
poważnych zarzutów stawianych jej przez pannę Skeeter na łamach Proroka Codziennego.
Hermiona spojrzała na
dłonie złożone na brzuchu.
– Zarzuty są po prostu
śmieszne i tak nieprawdopodobne, jak wszystko, o czym pisze panna Skeeter –
powiedziała poważnie. – Nie mogę uwierzyć, że dwunastka teoretycznie dorosłych
czarodziejów bierze je na poważnie.
Były minister skrzywił
się.
– Panna Skeeter jest
szanowanym członkiem prasowym, panno Granger, i radziłbym zatrzymać swoją bezczelność
dla siebie. Możesz nie być postawiona przed Wizengamotem, ale wciąż możesz mieć
duże kłopoty.
Profesor McGonagall
prychnęła.
– Panie Knot, niepotwierdzone
plotki propagowane przez znaną z głoszenia sensacji dziennikarkę, której usilne
łapanie się rzeczywistości jest tak słabe, że oblała wszystkie z wyjątkiem
dwóch sumów i to powinno stanowić mnóstwo kłopotów, a ledwie jest niedogodnością.
– Trudności w nauce
panny Skeeter nie są teraz ważne! – krzyknął Knot, nadymając się ze złości. –
Zarzuty, które postawiła są bardzo poważne!
– Co najwyżej bardzo śmieszne
– odwarknęła McGonagall. – Jak gdyby panna Granger, jedna z najbliższych
przyjaciół Harry’ego Pottera, miałaby cokolwiek wspólnego z Voldemortem… –
kilkoro członków Rady wzdrygnęło się na wspomnienie tego imienia – … nie mówiąc
już o pozwoleniu mu do prokreacji!
– Czy panna Granger
wyjawiła pani nazwisko ojca dziecka, pani dyrektor? – spytała czarownica, która
z pewnością była ładna zanim na jej twarzy zagościł szyderczy uśmieszek.
– Nie zrobiła tego –
odpowiedziała McGonagall, prostując się i patrząc na szyderczo uśmiechającą się
kobietę. – Szanuję jej prywatność.
– Więc nie jest pani w
stanie oceniać, kto może, a kto nie może nim być. – Kobieta rzuciła Hermionie
pogardliwe spojrzenie. – Jednak to nie powinno trwać długo. Minister Scrimgeour
w tym przypadku zezwolił na użycie Veritaserum w obecności aurorów.
Kilka osób zaczęło mówić
jednocześnie.
– Oburzające! –
skrzeczał profesor Flitwick. – Absolutnie okropne!
– Panna Granger nie
jest przestępcą – powiedziała profesor Sinistra, tym razem patrząc w pełni
świadomie. – To wbrew wszelkim przepisom…
– Bądźcie poważni –
rzekła z pogardą profesor McGonagall.
I ponad nimi wszystkimi Poppy Pomfrey, która
miała decydujący głos, zaprzeczyła:
– Nie.
– Minister Scrimgeour…
– Minister Scrimgeour
nie ma prawa narażać mojej pacjentki! – zaoponowała pielęgniarka. – Jeśli
będzie trzeba, skontaktuję się z Uzdrowicielem z Hogsmeade, ale panna Granger
nie wypije Veritaserum.
Knot spojrzał na nią
nadęty.
– Nie posiadasz takich
uprawnień…
– Właściwie, panie
Knot, posiadam. Jako wykwalifikowana od bardzo dawna Uzdrowicielka w Hogwarcie
ponoszę odpowiedzialność za stan panny Granger. Mam pełne prawo zatrzymać i
pana, i Ministra przed targnięciem na zdrowie mojej pacjentki i jej dziecka.
– Przez Veritaserum? –
Niemiło wyglądająca czarownica… Konstancja… prychnęła. – Veritaserum jest
całkowicie bezpieczne, pani Pomfrey, jeśli chciałaby pani wiedzieć. To jest
plan dziewczyny, żeby uniknąć przesłuchania…
– Zgadzam się,
Veritaserum jest nieszkodliwe dla większości ludzi – wtrącił lekceważącym tonem
Snape, wywołując w gabinecie ciszę z taką łatwością, jak robił to w klasie. –
Jednak zawiera napar z mięty polej. – Na chwilę zamilkł i westchnął z wyraźną
niecierpliwością. Nikt, nawet Poppy, nie wiedział, czym była wspomniana przez
niego mięta polej i wyraził swoją pogardę dla każdego, kto nie posiadał tak
oczywistej wiedzy. – Mięta polej jest podstawowym składnikiem większości
eliksirów używanych do usuwania niechcianych ciąż. Jest to wysoko skuteczna
metoda aborcji.
– Nie możecie podać
tego pannie Granger – surowo zakazała pani Pomfrey. – To poważne zagrożenie życia
jej dziecka. Nie pozwolę do tego dopuścić, a pańscy aurorzy nie zrobią tego, nawet
jeśli będzie pan nalegał.
– Oczywiście, że nie,
pani Pomfrey – uspokajał ją młodszy czarodziej. Wyglądał na około trzydziestki,
był tak młody, że doskonale pamiętał szkolną Uzdrowicielkę. Knot spiorunował go
wzrokiem, a tamten wzruszył ramionami. – Ona ma rację, panie Knot. Nie możemy zrobić
niczego, co stanowiłoby zagrożenie dla dziecka. Nie sądziłem, że grozi ono
nawet ze strony Veritaserum, ale profesor Snape jest jedyną osobą wiedzącą tyle
o eliksirach i ich skutkach. – Nerwowo spojrzał na nauczyciela eliksirów.
– Zapewniam cię,
Stebbins, sprawdzałam w Świętym Mungo tak, jak i profesor Snape, i tamtejsi
Uzdrowiciele potwierdzili, że Veritaserum jest niebezpieczne w czasie ciąży,
choć po raz pierwszy spotkano się z takim pytaniem. – Pani Pomfrey uśmiechnęła
się pobłażliwie do młodego człowieka, który zarumienił się i próbował ukradkiem
wyprostować kołnierzyk i poprawić włosy.
– Nie ma sprawy. –
Konstancja wzruszyła ramionami. – Zaklęcie prawdy nie będzie do końca
skuteczne, ale to powinno nam wystarczyć. Zakładam, że na to pani pozwala,
Uzdrowicielko?
Pani Pomfrey pociągnęła
nosem.
– Pozwalam. Ale (tylko)
jeśli panna Granger okaże jakiekolwiek oznaki przemęczenia lub zestresowania,
będę zmuszona przerwać przesłuchanie.
– Zaklęcie prawdy musi
zostać rzucone – niemiło wtrącił Knot. – Konstancjo, jeśli mogłabyś…
– Nie zgadzam się. – Profesor
McGonagall wstała zza biurka, patrząc wzdłuż swojego ostrego nosa na niskiego
Knota. – Nie pozwolę osobie, której nie znam, na rzucanie zaklęcia prawdy na
jedną z moich uczennic. Jeśli upierasz się przy tych głupich założeniach, Knot,
w takim razie to ja nałożę zaklęcie i będę zadawać twoje pytania, wtedy, i
tylko wtedy, gdy będą odpowiednie i istotne, czy to zrozumiałe?
Twarz Knota podeszła purpurą.
– Minerwo, za bardzo
się wtrącasz! Nie masz uprawnień…
– Przeciwnie, ma je –
rzekł starszy auror… Hermiona była pewna, że to Savage. Pracował z Tonks parę
razy. – Od czasu wprowadzenia Dekretów Edukacyjnych, profesor McGonagall, jako
dyrektorka, podejmuje ostateczną decyzję we wszystkich testach, szlabanach,
naganach, odpytywaniach i różnych innych wydarzeń dyscyplinarnych dotyczących
wszystkich uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, wyjątek stanowi
sprzeciw rodzica, w wypadku nieletnich, albo samych uczniów, w wypadku już pełnoletnich.
Oczywiście, jeśli nie ma żadnych podejrzeń, jakoby dyrektor lub dyrektorka
próbował celowo blokować dochodzenie w sprawach karnych. W takim wypadku
należałoby składać odpowiednie podanie na piśmie do…
– Tak, tak, Savage,
masz rację. – Knot wyglądał wręcz na wściekłego i gdy odwrócił wzrok, Savage
mrugnął do Hermiony. – Świetnie, Minerwo, możesz rzucić zaklęcie, ale podasz
wszystkie nasze pytania!
– Jeśli będą
odpowiednie i istotne do sprawy – dodała chłodno McGonagall. – W innym
przypadku będziesz musiał je zmienić… albo zrobię to za ciebie. – Stanęła
naprzeciwko Hermiony, wyciągając różdżkę z rękawa. – Oro veritas – powiedziała, dotykając końcówką różdżki ust Hermiony.
– Jak się nazywasz?
–
Hermiona Jane* Granger – odpowiedziała natychmiast. To było dziwne uczucie –
musiała odpowiedzieć, ale (nie) jej umysł nie był ospały jak to ma miejsce w
przypadku Veritaserum. Była pewna, że nawet może odmówić udzielenia odpowiedzi
tak długo, jak zechce, pod warunkiem, że później odpowie zgodnie z prawdą.
–
Bardzo dobrze. Gdyby nie była zmuszona odpowiedzieć zgodnie z prawdą,
usłyszelibyśmy tylko „Hermiona Granger”, pominęłaby drugie imię, uznając tę
informację za nieistotną. – Knot spojrzał na Savage’a, który machnął różdżką i przytaknął,
potwierdzając działanie zaklęcia. Profesor McGonagall z pogardą rzuciła okiem
na byłego Ministra. – Jeśli jesteś gotowy, Korneliuszu, możesz zaczynać.
Patrzył
się na Hermionę.
–
Kto jest ojcem dziecka?
Profesor
McGonagall potrząsnęła głową.
–
Nieodpowiednie, Korneliuszu. Ojciec dziecka musi pozostać anonimowy. Jeśli nie
jest osobą podejrzaną, wtedy wystawianie go publicznie jest zarówno
niepotrzebne, jak i nieetyczne. Popraw je, proszę.
Spiorunował
ją wzrokiem.
– Świetnie… Panno Granger, czy ojcem
twojego dziecka jest Voldemort?
Tym
razem Minerwa przytaknęła i powtórzyła pytanie. Hermiona zmarszczyła brwi.
–
Nie, oczywiście, że nie! To absurdalne.
–
Czy miał coś wspólnego z twoją ciążą?
–
Nie bezpośrednio – odpowiedziała zarumieniona. W ogóle nie miał z nią wspólnego!
–
Aha! – Knot wyglądał na zadowolonego. – W jaki sposób to spowodował?
Profesor
McGonagall ponownie przekazała pytanie, unosząc brwi.
–
Zaczął wojnę – powiedziała Hermiona i, usłyszawszy swoją odpowiedź, westchnęła
z ulgą. Widocznie „coś” naprawdę miało znaczenie dlatego zaklęcia. – To
pośrednio doprowadziło do poczęcia dziecka. – Pospiesznie skończyła mówić,
zanim mogło wydać się więcej szczegółów.
Knot
opadł, wyglądając na wilce rozczarowanego.
–
Czy Voldemort w jakiś sposób zaangażował się w… rozpoczęcie ciąży?
–
Nie.
–
Czy namówił inną osobę, by przyczyniła się do twojego obecnego stanu?
–
Nie.
Czarownica
z szyderczym uśmieszkiem przesunęła się do przodu i Knot kiwnął w jej stronę
głową.
–
Panno Granger – zaczęła chłodno – czy ojciec dziecka w żaden sposób nie zmusił
cię do… stosunku? Otumaniając cię alkoholem, podając jakiś eliksir, rzucając
zaklęcie albo coś w tym rodzaju?
–
Na pewno nie. Jeśli by tak było,
natychmiast bym to zgłosiła – odpowiedziała poważnie, kiedy usłyszała
powtórzone pytanie. – Dużo mowy o tym jest w prawie aurorów i przepisach
czarodziejów.
–
Tak. Oczywiście. Czyli zrobiłaś to całkowicie dobrowolnie, tak? – Czarownica kontynuowała,
przyjmując maskę zmartwienia.
–
Tak – wyznała niechętnie. To skłaniało do pytań, na które nie chciała
odpowiadać, szczególnie, że on stał w pobliżu.
Uśmiech
nieznacznie się poszerzył.
–
Z jak wieloma partnerami… angażowałaś się… w trakcie i po wojnie? Całkowicie
dobrowolnie?
Słychać
było zszokowane szepty pochodzące od opiekunów, a profesor McGonagall
wyprostowała się w gniewie.
–
Zdecydowanie nieodpowiednie! Panna Granger nie ma obowiązku zaspokajać pani ciekawości!
–
Jedynie próbuję wyjaśnić sprawę, pani dyrektor. Inaczej je sformułuję. Panno
Granger, czy jesteś pewna, bez żadnych wątpliwości, kto jest ojcem dziecka? Nie ma możliwości, że może być inna osoba?
–
Żadnych wątpliwości. W tamtym czasie był jedynym. – Hermiona zacisnęła zęby,
rumieniąc się. – Jednak nie rozumiem, dlaczego to jest istotne.
–
Musimy być pewni. Czy ojciec dziecka jest
ci znany osobiście? – Czarownica machnięciem dłoni powstrzymała McGonagall od
protestów. – Tylko się upewniam, profesor McGonagall, czy mężczyzna ten nie był
poplecznikiem Voldemorta, który wprowadził w błąd pannę Granger, podszywając
się pod kogoś innego.
Dyrektorka
spojrzała na nią jadowicie.
–
Och, dobrze.. panno Granger, czy ojciec dziecka była pani znany zanim
doszliście do tak… intymnych stosunków?
–
Tak, znaliśmy się od około sześciu lat – rzekła i poróżowiała. Cholera. Za dużo
zmniejszyła krąg.
–
Rozumiem. – Czarownica zmarszczyła brwi. – I eliksir wielosokowy na pewni nie
był zastosowany? Może ktoś podał się za kogoś, kogo znasz, żeby tylko się do
ciebie zbliżyć? – Profesor McGonagall się niecierpliwiła. – Próbując nadać temu
odpowiednie pytanie… panno Granger, czy to możliwe, że zbliżyłaś się z kimś,
kto nie był tym mężczyzną, za którego go wzięłaś, i dziecko zostało spłodzone przez
nieznaną ci osobę?
–
Absolutnie nie. – Z trudem powstrzymała uśmiech triumfu cisnący jej się na usta.
Dyrektorka wiedziała doskonale, że ojciec dziecka nie zbliżył się do niej w
ogóle – to ona zbliżyła się do niego.
–
Naprawdę, Knot, to już śmieszne – opryskliwie rzekła profesor Sprout. – I
cholerne marnowanie naszego czasu. Mówiła ci z pół tuzina razy, że
Sam-Wiesz-Kto nie był w to zaangażowany, a w niczyim interesie poza nią, nie
jest dowiedzenie się, kto jest ojcem dziecka.
Ale
Knot tylko zmrużył oczy w zamyśleniu.
–
To nie był Sami-Wiecie-Kto, ale… panno Granger, czy to był jeden z jego
śmierciożerców? Nie działający w jego imieniu tylko na własną rękę?
Hermiona
wzięła głęboki oddech, serce jej przyspieszyło, gdy czekała, aż profesor
McGonagall powtórzy pytanie. Spojrzała prosto na nią i ich oczy się spotkały. Och, proszę, nie pytaj mnie o to, błagam…
Profesor
McGonagall spojrzała na nią zdziwiona i prychnęła z dezaprobatą.
–
Na litość boską…panno Granger, czy jest możliwość, że ojciec twojego dziecka
był lojalny Voldemortowi jako śmierciożerca albo zwykły sługa lub czy w
jakikolwiek sposób podlegał osobie lojalnej Voldemortowi w któryś z
wymienionych sposobów?
– Absolutnie w żaden sposób. – Zdała sobie
sprawę, że ręce jej drżały i była pewna, ze musi być blada jak ściana. Och,
jeśli profesor McGonagall nie sformułowała tego jak chciała tamta czarownica…
czyżby wiedziała? Skąd mogła wiedzieć? – Nie ma żadnej wątpliwości, że był on
po naszej stronie.
Knot
zmarszczył brwi.
–
Cholera, dziewczyno, musi istnieć jakiś powód powstania tej historii! Dlaczego
Rita Skeeter wydrukowała coś takiego i dlaczego twoi koledzy rozpowszechniali
informacje bez podstaw do podejrzeń?
–
Knot, nie możemy się spodziewać, że panna Granger będzie wiedziała, co
kierowało tą kobietą…
–
Niemniej jednak poproszę, aby profesor McGonagall zapytała o to. Panno Granger,
bez wyjawienia danych ojca dziecka, z jakiego powodu panna Skeeter wydrukowała
ten artykuł?
–
Ponieważ szantażowałam ją od czwartego roku – odpowiedziała bez zastanowienia.
– O, cholera. – Zastanawiała się nad omdleniem.
Nastała
długa cisza.
– Co zrobiłaś? – spytała profesor
McGonagall, podczas gdy wszyscy wpatrywali się w Hermionę zszokowani.
–
Szantażowałam ją – wymamrotała, rumieniąc się.
–
Czym? – chciał wiedzieć Savage, marszcząc brwi. – Proszę zadać pytanie,
profesor McGonagall.
Tak
też zrobiła, Hermiona lekko się poruszyła.
–
Dowiedziałam się, że jest niezarejestrowanym animagiem – wyznała, przyglądając
się swoim kolanom. – Na czwartym roku wydrukowała okropne informacje o Harry’m.
Zebrała je pod postacią żuka.
Przez
chwilę nikt się nie odezwał.
–
Panno Granger, czy wiesz, że niezarejestrowanie się jako animaga jest bardzo
poważnym przestępstwem? – spytał Savage za pośrednictwem profesor McGonagall.
–
Tak. Profesor McGonagall mówiła nam o tym i było też to w naszym podręczniku do
transmutacji. Ale nie było napisane, co może się stać, jeśli taka osoba się nie
zarejestruje, lecz brzmiało poważnie. Myślałam,
że chodzi o Azkaban.
–
Miałaś rację, grozi to Azkabanem. Na długi czas, jeśli ukrywa się od kilku lat.
– Savage zmarszczył brwi. – Dlaczego ją szantażowałaś? Czemu tego nie zgłosiłaś?
–
Ponieważ, nie ufałam Ministerstwu, które oczerniało Harry’ego, kiedy zaczął
mówić o powrocie Voldemorta – odpowiedziała natychmiast. – Chciałam ją
powstrzymać przed pisaniem tych kłamstw o Harry’m i jego przyjaciołach, o mnie
też, i nie byłam całkowicie pewna, że wyląduje w Azkabanie, więc zagroziłam
jej, że ją zgłoszę, jeśli nie przestanie pisać przez cały rok.
–
Ale przecież wydrukowała wywiad z Harry’m na waszym piątym roku.
–
Zmusiłam ją do tego – bąknęła Hermiona, bawiąc się palcami. – Nie mogłam zaufać
nikomu innemu, a wiedziałam, że Rita napisze prawdę w obawie przed Azkabanem.
Gdyby Harry opowiedział tę historię jakiemuś innemu dziennikarzowi, pewnie byłaby
zniekształcona.
–
Zawsze się zastanawiałam, czemu to opisała – wymamrotała skwaszona czarownica
do siedzącej obok czarownicy z szyderczym uśmieszkiem. – Nie tak sensacyjnie
jak jej zwykłe bzdury.
–
Panno Granger, czy jesteś świadoma tego, że możesz zostać oskarżona o pomoc w
ukryciu magicznego przestępstwa klasy S? – Savage ściągnął brwi, kiedy profesor
McGonagall pokornie powtarzała pytanie, wyglądając na zaskoczoną.
–
Tak, proszę pana – odpowiedziała potulnie. – Ale to wydawało się najlepszym, co
mogłam wtedy zrobić.
Savage
spojrzał przelotnie na Knota.
–
Rozumiem twoje postępowanie. Biorąc pod uwagę twoją troskę o Chłopca, Który
Przeżył, co oczywiście zawiera w sobie co najmniej raz uratowanie mu życia, wątpię,
czy zostaniesz oskarżona w tej sprawie. Myślisz, że panna Skeeter opublikowała
tę historię, żeby cię zdyskredytować?
–
Tak. – Hermiona westchnęła z ulgą. - Gdyby udało jej się zrobić ze mnie
niebezpiecznego kłamcę… jeśli Rada Nadzorcza nie zebrałaby się tak szybko, by
mnie przesłuchać i plotki miałyby więcej czasu na podbudowanie… mogłabym
powiedzieć o niej cokolwiek, a wszyscy po prostu by założyli, że próbuję
odeprzeć od siebie podejrzenia.
–
To logiczne – cicho rzekł Savage. – Tak, na pewno zamienimy słówko z panną
Skeeter. Skonsultuję się z przełożonymi, panno Granger, ale wydaje mi się, że
tym razem możemy wycofać oskarżenia. Ale jeśli w przyszłości ponownie
zostaniesz złapana na ukrywaniu nielegalnych działalności...
Profesor
McGonagall nie przekazała już tego, ale Hermiona była całkowicie szczera.
–
Och, na pewno nie, uwierzcie mi. Nigdy więcej! – Doskonale zdawała sobie
sprawę, że następnym razem, jeśli taki w ogóle nastąpi, nie da się złapać.
Knot
wyszedł już szoku i odzyskał głos.
–
Niezarejestrowany animag! Żuk! Skradanie się i szpiegowanie… to dlatego mogła
być wszędzie! I widzieć wszystko! – Wyglądał na przerażonego. – Savage, może…
–
Proszę się nie martwic, panie Knot – uspokajał Savage. – Zajmę się tym
osobiście – tym razem się nie wywinie. Nie będzie miała niczego, by mnie zaszantażować.
–
Nie prowadza się pan z żadnymi kobietami lekkich obyczajów po Alei Nokturnu? –
spytał, uśmiechając się, Stebbins.
–
Zapewniam, że nie – odrzekł łagodnie Savage. – Jestem szczęśliwie żonatym
mężczyzną, Stebbins, jeśli chciałbyś wiedzieć, a jeśli ciągle będziesz
bezczelny, powiem pani Savage, że już nie chcesz więcej się podkarmiać.
Stebbins
natychmiast umilkł, a Hermiona cicho zachichotała. Profesor McGonagall, która
wyglądała na wyczerpaną, odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę.
–
Czy macie jeszcze zamiar zadać jakieś pytania, czy mogę już zdjąć czar?
–
Może pani zdjąć czar. – Knot spojrzał teraz na Hermionę ze zdenerwowaniem w
oczach. – Mam nadzieję, panno Granger, że nauczyłaś się czegoś o szantażowaniu.
Hermiona
poczekała z odpowiedzią, póki dyrektorka nie zdjęła z niej zaklęcia. Gdy to się
nareszcie stało, przytaknęła grzecznie Knotowi.
–
O, tak, panie Knot. Obiecuję, że już nigdy nikt mnie na tym nie złapie.
Knot
skinął głową i zatrzymał się, nagle wyglądając na zaniepokojonego. Savage i
Stebbins powstrzymywali uśmiechy.
–
Wierzę w to – powiedział Savage, kłaniając głowę w jej stronę. – Panie,
panowie, myślę, że już wszystko załatwiliśmy, tak? Panna Granger wygląda na
zmęczoną.
–
Racja – zgodziła się pani Pomfrey, przyglądając się uważnie Hermionie. –
Profesorze Snape, ma pan w składziku Eliksir Energii? Wzmacniający byłby
niebezpieczny, a lekko rozcieńczony Eliksir Energii z mlekiem będzie w sam raz.
Gdyby mógł pan go dostarczyć do pokoju panny Granger…
–
Oczywiście, pani Pomfrey. – Profesor Snape przytaknął i opuścił gabinet, rzucając
pogardliwe spojrzenie Radzie.
Hermiona
czuła się zdecydowanie nie na siłach, gdy dotarła do pokoju. Pani Pomfrey wraz
z Dilly przebrały ją w pidżamę i ułożyły w łóżku. Była strasznie zakłopotana,
nagle wybuchając płaczem. Dilly od razu zaproponowała jej filiżankę herbaty,
ciasteczka i inne kojące i wzmacniające rzeczy. Pani Pomfrey usiadła na skraju
łóżka, kładąc dłoń na ramieniu Hermiony.
–
Już, już… wszystko w porządku, kochanie, miałaś bardzo ciężki dzień.
–
D-dobrze. – Hermiona przełknęła, wycierając oczy krawędzią prześcieradła. –
Jestem tylko t-trochę zmęczona.
–
To oczywiste, kochana. – Poppy podała jej chusteczkę. – Koniec ciąży jest
trudny sam z siebie bez egzaminów i tych wszystkich schodków do pokonania, a
teraz jeszcze tym… Chciałabym, żebyś spędziła te ostatnie weekendy w łóżku aż
do porodu.
–
Już teraz uczę się najwięcej, leżąc. Podpieram się na poduszkach, więc jest mi
wygodnie. – Osuszyła oczy, próbując powstrzymać szloch. – Czasami wydaje mi się
to tak trudne…
–
Wiem. – Przyciągnęła do siebie Hermionę i zamknęła ją w uścisku, a Hermiona nie
stawiała oporu, kładąc głowę na ramieniu pielęgniarki. – Bycie matką zawsze
jest trudne, kochana, spytaj się którejś. Na szczęście nie przez cały czas.
–
M-mam taką nadzieję. – Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi i szybko
usiadła, wyswobadzając się z uścisku Uzdrowicielki i ponownie osuszając oczy.
Ostatnią rzeczą, której chciała, było to, żeby zobaczył jak się mazgai.
–
Eliksir – powiedział profesor Snape, przyglądając się Hermionie z nieczytelną
miną, kiedy wręczał małą buteleczkę pani Pomfrey. – Czy coś nie tak z panną
Granger?
–
To tylko zmęczenie i zdenerwowanie z powodu tych paskudnych oskarżeń –
wyjaśniła pielęgniarka. – Porcja Eliksiru Energii i kolacja na tacy zapewni
długi sen. Rankiem będzie jak nowonarodzona.
Pojawiła
się Dilly i pani Pomfrey dołączyła do niej przy małym stoliczku, nalewając
herbatę i wręczając ją skrzatce ze szczegółowymi informacjami dotyczącymi
pozostawania ciężarnej w łóżku.
Zostawiły
Hermionę niemal sam na sam z profesorem Snape’em, ale nie wystarczająco, by móc
porozmawiać na jakieś ważne tematy. Spuściła wzrok na dłonie okrywające brzuch.
Zawsze je tam trzyma.
–
Dziękuję za ten eliksir – rzekła niepewnie.
–
Dostarczam wszystkie mikstury, których potrzebuje pani Pomfrey dla swoich
pacjentów. Podziękowania są zbędne. – Brzmiał trochę lakonicznie. Oboje
zamilkli na chwilę. Kiedy zaczął mówić ponownie, dało się usłyszeć nutkę
rozbawienia w jego głosie. – Nigdy bym nie przypuszczał, że jesteś zdolna do
szantażowania kogoś. Na pewno nie w ciągu tych lat.
Hermiona
wściekle się zarumieniła.
–
Wtedy myślałam, że to świetny pomysł.
–
Och, zgadzam się z tobą. Ale nie mógłbym sobie wyobrazić członka Zaszczytnego
Domu Godryka Gryffindora będącego tak…praktycznym. – Spojrzała na niego i
uśmiechnęła się lekko. – nie dziwię się, że była tak zdesperowana, by ci
dopiec. Gryfonka, najdroższa przyjaciółka Harry’ego Pottera.. nawet zanim
zostałaś okrzyknięta bohaterką, nie lada wyzwaniem byłoby znaleźć coś na
ciebie.
Hermiona
nie pomagała, uśmiechając się do siebie.
–
No, tak o tym myślałam – odparła, czując dumę z samej siebie. – Oprócz doprowadzenia
do wyzywania mnie, jak to określał Ron, od lafirynd, nie miała niczego, czym
mogłaby mnie szantażować, więc ja też mogłam sobie odpuścić.
–
Bardzo sprytne. – Zabrzmiało jak komplement. I pewnie nim było, znając Snape’a.
– Gdybyś grała w szachy tak dobrze, jak planujesz intrygi, pewnego dnia
mogłabyś wygrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz