-
Dobrze to wygląda – dodała Ginny, odchylając się, by zobaczyć kok od tyłu. –
Powinnaś częściej je tak upinać.
-
Mam zamiar – odpowiedziała Hermiona, sięgając po dżem. Na kilka pierwszych
lekcji z profesorem Snape’em spinała włosy, żeby dodać sobie trochę pewności, przyjemnie
też było nie czuć włosów na twarzy, więc postanowiła układać je w ten sposób regularnie.
Skoro Harry zauważył, to rzeczywiście
musiało być zdecydowanie lepiej. – Ograniczają mi widok, kiedy są luzem.
-
To prawda. – Ginny złapała kosmyk swoich długich włosów i przyjrzała mu się
uważnie. W tym samym momencie do Wielkiej Sali wleciały sowy z poranną pocztą.
– Może też coś powinnam z nimi zrobić?
-
Wyglądasz o wiele lepiej niż ja wy… co jest, do diabła?
Ktoś przy stole
Puchonów krzyknął. Dziewczyna, której Hermiona nie znała, czwarto- lub
piątoroczna, spojrzała na nią znad Proroka Codziennego i jęknęła.
Sowa
pocztowa właśnie rzuciła Hermionie gazetę, więc natychmiast ją złapała i
rozwinęła. Ogromny nagłówek przebiegał przez pierwszą stronę.
DZIEDZIC
VOLDEMORTA?
Czy
wojna na pewno się skończyła?
– pióra Rity Skeeter
Świat
czarodziejów odetchnął z ulgą, kiedy Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać w
końcu został pokonany przez Chłopca, Który Przeżył. Znów bezpieczni... albo
tylko tak sądziliśmy! Nowe, przerażające informacje ujrzały światło dzienne, by
wskazać, że mimo iż teraz go nie ma, Czarny Pan po raz kolejny znalazł sposób
na oszukanie śmierci. W Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, wśród przyjaciół
Harry’ego Pottera, znaleźliśmy podejrzanego. A raczej podejrzaną.
„Wszyscy
wiemy, że coś jest na rzeczy”, poinformował nas jeden z uczniów, który nie
chce, aby jego personalia zostały ujawnione dla własnego bezpieczeństwa. „Sam
fakt, że zaszła w ciążę wciąż jest złym znakiem – Hermiona Granger nigdy nie
zaryzykowałaby swoich owutemów dla posiadania w tym samym czasie dziecka, gdyby
wszystko było w porządku.”
Tak,
Hermiona Granger jest w ciąży –dowiedziawszy się o tym z poufnych źródeł
napisałam ten reportaż – poczęła w czasie Wielkiej Bitwy. Jej status jako
bohaterki wojennej spowodował, że dyrektorka Hogwartu nagięła zasady dotyczące
ciąży w szkole i pozwoliła jej pozostać, by zdała owutemy. Jednakże nawet
dyrektorka nie ma pojęcia, kto jest prawdziwym ojcem dziecka. Panna Granger
odmówiła wyjawienia jego nazwiska, twierdząc, że on „nie chce się zaangażować”.
„Wszyscy
zakładali na początku, że jest nim Ron Weasley - byli razem przez jakiś czas”,
powiedział inny uczeń. „Ale to nie mógłby być on, zaraz po wojnie zerwali. A ona milczy w tej
sprawie, nawet jej najlepsi przyjaciele nie wiedzą, kto jest ojcem. Zrobiła z
tego ogromną tajemnicę, jakby nie chciała, ale się bardzo wstydzi. Sądzę, że to
może ktoś z Drugiej Strony, jeśli wiecie, co mam na myśli.”
Ktoś
z Drugiej Strony rzeczywiście wydaje się być najbardziej prawdopodobną opcją i
wszyscy musimy pamiętać o zabezpieczeniach
Sami-Wiecie-Kogo przed śmiercią jeszcze za życie. Ten reportaż może
tylko dać nadzieję, że ktoś, gdziekolwiek by nie był, zechce zbadać tę
tajemnicę dziwnych czasów ciąży zanim będzie za późno.
Hermiona
opuściła gazetę, ręce jej się trzęsły.
-
Złośliwa, kłamliwa jędza – wyszeptała, a głos dziwnie jej drżał. Słyszała
szepty wokół siebie, czuła wzrok innych na sobie. Spojrzała na stół
nauczycielski, otaczając rękoma swoje nienarodzone dziecko, aby choć trochę uspokoić
drżenie. Wszyscy czytający Proroka Codziennego wyglądali na złych i
zszokowanych. Profesor McGonagall posłała jej spojrzenie i potrząsnęła głową,
usta ułożyły jej się w słowa „niedorzeczne!”. Wzrok Hermiony przeleciał wzdłuż
stołu… Och, Merlinie, przeczytał to.
Podniósł
głowę i jego oczy odnalazły jej, widać było w nich zaniepokojenie. Otworzył
usta, a ona potrząsnęła głową. Nie, nie mów nic, nie, nie uwierz w to, nie, nie
angażuj się! Ściągnąłby na siebie wielkie kłopoty, gdyby teraz ktoś się
dowiedział, że przespał się (i daje
prywatne lekcje!) swojej uczennicy. Ona już coś wymyśli, znajdzie jakiś
sposób, żeby jego w to nie mieszać.
-
Merlinie… - wyszeptała Ginny, zasłaniając w przerażeniu usta dłonią. – Och,
Hermiono… jak mogła powiedzieć coś takiego…
-
Ona nienawidzi Hermiony – wtrącił z wściekłością Harry. – Nienawidzi jej odkąd
na czwartym roku Hermiona ją zdemaskowała. Kazała jej robić, co jej
powiedziała. Nikt w to nie uwierzy, Hermiono, nigdy nie zrobiłabyś czegoś
takiego…
-
To sprawka Ślizgonów, to musi być ich sprawka! – Ron skrzywił się, patrząc na
stół Slytherinu. – Ostatnio ciągle się jej czepiają. Wiedzą o niej!
-
Muszę wyjść – powiedziała Hermiona, podnosząc się. Szmery wokół niej stały się
głośniejsze. – Nie mogę… wszyscy się na mnie gapią.
Wstali
wraz z nią, rozglądając się ochronnie.
-
Dobra, Hermiono, pójdziemy z…
Głos
Ginny zmieszał się z hałasem Wielkiej Sali, kiedy Hermiona zrobiła krok i upadła.
*
-
...to tylko szok – powiedziała Poppy Pomfrey, kiedy Severus wsunął się do skrzydła
szpitalnego.
McGonagall od razu rzuciła
się do skrzydła ze swoją ulubioną, teraz nieprzytomną, uczennicą, każąc
opiekunom domów pozostać, by uspokoili swoich uczniów oraz odesłali ich na
lekcje. Nie mógł przysiąc, że Ślizgoni byli spokojni, ale zdawali sobie sprawę
z tego, że ich opiekun był wyjątkowo nie w humorze i wyładuje swój gniew na
pierwszej osobie, która będzie krzyczała bez powodu. Wściekłość wypisana na
twarzy i warknięcie „wynocha na lekcje” spowodowały, że jego wychowankowie
udali się do klas bez gadania.
Potem natychmiast
skierował się do skrzydła szpitalnego. Oczywiście, że nie ufał, iż Lupin
poradzi sobie, jeśli dziewczyna ponownie została przeklęta, dlatego czuł się
zobowiązany sprawdzić wszystko osobiście. Suche stwierdzenie Poppy sprawiło, że
ucisk w klatce piersiowej zniknął. Przyglądał się przez szparę między drzwiami
a ścianą, jak Pomfrey robi zamieszanie wokół swojej pacjentki. Dyrektorka wciąż
tam była, a reszta Kwartetu Gryffindoru jeszcze nie została przegoniona.
- Zemdlała już drugi
raz – martwiła się Ginny. – Gdy pan Filch został otruty, też tak było. Dopiero,
jak dała mu bezoar, ale za każdym razem stało się to równie szybko i zaraz
wszystko było w porządku.
- Czuję się bardzo
głupio – oznajmiła słabo Hermiona, otwierając oczy i rozglądając się po małym
tłumie, który się zebrał wokół jej łóżka. – Jak głupia bohaterka jednego z
romansideł Lavender zawsze omdlewająca po jakimś wydarzeniu.
- Kiedy następnym razem
będziesz w szoku, nie wstawaj – surowo nakazała Poppy. – Zostań w pozycji
siedzącej i… hm, prawdopodobnie już nie możesz wsadzić głowy między kolana, ale
pochyl się tak mocno, jak zdołasz.
- Dobrze, Poppy –
zgodziła się, a pielęgniarka pomogła jej usiąść. – Ja tylko… musiałam wyjść. – Wargi
jej zadrżały, a Severus zmarszczył brwi. Kimkolwiek by nie byli Anonimowi Uczniowie,
będą cierpieli tak mocno, jak może uczeń bez wzbudzania gniewu Rady. Nie ważne,
Ślizgoni czy nie.
- Hermiono, i tak nikt w to nie uwierzy – powiedział Weasley,
siedząc na brzegu jej łóżka i obejmując ją ramieniem. – Całość jest po prostu
za śmieszna, by była prawdziwa.
Pociągnęła nosem.
- Ron, wiele osób w to
uwierzy, bo wcześniej ludzie też uwierzyli we wszystkie głupoty, które Rita
wypisywała o Harry’m. Większość czytelników Proroka jest głupsza niż gumochłony
i uwierzyliby nawet w to, że księżyc jest zbudowany z sera i lodowych myszek,
gdyby ona to napisała!
Miała całkowitą rację i
Severus lekko się uśmiechnął. Mądra dziewczyna – pocieszające kłamstwa tylko
cię osłabiają i stajesz się nieprzygotowany na kolejny atak.
- Co się stało? –
spytał Potter Minerwę. – To trochę poważniejsze niż oskarżenie mnie o
postradanie zmysłów.
- Rada Naczelna na
pewno będzie działała bezmyślnie i krótkowzrocznie. – McGonagall wyglądała tak,
jakby przed chwilą zjadła cytrynę. Severus dobrze pamiętał tę minę ze swoich
szkolnych lat i lepiej było teraz nie wchodzić jej w drogę. – Panno Granger,
lepiej dziś zrezygnuj z zajęć. Gdybyś chciała, żeby przyjaciele z tobą zostali…
- Nie, ale dziękuję.
Niech pani mi uwierzy, widziałam ich w małym pokoju podczas napiętej sytuacji.
To jest jak siedzenie w klatce tygrysa bezpośrednio przed karmieniem, tylko chodzą
w tę i z powrotem i warczą na siebie.
Severus uśmiechnął się
bardzo, bardzo szeroko. Potter i Weasley wyglądali na zakłopotanych, a Ginny
Weasley najwyraźniej powstrzymywała chichot.
- Hermiono, nie jesteśmy
aż tak źli – próbował ratować się Potter. – No, nie będziemy, jeśli nie
będziesz tego chciała.
Pociągnęła nosem i krzywo
się uśmiechnęła.
- Wszystko w porządku.
Wolałabym, żebyście informowali ludzi o kłamliwości słów Rity, serio. Kiedy wszyscy
zamkniemy się w moim pokoju, będzie to wyglądało, jakbyśmy chcieli coś ukryć.
- Taak, nie pomyślałem
o tym – wyznał szczerze Potter, co Snape przyjął z nie małym zaskoczeniem –
może w końcu się nauczył, że nie zawsze musi mieć rację? – Będziemy wszystkich
upewniać, że to stek bzdur. – Przerwał na chwilę. – Ale jeśli chciałabyś
powiedzieć nam, kto…
- Nie – stanowczo
przerwała mu Hermiona. – Mam swoje powody, Harry.
- Tylko mówię, że teraz
byłby doskonały moment. – Wzruszył ramionami. – Ludzie i tak w końcu się
dowiedzą, Hermiono. Nie zatrzymasz tego dla siebie na zawsze.
- Zobaczymy. – Uniosła
nos z dezaprobatą i ześlizgnęła się z łóżka. – Dobra. Chociaż nie obronię
mojego honoru, chcę spędzić ten dzień, powracając do sił po tym Strasznym
Szoku. – Udało jej się uśmiechnąć i zwróciła się w stronę Poppy: - Powinnam tak
zrobić, prawda? Z uwagi na mój delikatny stan i tak dalej.
- Oczywiście – zgodziła
się Pomfrey z lekkim uśmiechem. – Dilly przyniesie ci wszystko, czego będziesz
potrzebowała. Dużo odpoczywaj… jak sądzę, pewnie się pouczysz, ale obiecaj mi,
że położysz się przynajmniej na część dnia.
- Dobrze. – Severus wybrał
tę chwilę, aby się ulotnić. Udało mu się zrobić to niepostrzeżenie. Nie miał
lekcji przez pierwszą część dnia. Teraz, chociaż wiedział, że niedługo będzie
sama i można z nią prywatnie porozmawiać.
Porozmawiał z kilkoma
portretami – Eugenie oraz starszego rycerza w korytarzu prowadzącym do pokoju
wspólnego Slytherinu – i nie był zaskoczony odkryciem, że Ślizgoni śmiali się i
chichotali nawet przed dostarczeniem gazety. Pansy, jeśli nie ona była sprawcą,
angażowała się w jakiś inny sposób. Eugenie usłyszała, jak wspominała Skeeter
co najmniej raz.
Kiedy doszedł do
wniosku, że minęło wystarczająco dużo czasu, skierował się na trzecie piętro do
nowego pokoju Hermiony, trzymając w ręku najnowszy wymóg pracy pisemnej dla
swojej klasy tylko po to, gdyby w razie czego, ktoś go zobaczył. Zapukał do
drzwi, a kiedy te otworzono, spojrzał w dół na Dilly. Znał tę skrzatkę z
widzenia – często asystowała pani Pomfrey przy pacjentach, którzy wymagali
stałego nadzoru.
- Chciałbym rozmawiać z
panną Granger – powiedział, unosząc rolkę pergaminu. – Skoro spędza cały dzień
na spokojnej nauce, przyniosłem jej coś do pracy.
- Proszę wejść, profesorze
Snape – radośnie oznajmiła skrzatka, cofając się i zapraszając go gestem do
środka. – Czy Dilly może coś przynieść dla profesora Snape’a? Herbaty?
- Nie.
Hermiona, co dziwne,
posłusznie wykonywała zalecenia Poppy Pomfrey i umościła się na łóżku z książką
w ręku otoczona poduszkami. Zauważył zaczerwienione oczy i mizerny wygląd. Jej
kot zwinął się w kłębek naprzeciwko niej – stworzenie otworzyło oko, przez
chwilę przypatrywało się Snape’owi i wróciło do drzemki.
- Chcę porozmawiać z
panną Granger, Dilly. Wynocha.
Dilly szybko zniknęła,
na co Hermiona zmarszczyła brwi.
- Nie powinien pan być
dla niej taki niemiły – powiedziała z wyrzutem. – To, że jest skrzatem domowym…
- Nie daje żadnego
powodu, żebym traktował ją z większą uprzejmością niż innych – przerwał jej,
kładąc rolkę pergaminu na stoliku. – Jestem nieuprzejmy dla wszystkich.
Zachichotała na tę
uwagę.
- Tak, cóż, zapomniałam
– przyznała, wygodniej moszcząc się na poduszkach i spoglądając na niego. –
Dziękuję za przyniesienie tego. Akurat nie mam nic do odrobienia i potrzebuję
czegoś, by… no. Zająć czymś umysł.
Kiwnął głową w
zrozumieniu.
- Tak też podejrzewałem.
– To było bardziej kłopotliwe niż przypuszczał, że będzie. Wyraźnie coś ją
martwiło i jeszcze próbuje udawać, że wszystko w porządku. – Panno Granger,
przy okazji… tak niechętnie, jak to tylko możliwe, muszę przyznać, że Potter
może mieć rację. Coraz bardziej wszystko przemawia za tym, żebyś wydała
ojcostwo dziecka. – Przyglądał się jej twarzy z bliska i był zaskoczony, że ta
propozycja nie wywołała przerażenia lub niechęci. – Możesz złamać daną mi
obietnicę. Jeśli alternatywą jest urodzić dziecko wśród takich podejrzeń…
Wargi jej zadrżały, ale
nie rozpłakała się, za co był wdzięczny. Przyzwyczaił się już do płaczących
uczniów, lecz Hermiona była innym przypadkiem i nie miał pojęcia, co by zrobił,
gdyby zaczęła płakać.
- Dziękuję – rzekła cicho,
lekko dotykając brzucha. – To bardzo wielki gest, biorąc pod uwagę, jak
zareagowaliby członkowie Zakonu i ludzie, bez względu na to, co powiedziałabym w
twojej obronie. Ale tego bym ci nie zrobiła. – Udało jej się krzywo uśmiechnąć.
– Jeszcze nie jestem gotowa wybierać między tobą a Harry’m, a on na pewno nie
zareagowałby spokojnie. Pewnie kilka napadów złości.
- Mimo tego nie
skazywałbym dziecka na życie w takich oskarżeniach. – Jego wzrok zatrzymał się
na jej ręce. Czule dotykała brzucha.
- Nie będzie miał –
oznajmiła poważnie. – Albo miała. Jeszcze nie wiem. – Z miłością spojrzała na
teraz już duże wybrzuszenie. – Miałam na myśli to, co powiedziałam, kiedy cię
informowałam – orzekła cicho, nie podnosząc oczu. – Jeśli chciałbyś być częścią
jego życia, a masz do tego prawo, powitamy cię z otwartymi ramionami. Ale ja
nie będę utrudniała ci życia tylko dlatego… dlatego, że zrobiłam to, co zrobiłam.
Poradzę sobie.
- Bardzo dobrze. – Tak
naprawdę nie uwierzył jej, kiedy mówiła to za pierwszym razem. Teraz znał ją
lepiej. Doprawdy pozwoliłaby mu być „częścią życia” dziecka, jeśli tak by
zadecydował. Ta myśl sprawiała mu przyjemność i odepchnął ją mocno. Draco
zaopiekowałby się nimi obojgiem, gdyby mu na to pozwoliła. Chłopak, kiedy chce,
potrafi być czarujący. - Ale nadal podtrzymuję to, co mówiłem. Jeśli konieczne
stanie się wyjawienie nazwiska ojca dziecka, nie ważne, czy publicznie, czy
prywatnie, możesz to zrobić.
- Dziękuję. –
Pogłaskała brzuch, lekko się uśmiechając. Spojrzawszy w górę, zauważyła jego
wzrok na jej ręce i uśmiechnęła się jeszcze bardziej. – Trochę kopie. Zwykle
dużo się ruszam o tej porze dnia… chyba się zastanawia, dlaczego dziś jest tak
cicho.
Severus zbliżył się do
łóżka, wciąż nie odrywając oczu od jej dłoni.
- Jest świadome twoich
ruchów? – spytał.
- Pewnie. To już ponad
dwudziesty dziewiąty tydzień. Gdyby teraz się urodziło, miałoby duże szanse na
przeżycie. – Hermiona wręcz promieniała z dumy. – Może kontrolować oddech i
regulować temperaturę. Nawet teraz słyszy mój głos… już potrafi widzieć, czuć
smak, a nawet zapach, choć chyba nie ma za dużo do wąchania tam w środku.
Mnóstwo czasu spędza, śpiąc. Już może śnic! I kopać. - Skrzywiła się, uśmiechając z żalem. – Kopie
coraz więcej i mocniej.
- Hmm… rozumiem. – Nie
miał zielonego pojęcia o aktywności dzieci przed narodzinami. Skąd ktoś może
wiedzieć, że płód już czuje zapachy?
Przygryzła wargę.
- Ee… nie krępuj się odmówić,
ale… chcesz poczuć, jak się rusza? – zaoferowała nieśmiało.
Nie wiedziała, że już
był gotowy. Przykro wspominał ostatnie ruchy dziecka, których doświadczył. Ich
dziecko. Żywe i poruszające się…
- Jeśli mogę –
powiedział, starając się ukryć podniecenie w głosie.
Chwyciła go za rękę –
jej była mniejsza, delikatniejsza i cieplejsza – i przycisnęła ją z boku
brzucha.
- Tutaj. Najbardziej
wyczuć je można w tej okolicy… O, poczułeś?
Poczuł to. Silniejsze
niż ostatnio władcze uderzenie skierowane w jego dłoń, która podskoczyła razem z
jej mniejszą, przytrzymującą jego od góry do wybrzuszenia.
- Czuję. Dziwne
przeżycie. – Zabrał rękę, a twarz ponownie ukrył za beznamiętną maską. Czuł…
nie wiedział, co czuł. Nie potrafił nazwać imieniem intensywnego, bolesnego
uczucia, które zaciskało gardło i wiązało żołądek. Nie był pewien, czy to
lubił. Musiałby się nad tym dłużej zastanowić. – Muszę już wracać i przygotować
się do następnej lekcji. Nie spiesz się przy pracy, którą ci przyniosłem. Przez
te oskarżenia zadawania się z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, sądzę,
że wybaczę ci małe spóźnienie ze zwrotem pracy domowej.
Odpowiedziała, on
odpowiednio zareagował i w zaskakująco krótkim czasie znalazł się w swoim
gabinecie, obserwując drżącą rękę. Akilah przyszła i ocierała się o nią, wąchając
łagodnie wnętrze jego dłoni. Schował dłonie w jej futrze i głaskał dotąd, aż
drżenie ustąpiło.
*
Hermiona spędziła
większość dnia na wylegiwaniu się z Krzywołapem, który pomrukiwał z miłością i
ignorował niewytłumaczalne postukiwanie dochodzące z okolicy żołądka swojej
pani.
- Lubisz go, prawda? –
wyszeptała, głaszcząc puszyste pomarańczowe futerko. – Mam na myśli profesora
Snape’a. Zwykle nie pozwalasz dziwnym mężczyznom wchodzić bez żadnych przeszkód
do mojej sypialni, nie mówiąc o dotykaniu mnie.
Krzywołap tylko
zamruczał, próbując wcisnąć się jej pod pachę, na co Hermiona się uśmiechnęła.
- Też go lubię –
wyszeptała smutno. – I musimy zapewnić dodatkową opiekę dziecku, bo ono też
jest jego, dobrze?
- Dlaczego panienka nie
chce powiedzieć o tym ludziom?
Hermiona wrzasnęła,
siadając prosto, a Krzywołap syknął i uciekł. Od dawna podejrzewała, że
skrzatów domowych nie było słychać, kiedy się pojawiały. Teraz miała na to
niezbity dowód. - Dilly! Co ty tu… ja nie…
- Wszystkie skrzaty wiedzą
– oznajmiła spokojnie Dilly. – Słyszymy wszystko, co się mówi w zamku,
wcześniej czy później. Zastanawiamy się, czemu profesor Snape i panienka nie
uspokoją się.
Hermiona gapiła się na
nią, a jej usta to się otwierały, to zamykały.
- Acha… - udało jej się
powiedzieć po dłuższym momencie.
- Nie mówimy nikomu,
nawet pani dyrektor. Szanujemy tajemnice profesora Snape’a – rzekła poważnie. –
Ale nadal nie wiemy, dlaczego z tego taki sekret.
- Ponieważ wpadłby w
okropne kłopoty, gdyby ktoś się dowiedział – poinformowała ją Hermiona. –
Jestem pewna, że wszyscy wiedzą, co czuje Harry względem profesora Snape’a, a
niektórzy z pozostałych członków Zakonu mogą być gorsi. Mogą go zranić, jeśli
dowiedzą się, że my… ee… - Zarumieniła się soczyście.
Dilly przytaknęła
powoli.
- Panienka nie powinna
pozwolić na takie zachowanie swoich przyjaciół – powiedziała, patrząc na
Hermionę ganiącym wzrokiem. – Ale skrzaty domowe nie będą robić kłopotu
profesorowi Snape’owi. Przeszedł tyle złego. Wiemy o tym.
- Tak, na pewno. Proszę
cię, nie pozwól, żeby dowiedział się, że ty wiesz… i inni. Najlepiej będzie,
jeśli nikt więcej się o tym nie dowie, to naprawdę ważne.
- A co z dzieckiem?
Będzie chciało znać swojego ojca. – Spojrzała na brzuch Hermiony takim samym
wzrokiem, jakim patrzył Zgredek na Harry’ego.
- Kiedy do tego
dojdzie, jakoś sobie z tym poradzę. A teraz… proszę cię, nie mów niczego.
Nikomu, nawet pani dyrektor. Proszę, Dilly – błagała.
- Nic nie powiemy. Ale
panienka powinna nad tym pomyśleć. – Usłyszały pukanie do drzwi i skrzatka
pobiegła je otworzyć. – Proszę wejść, pani dyrektor!
- Dziękuję, Dilly. –
Profesor McGonagall wyglądała na zmęczoną i zdenerwowaną, ściągając kapelusz i
ocierając pot z czoła. – Panno Granger, obawiam się, że moje przypuszczenia
były prawdziwe… Rada Naczelna zwołała się i poinformowała mnie, że będą tu
jutro albo pojutrze, by „zbadać niepokojące oskarżenia”, jak to ujęli. Chcą zadać
ci parę pytań.
- Och. – Hermiona
przygryzła usta. - Dilly, mogę prosić o herbatę?
- Oczywiście, panienko
– powiedziała i już jej nie było.
Hermiona zeszła z łóżka
i poprawiła szatę.
- Trudno. Nie zamierzam
powiedzieć im, kto jest ojcem dziecka, a poza tym, nie mam nic do ukrycia. Z
pewnością nie był to Voldemort.
- Oczywiście. – Profesor
McGonagall uśmiechnęła się do niej chyba zachęcająco. – Ale mogą zastosować
Veritaserum, a to niestety nie daje tobie dużego wyboru na to, co powiesz.
Hermiona otworzyła
usta, by zaprotestować, ale zamknęła je. Mogli to zrobić, a nikt nic im nie powie,
jeśli tak uczynią. Nikogo nie będzie obchodzić, że to nie jest sprawiedliwe.
Skrzywiła się.
- Nie mam zamiaru
pozwolić im postępować ze mną w ten sposób – powiedziała, zakładając ręce wokół
brzucha. – Mamy plan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz