sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 16: Oskarżenie

   - Bardzo ładnie ci w tej fryzurze – powiedział Harry znad śniadania, krytycznie przyglądając się głowie Hermiony. – Masz takie… puszyste włosy.
            - Dobrze to wygląda – dodała Ginny, odchylając się, by zobaczyć kok od tyłu. – Powinnaś częściej je tak upinać.
            - Mam zamiar – odpowiedziała Hermiona, sięgając po dżem. Na kilka pierwszych lekcji z profesorem Snape’em spinała włosy, żeby dodać sobie trochę pewności, przyjemnie też było nie czuć włosów na twarzy, więc postanowiła układać je w ten sposób regularnie.  Skoro Harry zauważył, to rzeczywiście musiało być zdecydowanie lepiej. – Ograniczają mi widok, kiedy są luzem.
            - To prawda. – Ginny złapała kosmyk swoich długich włosów i przyjrzała mu się uważnie. W tym samym momencie do Wielkiej Sali wleciały sowy z poranną pocztą. – Może też coś powinnam z nimi zrobić?
            - Wyglądasz o wiele lepiej niż ja wy… co jest, do diabła?
Ktoś przy stole Puchonów krzyknął. Dziewczyna, której Hermiona nie znała, czwarto- lub piątoroczna, spojrzała na nią znad Proroka Codziennego i jęknęła.
            Sowa pocztowa właśnie rzuciła Hermionie gazetę, więc natychmiast ją złapała i rozwinęła. Ogromny nagłówek przebiegał przez pierwszą stronę.
DZIEDZIC VOLDEMORTA?
Czy wojna na pewno się skończyła? – pióra Rity Skeeter
Świat czarodziejów odetchnął z ulgą, kiedy Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać w końcu został pokonany przez Chłopca, Który Przeżył. Znów bezpieczni... albo tylko tak sądziliśmy! Nowe, przerażające informacje ujrzały światło dzienne, by wskazać, że mimo iż teraz go nie ma, Czarny Pan po raz kolejny znalazł sposób na oszukanie śmierci. W Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, wśród przyjaciół Harry’ego Pottera, znaleźliśmy podejrzanego. A raczej podejrzaną.
„Wszyscy wiemy, że coś jest na rzeczy”, poinformował nas jeden z uczniów, który nie chce, aby jego personalia zostały ujawnione dla własnego bezpieczeństwa. „Sam fakt, że zaszła w ciążę wciąż jest złym znakiem – Hermiona Granger nigdy nie zaryzykowałaby swoich owutemów dla posiadania w tym samym czasie dziecka, gdyby wszystko było w porządku.”
Tak, Hermiona Granger jest w ciąży –dowiedziawszy się o tym z poufnych źródeł napisałam ten reportaż – poczęła w czasie Wielkiej Bitwy. Jej status jako bohaterki wojennej spowodował, że dyrektorka Hogwartu nagięła zasady dotyczące ciąży w szkole i pozwoliła jej pozostać, by zdała owutemy. Jednakże nawet dyrektorka nie ma pojęcia, kto jest prawdziwym ojcem dziecka. Panna Granger odmówiła wyjawienia jego nazwiska, twierdząc, że on „nie chce się zaangażować”.
„Wszyscy zakładali na początku, że jest nim Ron Weasley - byli razem przez jakiś czas”, powiedział inny uczeń. „Ale to nie mógłby być on,  zaraz po wojnie zerwali. A ona milczy w tej sprawie, nawet jej najlepsi przyjaciele nie wiedzą, kto jest ojcem. Zrobiła z tego ogromną tajemnicę, jakby nie chciała, ale się bardzo wstydzi. Sądzę, że to może ktoś z Drugiej Strony, jeśli wiecie, co mam na myśli.”
Ktoś z Drugiej Strony rzeczywiście wydaje się być najbardziej prawdopodobną opcją i wszyscy musimy pamiętać o zabezpieczeniach  Sami-Wiecie-Kogo przed śmiercią jeszcze za życie. Ten reportaż może tylko dać nadzieję, że ktoś, gdziekolwiek by nie był, zechce zbadać tę tajemnicę dziwnych czasów ciąży zanim będzie za późno.
            Hermiona opuściła gazetę, ręce jej się trzęsły.
            - Złośliwa, kłamliwa jędza – wyszeptała, a głos dziwnie jej drżał. Słyszała szepty wokół siebie, czuła wzrok innych na sobie. Spojrzała na stół nauczycielski, otaczając rękoma swoje nienarodzone dziecko, aby choć trochę uspokoić drżenie. Wszyscy czytający Proroka Codziennego wyglądali na złych i zszokowanych. Profesor McGonagall posłała jej spojrzenie i potrząsnęła głową, usta ułożyły jej się w słowa „niedorzeczne!”. Wzrok Hermiony przeleciał wzdłuż stołu… Och, Merlinie, przeczytał to.
            Podniósł głowę i jego oczy odnalazły jej, widać było w nich zaniepokojenie. Otworzył usta, a ona potrząsnęła głową. Nie, nie mów nic, nie, nie uwierz w to, nie, nie angażuj się! Ściągnąłby na siebie wielkie kłopoty, gdyby teraz ktoś się dowiedział, że przespał się (i daje  prywatne lekcje!) swojej uczennicy. Ona już coś wymyśli, znajdzie jakiś sposób, żeby jego w to nie mieszać.
            - Merlinie… - wyszeptała Ginny, zasłaniając w przerażeniu usta dłonią. – Och, Hermiono… jak mogła powiedzieć coś takiego…
            - Ona nienawidzi Hermiony – wtrącił z wściekłością Harry. – Nienawidzi jej odkąd na czwartym roku Hermiona ją zdemaskowała. Kazała jej robić, co jej powiedziała. Nikt w to nie uwierzy, Hermiono, nigdy nie zrobiłabyś czegoś takiego…
            - To sprawka Ślizgonów, to musi być ich sprawka! – Ron skrzywił się, patrząc na stół Slytherinu. – Ostatnio ciągle się jej czepiają. Wiedzą o niej!
            - Muszę wyjść – powiedziała Hermiona, podnosząc się. Szmery wokół niej stały się głośniejsze. – Nie mogę… wszyscy się na mnie gapią.
            Wstali wraz z nią, rozglądając się ochronnie.
            - Dobra, Hermiono, pójdziemy z…
            Głos Ginny zmieszał się z hałasem Wielkiej Sali, kiedy Hermiona zrobiła krok i upadła.
*
            - ...to tylko szok – powiedziała Poppy Pomfrey, kiedy Severus wsunął się do skrzydła szpitalnego.
McGonagall od razu rzuciła się do skrzydła ze swoją ulubioną, teraz nieprzytomną, uczennicą, każąc opiekunom domów pozostać, by uspokoili swoich uczniów oraz odesłali ich na lekcje. Nie mógł przysiąc, że Ślizgoni byli spokojni, ale zdawali sobie sprawę z tego, że ich opiekun był wyjątkowo nie w humorze i wyładuje swój gniew na pierwszej osobie, która będzie krzyczała bez powodu. Wściekłość wypisana na twarzy i warknięcie „wynocha na lekcje” spowodowały, że jego wychowankowie udali się do klas bez gadania.
Potem natychmiast skierował się do skrzydła szpitalnego. Oczywiście, że nie ufał, iż Lupin poradzi sobie, jeśli dziewczyna ponownie została przeklęta, dlatego czuł się zobowiązany sprawdzić wszystko osobiście. Suche stwierdzenie Poppy sprawiło, że ucisk w klatce piersiowej zniknął. Przyglądał się przez szparę między drzwiami a ścianą, jak Pomfrey robi zamieszanie wokół swojej pacjentki. Dyrektorka wciąż tam była, a reszta Kwartetu Gryffindoru jeszcze nie została przegoniona.
- Zemdlała już drugi raz – martwiła się Ginny. – Gdy pan Filch został otruty, też tak było. Dopiero, jak dała mu bezoar, ale za każdym razem stało się to równie szybko i zaraz wszystko było w porządku.
- Czuję się bardzo głupio – oznajmiła słabo Hermiona, otwierając oczy i rozglądając się po małym tłumie, który się zebrał wokół jej łóżka. – Jak głupia bohaterka jednego z romansideł Lavender zawsze omdlewająca po jakimś wydarzeniu.
- Kiedy następnym razem będziesz w szoku, nie wstawaj – surowo nakazała Poppy. – Zostań w pozycji siedzącej i… hm, prawdopodobnie już nie możesz wsadzić głowy między kolana, ale pochyl się tak mocno, jak zdołasz.
- Dobrze, Poppy – zgodziła się, a pielęgniarka pomogła jej usiąść. – Ja tylko… musiałam wyjść. – Wargi jej zadrżały, a Severus zmarszczył brwi. Kimkolwiek by nie byli Anonimowi Uczniowie, będą cierpieli tak mocno, jak może uczeń bez wzbudzania gniewu Rady. Nie ważne, Ślizgoni czy nie.
- Hermiono, i tak  nikt w to nie uwierzy – powiedział Weasley, siedząc na brzegu jej łóżka i obejmując ją ramieniem. – Całość jest po prostu za śmieszna, by była prawdziwa.
Pociągnęła nosem.
- Ron, wiele osób w to uwierzy, bo wcześniej ludzie też uwierzyli we wszystkie głupoty, które Rita wypisywała o Harry’m. Większość czytelników Proroka jest głupsza niż gumochłony i uwierzyliby nawet w to, że księżyc jest zbudowany z sera i lodowych myszek, gdyby ona to napisała!
Miała całkowitą rację i Severus lekko się uśmiechnął. Mądra dziewczyna – pocieszające kłamstwa tylko cię osłabiają i stajesz się nieprzygotowany na kolejny atak.
- Co się stało? – spytał Potter Minerwę. – To trochę poważniejsze niż oskarżenie mnie o postradanie zmysłów.
- Rada Naczelna na pewno będzie działała bezmyślnie i krótkowzrocznie. – McGonagall wyglądała tak, jakby przed chwilą zjadła cytrynę. Severus dobrze pamiętał tę minę ze swoich szkolnych lat i lepiej było teraz nie wchodzić jej w drogę. – Panno Granger, lepiej dziś zrezygnuj z zajęć. Gdybyś chciała, żeby przyjaciele z tobą zostali…
- Nie, ale dziękuję. Niech pani mi uwierzy, widziałam ich w małym pokoju podczas napiętej sytuacji. To jest jak siedzenie w klatce tygrysa bezpośrednio przed karmieniem, tylko chodzą w tę i z powrotem i warczą na siebie.
Severus uśmiechnął się bardzo, bardzo szeroko. Potter i Weasley wyglądali na zakłopotanych, a Ginny Weasley najwyraźniej powstrzymywała chichot.
- Hermiono, nie jesteśmy aż tak źli – próbował ratować się Potter. – No, nie będziemy, jeśli nie będziesz tego chciała.
Pociągnęła nosem i krzywo się uśmiechnęła.
- Wszystko w porządku. Wolałabym, żebyście informowali ludzi o kłamliwości słów Rity, serio. Kiedy wszyscy zamkniemy się w moim pokoju, będzie to wyglądało, jakbyśmy chcieli coś ukryć.
- Taak, nie pomyślałem o tym – wyznał szczerze Potter, co Snape przyjął z nie małym zaskoczeniem – może w końcu się nauczył, że nie zawsze musi mieć rację? – Będziemy wszystkich upewniać, że to stek bzdur. – Przerwał na chwilę. – Ale jeśli chciałabyś powiedzieć nam, kto…
- Nie – stanowczo przerwała mu Hermiona. – Mam swoje powody, Harry.
- Tylko mówię, że teraz byłby doskonały moment. – Wzruszył ramionami. – Ludzie i tak w końcu się dowiedzą, Hermiono. Nie zatrzymasz tego dla siebie na zawsze.
- Zobaczymy. – Uniosła nos z dezaprobatą i ześlizgnęła się z łóżka. – Dobra. Chociaż nie obronię mojego honoru, chcę spędzić ten dzień, powracając do sił po tym Strasznym Szoku. – Udało jej się uśmiechnąć i zwróciła się w stronę Poppy: - Powinnam tak zrobić, prawda? Z uwagi na mój delikatny stan i tak dalej.
- Oczywiście – zgodziła się Pomfrey z lekkim uśmiechem. – Dilly przyniesie ci wszystko, czego będziesz potrzebowała. Dużo odpoczywaj… jak sądzę, pewnie się pouczysz, ale obiecaj mi, że położysz się przynajmniej na część dnia.
- Dobrze. – Severus wybrał tę chwilę, aby się ulotnić. Udało mu się zrobić to niepostrzeżenie. Nie miał lekcji przez pierwszą część dnia. Teraz, chociaż wiedział, że niedługo będzie sama i można z nią prywatnie porozmawiać.
Porozmawiał z kilkoma portretami – Eugenie oraz starszego rycerza w korytarzu prowadzącym do pokoju wspólnego Slytherinu – i nie był zaskoczony odkryciem, że Ślizgoni śmiali się i chichotali nawet przed dostarczeniem gazety. Pansy, jeśli nie ona była sprawcą, angażowała się w jakiś inny sposób. Eugenie usłyszała, jak wspominała Skeeter co najmniej raz.
Kiedy doszedł do wniosku, że minęło wystarczająco dużo czasu, skierował się na trzecie piętro do nowego pokoju Hermiony, trzymając w ręku najnowszy wymóg pracy pisemnej dla swojej klasy tylko po to, gdyby w razie czego, ktoś go zobaczył. Zapukał do drzwi, a kiedy te otworzono, spojrzał w dół na Dilly. Znał tę skrzatkę z widzenia – często asystowała pani Pomfrey przy pacjentach, którzy wymagali stałego nadzoru.
- Chciałbym rozmawiać z panną Granger – powiedział, unosząc rolkę pergaminu. – Skoro spędza cały dzień na spokojnej nauce, przyniosłem jej coś do pracy.
- Proszę wejść, profesorze Snape – radośnie oznajmiła skrzatka, cofając się i zapraszając go gestem do środka. – Czy Dilly może coś przynieść dla profesora Snape’a? Herbaty?
- Nie.
Hermiona, co dziwne, posłusznie wykonywała zalecenia Poppy Pomfrey i umościła się na łóżku z książką w ręku otoczona poduszkami. Zauważył zaczerwienione oczy i mizerny wygląd. Jej kot zwinął się w kłębek naprzeciwko niej – stworzenie otworzyło oko, przez chwilę przypatrywało się Snape’owi i wróciło do drzemki.
- Chcę porozmawiać z panną Granger, Dilly. Wynocha.
Dilly szybko zniknęła, na co Hermiona zmarszczyła brwi.
- Nie powinien pan być dla niej taki niemiły – powiedziała z wyrzutem. – To, że jest skrzatem domowym…
- Nie daje żadnego powodu, żebym traktował ją z większą uprzejmością niż innych – przerwał jej, kładąc rolkę pergaminu na stoliku. – Jestem nieuprzejmy dla wszystkich.
Zachichotała na tę uwagę.
- Tak, cóż, zapomniałam – przyznała, wygodniej moszcząc się na poduszkach i spoglądając na niego. – Dziękuję za przyniesienie tego. Akurat nie mam nic do odrobienia i potrzebuję czegoś, by… no. Zająć czymś umysł.
Kiwnął głową w zrozumieniu.
- Tak też podejrzewałem. – To było bardziej kłopotliwe niż przypuszczał, że będzie. Wyraźnie coś ją martwiło i jeszcze próbuje udawać, że wszystko w porządku. – Panno Granger, przy okazji… tak niechętnie, jak to tylko możliwe, muszę przyznać, że Potter może mieć rację. Coraz bardziej wszystko przemawia za tym, żebyś wydała ojcostwo dziecka. – Przyglądał się jej twarzy z bliska i był zaskoczony, że ta propozycja nie wywołała przerażenia lub niechęci. – Możesz złamać daną mi obietnicę. Jeśli alternatywą jest urodzić dziecko wśród takich podejrzeń…
Wargi jej zadrżały, ale nie rozpłakała się, za co był wdzięczny. Przyzwyczaił się już do płaczących uczniów, lecz Hermiona była innym przypadkiem i nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby zaczęła płakać.
- Dziękuję – rzekła cicho, lekko dotykając brzucha. – To bardzo wielki gest, biorąc pod uwagę, jak zareagowaliby członkowie Zakonu i ludzie, bez względu na to, co powiedziałabym w twojej obronie. Ale tego bym ci nie zrobiła. – Udało jej się krzywo uśmiechnąć. – Jeszcze nie jestem gotowa wybierać między tobą a Harry’m, a on na pewno nie zareagowałby spokojnie. Pewnie kilka napadów złości.
- Mimo tego nie skazywałbym dziecka na życie w takich oskarżeniach. – Jego wzrok zatrzymał się na jej ręce. Czule dotykała brzucha.
- Nie będzie miał – oznajmiła poważnie. – Albo miała. Jeszcze nie wiem. – Z miłością spojrzała na teraz już duże wybrzuszenie. – Miałam na myśli to, co powiedziałam, kiedy cię informowałam – orzekła cicho, nie podnosząc oczu. – Jeśli chciałbyś być częścią jego życia, a masz do tego prawo, powitamy cię z otwartymi ramionami. Ale ja nie będę utrudniała ci życia tylko dlatego… dlatego, że zrobiłam to, co zrobiłam. Poradzę sobie.
- Bardzo dobrze. – Tak naprawdę nie uwierzył jej, kiedy mówiła to za pierwszym razem. Teraz znał ją lepiej. Doprawdy pozwoliłaby mu być „częścią życia” dziecka, jeśli tak by zadecydował. Ta myśl sprawiała mu przyjemność i odepchnął ją mocno. Draco zaopiekowałby się nimi obojgiem, gdyby mu na to pozwoliła. Chłopak, kiedy chce, potrafi być czarujący. - Ale nadal podtrzymuję to, co mówiłem. Jeśli konieczne stanie się wyjawienie nazwiska ojca dziecka, nie ważne, czy publicznie, czy prywatnie, możesz to zrobić.
- Dziękuję. – Pogłaskała brzuch, lekko się uśmiechając. Spojrzawszy w górę, zauważyła jego wzrok na jej ręce i uśmiechnęła się jeszcze bardziej. – Trochę kopie. Zwykle dużo się ruszam o tej porze dnia… chyba się zastanawia, dlaczego dziś jest tak cicho.
Severus zbliżył się do łóżka, wciąż nie odrywając oczu od jej dłoni.
- Jest świadome twoich ruchów? – spytał.
- Pewnie. To już ponad dwudziesty dziewiąty tydzień. Gdyby teraz się urodziło, miałoby duże szanse na przeżycie. – Hermiona wręcz promieniała z dumy. – Może kontrolować oddech i regulować temperaturę. Nawet teraz słyszy mój głos… już potrafi widzieć, czuć smak, a nawet zapach, choć chyba nie ma za dużo do wąchania tam w środku. Mnóstwo czasu spędza, śpiąc. Już może śnic! I kopać. -  Skrzywiła się, uśmiechając z żalem. – Kopie coraz więcej i mocniej.
- Hmm… rozumiem. – Nie miał zielonego pojęcia o aktywności dzieci przed narodzinami. Skąd ktoś może wiedzieć, że płód już czuje zapachy?
Przygryzła wargę.
- Ee… nie krępuj się odmówić, ale… chcesz poczuć, jak się rusza? – zaoferowała nieśmiało.
Nie wiedziała, że już był gotowy. Przykro wspominał ostatnie ruchy dziecka, których doświadczył. Ich dziecko. Żywe i poruszające się…
- Jeśli mogę – powiedział, starając się ukryć podniecenie w głosie.
Chwyciła go za rękę – jej była mniejsza, delikatniejsza i cieplejsza – i przycisnęła ją z boku brzucha.
- Tutaj. Najbardziej wyczuć je można w tej okolicy… O, poczułeś?
Poczuł to. Silniejsze niż ostatnio władcze uderzenie skierowane w jego dłoń, która podskoczyła razem z jej mniejszą, przytrzymującą jego od góry do wybrzuszenia.
- Czuję. Dziwne przeżycie. – Zabrał rękę, a twarz ponownie ukrył za beznamiętną maską. Czuł… nie wiedział, co czuł. Nie potrafił nazwać imieniem intensywnego, bolesnego uczucia, które zaciskało gardło i wiązało żołądek. Nie był pewien, czy to lubił. Musiałby się nad tym dłużej zastanowić. – Muszę już wracać i przygotować się do następnej lekcji. Nie spiesz się przy pracy, którą ci przyniosłem. Przez te oskarżenia zadawania się z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, sądzę, że wybaczę ci małe spóźnienie ze zwrotem pracy domowej.
Odpowiedziała, on odpowiednio zareagował i w zaskakująco krótkim czasie znalazł się w swoim gabinecie, obserwując drżącą rękę. Akilah przyszła i ocierała się o nią, wąchając łagodnie wnętrze jego dłoni. Schował dłonie w jej futrze i głaskał dotąd, aż drżenie ustąpiło.
*
Hermiona spędziła większość dnia na wylegiwaniu się z Krzywołapem, który pomrukiwał z miłością i ignorował niewytłumaczalne postukiwanie dochodzące z okolicy żołądka swojej pani.
- Lubisz go, prawda? – wyszeptała, głaszcząc puszyste pomarańczowe futerko. – Mam na myśli profesora Snape’a. Zwykle nie pozwalasz dziwnym mężczyznom wchodzić bez żadnych przeszkód do mojej sypialni, nie mówiąc o dotykaniu mnie.
Krzywołap tylko zamruczał, próbując wcisnąć się jej pod pachę, na co Hermiona się uśmiechnęła.
- Też go lubię – wyszeptała smutno. – I musimy zapewnić dodatkową opiekę dziecku, bo ono też jest jego, dobrze?
- Dlaczego panienka nie chce powiedzieć o tym ludziom?
Hermiona wrzasnęła, siadając prosto, a Krzywołap syknął i uciekł. Od dawna podejrzewała, że skrzatów domowych nie było słychać, kiedy się pojawiały. Teraz miała na to niezbity dowód. - Dilly! Co ty tu… ja nie…
- Wszystkie skrzaty wiedzą – oznajmiła spokojnie Dilly. – Słyszymy wszystko, co się mówi w zamku, wcześniej czy później. Zastanawiamy się, czemu profesor Snape i panienka nie uspokoją się.
Hermiona gapiła się na nią, a jej usta to się otwierały, to zamykały.
- Acha… - udało jej się powiedzieć po dłuższym momencie.
- Nie mówimy nikomu, nawet pani dyrektor. Szanujemy tajemnice profesora Snape’a – rzekła poważnie. – Ale nadal nie wiemy, dlaczego z tego taki sekret.
- Ponieważ wpadłby w okropne kłopoty, gdyby ktoś się dowiedział – poinformowała ją Hermiona. – Jestem pewna, że wszyscy wiedzą, co czuje Harry względem profesora Snape’a, a niektórzy z pozostałych członków Zakonu mogą być gorsi. Mogą go zranić, jeśli dowiedzą się, że my… ee… - Zarumieniła się soczyście.
Dilly przytaknęła powoli.
- Panienka nie powinna pozwolić na takie zachowanie swoich przyjaciół – powiedziała, patrząc na Hermionę ganiącym wzrokiem. – Ale skrzaty domowe nie będą robić kłopotu profesorowi Snape’owi. Przeszedł tyle złego. Wiemy o tym.
- Tak, na pewno. Proszę cię, nie pozwól, żeby dowiedział się, że ty wiesz… i inni. Najlepiej będzie, jeśli nikt więcej się o tym nie dowie, to naprawdę ważne.
- A co z dzieckiem? Będzie chciało znać swojego ojca. – Spojrzała na brzuch Hermiony takim samym wzrokiem, jakim patrzył Zgredek na Harry’ego.
- Kiedy do tego dojdzie, jakoś sobie z tym poradzę. A teraz… proszę cię, nie mów niczego. Nikomu, nawet pani dyrektor. Proszę, Dilly – błagała.
- Nic nie powiemy. Ale panienka powinna nad tym pomyśleć. – Usłyszały pukanie do drzwi i skrzatka pobiegła je otworzyć. – Proszę wejść, pani dyrektor!
- Dziękuję, Dilly. – Profesor McGonagall wyglądała na zmęczoną i zdenerwowaną, ściągając kapelusz i ocierając pot z czoła. – Panno Granger, obawiam się, że moje przypuszczenia były prawdziwe… Rada Naczelna zwołała się i poinformowała mnie, że będą tu jutro albo pojutrze, by „zbadać niepokojące oskarżenia”, jak to ujęli. Chcą zadać ci parę pytań.
- Och. – Hermiona przygryzła usta. - Dilly, mogę prosić o herbatę?
- Oczywiście, panienko – powiedziała i już jej nie było.
Hermiona zeszła z łóżka i poprawiła szatę.
- Trudno. Nie zamierzam powiedzieć im, kto jest ojcem dziecka, a poza tym, nie mam nic do ukrycia. Z pewnością nie był to Voldemort.
- Oczywiście. – Profesor McGonagall uśmiechnęła się do niej chyba zachęcająco. – Ale mogą zastosować Veritaserum, a to niestety nie daje tobie dużego wyboru na to, co powiesz.
Hermiona otworzyła usta, by zaprotestować, ale zamknęła je. Mogli to zrobić, a nikt nic im nie powie, jeśli tak uczynią. Nikogo nie będzie obchodzić, że to nie jest sprawiedliwe.
Skrzywiła się.
- Nie mam zamiaru pozwolić im postępować ze mną w ten sposób – powiedziała, zakładając ręce wokół brzucha. – Mamy plan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz