środa, 30 maja 2012

Rozdział 6: Punkt widzenia

Betowała: milairka

     Harry dłubał w swoim śniadaniu z ponurą miną. Niestety, jego spokój nie miał trwać długo.
     – Cześć, Harry – zagadnęła wesoło Hermiona, zasiadając obok niego. – Dobrze się spało?
     – Nie, spało się cholernie niedobrze! – warknął. – I nie, nie mam znowu koszmarów o Voldemorcie. Nie, nie sądzę, że to coś oznacza. Po prostu źle spałem, okej? Czy w związku z tym ktoś jeszcze ma do mnie jakieś pytania?
     Nastała długa chwila ciszy, w czasie której czuł, że wszyscy się na niego gapią.
     – Tylko pytałam – powiedziała Hermiona, a w jej głosie można było wyczuć urazę.
     – Tak jak i ja – orzekła sucho Ginny siedząca obok Harry’ego. – Jakieś trzy minuty temu. A wcześniej Neville.
     – No, ja też, jak obudziłem się dziś rano – dodał Ron, siedzący po drugiej stronie stołu.
     Harry skrzywił się.
     – Nie wiem, czemu wszyscy tak nagle interesują się tym, czy dobrze spałem – marudził, dźgając swoją kiełbaskę widelcem. – Dlaczego nagle wszystkich to tak interesuje?
     – Cóż, masz ciemne obwódki pod oczami, jesteś bledszy niż zwykle i nieogolony – wytłumaczyła rzeczowo Hermiona. – Nie wspominając o tym, że zwykle jesteś dla mnie nieco bardziej uprzejmy. Nie tylko ty jesteś zmęczony, wiesz?
     Harry zaczerwienił się, patrząc na nią z miną winowajcy. Hermiona wyglądała na prawie tak zmęczoną jak on – na tym etapie ciąży to pewnie było normalne – ale wciąż się o nią martwił. Miała fioletowe cienie pod oczami i opuszczone ramiona.
     – Taak... Przepraszam za to. Ja po prostu... – zaczął, szarpnięciem ściągając swoje okulary i przecierając oczy ze znużeniem. – Nie spałem dobrze. Od jakiegoś czasu mam z tym problemy. Czuję się... rozdrażniony.
     – Serio? – Ron spojrzał na niego z troską. – Na pewno nic ci nie jest? Może powinniśmy namówić Remusa, żeby sprawdził, czy ktoś nie rzucił na ciebie zaklęcia o opóźnionym działaniu?
     Hermiona cmoknęła z niezadowoleniem. Obaj spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Harry nagle się uśmiechnął. Oznaczało to: „Obydwaj jesteście tak wielkimi idiotami, że ledwie mogę was słuchać.” Okej, było to irytujące, ale miło było usłyszeć to ponownie. Kiedy zaczynała ich pouczać, od razu poczuł się lepiej. To oznaczało, że wszystko wraca do normy.
     – Doprawdy, Ron, zaklęcia z opóźnionym działaniem – powiedziała z przyganą w głosie. – Oczywiście, że Harry czuje się spięty. To zupełnie normalne w tych okolicznościach.
     – Taak? – spytał Ron, marszcząc brwi. – Czemu? No wiesz, wojna się skończyła, wszystko jest w porządku... nie powinien po prostu wyluzować?
     Hermiona przewróciła oczami i zwróciła się do Harry’ego.
     – Czujesz się trochę niespokojny, prawda?
     – Dokładnie tak – przytaknął. – Jakby coś czyhało na mnie za rogiem. Znaczy się, są owutemy, ale do tej pory jakoś niespecjalnie martwiłem się egzaminami.
     – A kiedykolwiek się nimi martwiłeś? – Hermiona potrząsnęła głową i uśmiechnęła się do niego z czułością. – Harry, kiedy ostatnio egzamin był dla ciebie sprawą najważniejszą? Kiedy ostatnio nie miałeś jakichś nagłych wypadków i nic ci nie zagrażało?
     Harry przywołał wspomnienia. Wojna... Zakon Feniksa... Turniej Trójmagiczny... Syriusz... Bazyliszek i dziennik Riddle’a... Kamień Filozoficzny... Dudley i Dursleyowie...
     – Nie wiem – powiedział. – Chyba nigdy.
     – Widzisz? Właśnie o to chodzi. – Hermiona otworzyła z zamachem swój pamiętnik. –Jesteś w stanie permanentnego szoku, ponieważ cierpisz na niespotykany wcześniej brak zagrożenia. Jak tylko przyzwyczaisz się do tego, że nie musisz bez przerwy bać się o swoje życie, wszystko wróci do normy.
     Harry gapił sią na nią, zdumiony.
     – Naprawdę myślisz, że o to chodzi?
     – Jestem o tym święcie przekonana. – Uśmiechnęła się do niego. – Oczywiście, jeśli będziesz bardzo cierpiał z tego powodu, Ginny zawsze może wymsknąć się w obecności braci, że z nią spałeś, i to więcej niż jeden raz. Jestem pewna, że świadomość, że tuż za bramami Hogwartu będzie czekać na ciebie śmierć w bolesnych mękach od razu poprawi ci samopoczucie.
     Harry wiedział, że właśnie przybrał odcień wściekłego różu i nie zaryzykował spojrzenia na Rona siedzącego po drugiej stronie stołu.
     – Mogłabyś już przestać? – spytał żałośnie.
     Hermiona pociągnęła wyraźną linię przez pole oznaczone liczbą „11”. Kwadraciki zajmowały całą pierwszą stronę jej pamiętnika i zaczynały się od numeru „1”, a kończyły na „42”.
     – Skoro nalegasz. Ale czujesz się lepiej, prawda?
     – Trochę – wymamrotał, chociaż tak naprawdę poczuł się znacznie, znacznie lepiej.
     Ginny zaśmiała się i objęła go w talii, opierając brodę na jego ramieniu.
     – Jestem trochę zazdrosna – powiedziała. – Hermiona zna cię lepiej ode mnie.
     – Szybko to nadrobisz – rzekła wesoło, posyłając Ginny psotny uśmiech. – Nie jest zbyt skomplikowany.
     – Ej! Ja tu jestem! – wtrącił oburzony Harry, przeczuwając, że to o nim była mowa.
     – Tak, tak, pamiętamy o tym – powiedziała Hermiona, sięgając po tost. – Chociaż w tej chwili nie powinieneś być tutaj, tylko na górze, w trakcie golenia. Wiesz, jak profesor McGonagall czepia się o higienę.
     Harry potarł brodę w zakłopotaniu.
     – To naprawdę tak widać?
     – Nie pocałuję cię, dopóki się tego nie pozbędziesz – zagroziła Ginny.
     – Idę się ogolić.
     – Idź, idź. – Ginny uśmiechnęła się do niego słodko. – Skończę za ciebie śniadanie.
*

     – Miło jest zobaczyć, że powoli wszystko się normuje – orzekł Remus cichym głosem, obserwując, jak Harry wychodzi z Wielkiej Sali, gładząc swój podbródek. – Obawiałem się... Nie byłem pewien, czy po tym wszystkim, co przeszli, będą w stanie znów stać się tylko uczniami.
     – Tak, to rzeczywiście ulga – zgodziła się Minerwa McGonagall równie cicho. – Pan Potter ostatnio był raczej drażliwy. Cieszę się, że panna Granger bierze go pod swoje skrzydła.
     Remus uśmiechnął się, przyglądając, jak Hermiona nalewa sobie herbaty, podczas gdy Ginny częstuje się resztkami śniadania Harry’ego.
     – Ona zawsze miała... Gdyby nie byli w zbliżonym wieku, powiedziałabym, że dziewczyna mu matkuje.
     – I dziękujmy za to Merlinowi. Drżę na samą myśl o kłopotach, w jakie obaj by wpadli, gdyby nie miała na nich oka – orzekła szorstko Minerwa. – Czy twoim zdaniem ona nie wygląda na zmęczoną?
     – Według Harry’ego jest ciągle wyczerpana, ale z wyjątkiem dźwigania za nią książek nie pozwala sobie pomóc – rzekł Remus. – Rozmawiałem z panią Pomfrey... Twierdzi, że to normalne i powinno minąć za tydzień, góra dwa.
     – Och. Cóż, skoro to przejściowe... – Minerwa, nigdy nie będąc w stanie błogosławionym, obserwowała swoją jedyną ciężarną uczennicę nieco podejrzliwym wzrokiem. – Do tej pory nadążała ze swoją pracą domową.
     – Nadążałaby z pracą domową, nawet jeśli byłaby jedną nogą w grobie – rzekł Lupin smutno. – Zamieniłem kilka słów z Ginny Weasley... Da mi znać, jeśli zauważy, że Hermiona się przepracowuje. Wiesz równie dobrze jak ja, że Hermiona nie pisnęłaby słówkiem do czasu, kiedy nie padłaby z nóg.
     – Prawdopodobnie nie. – Minerwa potrząsnęła głową i uśmiechnęła się ironicznie. – Z eliksirów jest jeszcze lepsza niż zwykle... z esejów, oczywiście. To pewnie dlatego Severus ma jeszcze bardziej kwaśną minę niż zwykle.
     – Masz rację. – Remus upił łyk herbaty. – Profesor... znaczy się, Minerwo... – Wciąż nie przyzwyczaił się do mówienia jej po imieniu, w końcu tak długo była dla niego „Profesor McGonagall”. – Jeśli wolno spytać... Dlaczego wrócił do nauczania eliksirów? Myślałem, że zawsze chciał uczyć obrony.
     – Mówiąc szczerze, Remusie, nie mam pojęcia – powiedziała bardzo cicho. – Spytałam go, czy wróci i zgodził się – byłam przekonana, że na pozycję nauczyciela obrony. Kiedy przybył, ogłosił, że ponownie chce uczyć eliksirów i pomaszerował wprost do lochów. Potem się tam zabunkrował.
     – Naprawdę? – zdziwił się Remus, czując, jak jego brwi unoszą się aż do linii włosów. – Tak po prostu?
     – Tak po prostu. – Minerwa potrząsnęła głową. – Kategorycznie odmówił odpowiadania na jakiekolwiek pytania i szczerze mówiąc… nie naciskałam go. Znalezienie dobrego nauczyciela eliksirów jest bardzo trudne, a znalezienie go szybko graniczy wręcz z cudem.
     Remus rzucił okiem na wolne miejsce Snape’a (który pospiesznie wypił kawę i wyszedł).
     – Spodziewałem się, że będzie... sam nie wiem... szczęśliwszy?, teraz, kiedy nie ma Voldemorta, a on sam jest całkowicie oczyszczony z zarzutów – powiedział zamyślony. – Tymczasem bez kija lepiej się do niego nie zbliżać.
     – Zamartwia się czymś – powiedziała miękko i prychnęła na widok zaskoczonego spojrzenia Remusa. – Znam go odkąd skończył jedenaście lat, Remusie. Nie zawsze się dogadywaliśmy, ale to nie znaczy, że nie wiem, kiedy coś go gryzie. Nie widziałam go tak nerwowego, odkąd Syriusz Black uciekł z Azkabanu.
     Remus opuścił wzrok na swój talerz.
     – Bardzo było z nim wtedy źle? – zapytał z miną winowajcy. Wiedział, że Severus i wtedy, i teraz, stanowczo sprzeciwiał się zatrudnieniu Remusa na stanowisko nauczyciela obrony, za co Remus nie mógł go winić, ostatecznie dwukrotnie prawie doprowadził do jego śmierci. Dość prawdopodobne wydawało się, że to nie Syriusz, a on sam był przyczyną jeżenia się Severusa wtedy… i teraz.
     – Poppy na początku stycznia leczyła go na wrzody – powiedziała Minerwa. – Ale królestwo za to, co trapi go teraz.
*

     Severus Snape siedział zgarbiony nad stosem esejów, skrobiąc krytyczne uwagi i poprawki na uczniowskich wypracowaniach zalegających mu na biurku. Wyglądał na zmęczonego i spiętego... czyli, prawdę mówiąc, wyglądał jak zawsze.
     – Severusie? – Łagodny głos ducha Albusa Dumbledore’a oderwał go od pracy. Nie mógł już zapukać, ale zatrzymał się w połowie drogi do drzwi, żeby opuścić pomieszczenie, w razie gdyby jego obecność była niepożądana.
     Severus spojrzał w górę, a jego ramiona nieco opadły.
     – Albusie – powiedział ze znużeniem. – Jestem bardzo zajęty. Czego chcesz?
     – Zobaczyć, jak sobie radzisz, mój chłopcze, nic ponadto. – Albus przeleciał przez drzwi i upozorował zajęcie miejsca na twardym krześle, gdzie zwykli siadać uczniowie z nieczystym sumieniem. – Coś cię martwi.
     Severus nachmurzył się. Zawsze tak reagował, gdy Albus pytał go o coś osobistego.
     – Dlaczego sądzisz, że mam jakiekolwiek powody do niepokoju? Uczniowie wrócili i jak zwykle zachowują się jak banda rozradowanych kretynów. Wróciłem do mojego jak zawsze wilgotnego i zimnego lochu. I ponownie jestem opiekunem najbardziej nielubianego domu w Hogwarcie. Jestem wprost zachwycony, zapewniam cię. Każdy dzień dostarcza mi nową dawkę radości.
     Albus zachichotał.
     – Przynajmniej twój sarkazm nadal ma się dobrze – powiedział, uśmiechając się przyjaźnie do swojego rozmówcy. – Jeśli kiedykolwiek cię opuści, będę pewien, że to twój ostatni dzień na tym ziemskim padole.
     – No, cóż... Czuję się znakomicie, Albusie – rzekł Severus, opuszczając pióro. – Jestem po prostu... zmęczony.
     – Byłeś, jak to ująłeś, zmęczony, jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, a nawet grubo wcześniej – powiedział łagodnie Albus. – Identycznie jak pan Potter, cóż za przypadek.
     Głowa mistrza eliksirów drgnęła, a Albus został obdarzony jadowitym spojrzeniem.
     – Zapewniam cię, Albusie, że pan Potter i ja nie jesteśmy... wyczerpani z tego samego powodu.
     – Panna Granger postawiła ciekawą tezę w tej sprawie – oznajmił Albus i przerwał na chwilę. Na wzmiankę o tym nazwisku dostrzegł w oczach Severusa coś, czego nie mógł nazwać. – Powiedziała, że pan Potter „cierpi na niespotykany brak zagrożenia” i że to spadło na niego jak grom z jasnego nieba. Ty jesteś w podobnej sytuacji... po raz pierwszy w swoim o wiele dłuższym niż pana Pottera życiu nie jesteś w bezpośrednim zagrożeniu. Nad twoją głową nie wisi żadne niebezpieczeństwo i cierpisz na nagły brak wrogów. Czy to właśnie cię martwi, Severusie? Nagłe uwolnienie od napięcia, do czego nie jesteś przyzwyczajony?
     – Nie. – Wąskie ramiona napięły się, by po chwili opaść. – Być może. Nie jestem całkowicie pozbawiony wrogów, nawet teraz, po prostu... to dziwne uczucie, znaleźć się w sytuacji, gdzie grasz tylko siebie, a nie pół tuzina różnych osób.
     Albus westchnął.
     – Miałem nadzieję, że moja obecność na procesie wystarczy – rzekł przepraszająco. – Severusie, przeprosiłem cię już za to, o co cię poprosiłem tamtej nocy, ale teraz chcę cię przeprosić jeszcze raz.
     – Prosiłeś o zbyt wiele – skomentował szorstko Snape, odwracając wzrok. – Jak zawsze. Nawet po śmierci. Mam się dobrze, Albusie. Przyzwyczajam się. Proszę, zostaw mnie w spokoju.
     – Skoro tego właśnie chcesz. – Albus kiwnął głową, spuszczając ze smutkiem wzrok. Severus zdał ostatnią, najtrudniejszą próbę ich przyjaźni... ale wydawać by się mogło, że Albus ją oblał. – Zanim zniknę, chciałbym ci jednak zadać jeszcze jedno pytanie. Na temat panny Granger.
     Severus kolejny raz napiął się, słysząc to nazwisko.
     – Tak?
     – Jak ona sobie radzi, Severusie? Po latach bycia opiekunem domu rozpoznajesz oznaki obciążenia. Minerwa też, ale w przeciwieństwie do panny Granger, która przypomina mi ją z czasów młodości, jest skłonna do odrobinę mniejszej spostrzegawczości. Wiem, że panna Granger jest zmęczona, ale... jak znosi stres zbliżających się owutemów i nieuchronnego macierzyństwa jednocześnie?
     Severus zachmurzył się, a jego oczy powędrowały do biurka, gdzie pojedyncza rolka pergaminu leżała nieco dalej od reszty.
     – Przykłada się do pracy bardziej niż zwykle. Radzi sobie dość dobrze – przyznał z niechęcią.
     – Naprawdę? – spytał Albus z niedowierzaniem. – Inni nauczyciele wspominali, że nieco spadł jej standardowy poziom prac. Oczywiście są wspaniałe, ale mniej wszechstronne niż zazwyczaj. Z pewnością jest to spowodowane tym, że eliksirom poświęca więcej czasu niż innym przedmiotom, żeby nadrobić praktykę.
     Severus wyglądał na zaskoczonego.
     – Rzeczywiście. Interesujące. – Podniósł samotną rolkę pergaminu i zaczął przekładać ją z ręki do ręki, marszcząc brwi. – Zanim znikniesz, ja też chciałbym cię o coś spytać – zaczął powoli. – Nie jestem pewien, czy panna Granger jest gotowa do macierzyństwa. To trudne i niewdzięczne zadanie, a ona jest bardzo młoda. Sądzisz, że podoła temu zadaniu?
     Albus uśmiechnął się.
     – Sądzę, że poradzi sobie lepiej niż się tego spodziewamy... i niewątpliwie będzie najwybredniejszą i najbardziej nadopiekuńczą matką od czasów Molly Wesley. Jestem pewien, że dziecko, obojętnie jakiej płci, nie będzie narzekać, o ile tylko przeżyje lawinę swetrów, eliksirów zdrowotnych i czarów ochronnych, które Hermiona z pewnością już szykuje. – Severus nieco się odprężył, słysząc tę odpowiedź, i kiwnął głową, na co Albus odpowiedział tym samym. – Poza chwilą nieostrożności, którą można złożyć na karb młodego wieku, Hermiona ma niewiele wspólnego z Eileen – powiedział bardzo łagodnie. – Nie musisz się obawiać o to, czy to dziecko będzie niekochane albo niechciane.
     Severus zmarszczył brwi.
     – Odejdź, starcze – rzekł, powracając do sprawdzania prac.
     Albus przepłynął przez drzwi, usatysfakcjonowany odgadnięciem choć jednego źródła zmartwień Severusa. Wiedział, że Eileen i Tobiasz powtarzali swojemu synowi, że jest niepotrzebną komplikacją, która zmusiła ich do pozostania razem, podczas gdy ich krótkotrwała namiętność już dawno należała do przeszłości. Oczywiście, martwiłby się o los dziecka poczętego w chwili zapomnienia, ale Hermiona Granger nie była w niczym podobna do Eileen Prince.
     Albus miał nadzieję, że naprawdę nie ma już się czym martwić.
     Może postąpiła rozsądnie, nie ujawniając, kto jest ojcem dziecka. Ostatecznie lepiej mieć jednego kochającego rodzica niż dwójkę, którzy cię nie chcą.
*

     Draco miał nadzieję, że nadejdzie kiedyś taki dzień, w którym różdżka całkowicie zastąpi mu prawą rękę. Niekoniecznie w tym sensie, w jakim wyobrażał to sobie mając czternaście lat. Dzięki Merlinowi, był pełnoletni... choć w tych okolicznościach zapewne mógłby liczyć na dyspensę.
     Mniej więcej pogodził się z tym, że stracił lewą dłoń wraz z przedramieniem. Profesor Snape powiedział kiedyś, że „jeśli twoja ręka popełni przestępstwo, ukarz ją” – nie pamiętał dokładnych słów, bo połowa jego umysłu cierpiała z bólu, ale to musiało brzmieć podobnie. To mu pomogło. Mroczny Znak, a więc i ręka, na której się znajdował, reprezentowali tę część ciała, której nie lubił i nie chciał. W pewnym sensie ulżyło mu, gdy się jej pozbył.
     Jednak robienie wszystkiego za pomocą tylko jednej ręki było niesamowicie frustrujące. Obciął włosy absurdalnie krótko, co rozwiązało jeden problem, ale i tak musiał używać magii prawie przez cały czas. Ubierając się rano. Biorąc prysznic. I zakładając cholerne spodnie. Nie mógł obejść się bez magii. Albo zwykłe czynności przeciągały się w nieskończoność. Niejednokrotnie myślał o dopasowaniu odpowiedniej protezy, ale... nie. Nigdy więcej nie chciał być taki jak kiedyś. Gdy nie był kaleką.
     Dopiero cudze kłopoty dawały mu wytchnienie od własnych problemów.
     – Wyglądasz, jakbyś nie sypiał za dobrze – stwierdził Draco, sącząc herbatę. Z kubka, dzięki Merlinowi. Trudno było utrzymać filiżankę tylko jedną ręką, co ojciec chrzestny uświadomił mu przy ich pierwszym spotkaniu.
     Snape zdecydowanie wyglądał na bardzo zmęczonego. Draco spodziewał się jakiejś poprawy, ostatecznie wojna się już skończyła... Ale, jeśli to w ogóle możliwe, Snape wyglądał gorzej niż zazwyczaj. Aktualnie krzywił się, popijając herbatę.
     – Bo to prawda – przyznał Severus. – A ty?
     Draco pokręcił głową.
     – Ja też. Czasami wszystko jest w porządku… Czasami mam nawet sny. Ty też?
     – Często. – Snape spojrzał w swoją filiżankę, ale wydawało się, jakby myślami był gdzieś bardzo, bardzo daleko. – To... niepokojące, że wszyscy upierają się przy udawaniu, że wojny nigdy nie było.
     – No właśnie – przytaknął żarliwie. – Znów jesteśmy w szkole, grzeczni uczniowie kłócący się o Puchar Quidditcha i punkty… – Tu kryła się jeszcze jedna bolesna sprawa. Dzięki Merlinowi, wciąż mógł latać, ale już nigdy nie zagra w quidditcha. Potrzebował jednej ręki do trzymania miotły, a drugiej do łapania znicza. Niestety.
     – Cóż, biorąc pod uwagę to, jak długo społeczeństwo zaprzeczało powrotowi Czarnego Pana, w zasadzie żadną niespodzianką nie powinien być fakt, że teraz tak bardzo pragną o nim nie myśleć – mruknął Snape, mieszając herbatę w roztargnieniu. – To nieco... surrealistyczne, nie sądzisz? Zupełnie jakbyśmy obudzili się ze snu i stwierdzili, że to był tylko koszmar. Problem polega na tym, że we śnie wszystko wydaje się być prawdziwe.
     Draco kiwnął głową.
     – Myślę, że tak jest łatwiej – powiedział, unosząc lekko kikut lewej ręki. – To wciąż przypomina mi o tym, że to wydarzyło się naprawdę i że przeżyłem. – Pokręcił głową, widząc, jak na twarzy jego ojca chrzestnego maluje się poczucie winy. – Mógłbyś przestać?
     – Co przestać? – spytał ironicznie Snape, unosząc brew.
     Draco zignorował to.
     – Czuć się winny, że to mojego Mrocznego Znaku użyliśmy przeciwko Niemu – powiedział stanowczo. – Nie powiem, że to nie było obrzydliwe i dziwne, odciąć sobie rękę, ale chciałem tego. To ja ją odciąłem, nie ty i przestań się zadręczać tym, że mnie nie powstrzymałeś, bo to była moja dobrowolna ofiara.
     Snape westchnął i odwrócił wzrok.
     – Spróbuję – powiedział po chwili ciszy. – Ale wciąż myślę, że to ja…
     – Przestań – rzucił Draco. – Brak jednej ręki tylko ułatwił moją decyzję co do moich planów na przyszłość. Do eliksirów potrzebuję dwóch, do zaklęć jednej. Proste. – Odstawił kubek i sięgnął po ciastko. – Jak tam zajęcia? Weasley wytrwał choć tydzień bez zrobienia jakiejś głupoty?
     – Dwa – oznajmił Severus, z ulgą przyjmując zmianę tematu. – Podejrzewam, że czeka aż jego poziom głupoty urośnie na tyle, żeby zrobić coś naprawdę spektakularnego. Na przykład wysadzić całą klasę za jednym zamachem.
     – Współczuję ci. – Draco pokręcił głową, uśmiechając się. – Pocieszające jest to, że skoro nie masz już mnie i Granger, zostali ci Krukoni.
     – Tak, to rzeczywiście wielka pociecha. – Snape wyglądał na rozżalonego. – Jakoś nie tęsknię za darmowym pokazem lizusostwa. Ty byłeś chwalebnym wyjątkiem, ale przynajmniej nie musiałem nieustannie kontrolować, czy nie włożyłeś sobie czegoś do ust.
     – Też nie będzie mi tego żal. – I to była prawda. Jego krótka kariera śmierciożercy i śmierć Dumbledore’a ostatecznie zburzyła mur, który wyrósł między nimi. Draco nie próbował już płaszczyć się przed Snape’em, co tak bardzo uwielbiał Lucjusz. Severus rozmawiał z nim bardziej otwarcie, co dało Draconowi podstawy do podejrzeń, że nie ma nikogo bliskiego do takich rozmów. To było miłe, móc szczerze z kimś porozmawiać. – Granger nadąża z materiałem?
     Snape znów uniósł brew.
     – Czemu pytasz? – zapytał z ciekawością. – Nigdy nie interesowałeś się tą dziewczyną.
     – Do tej pory tak było. – Draco wzruszył ramionami. – Była przyjaciółką Pottera, Gryfonką i mugolakiem. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że może być sympatyczna. W tym roku jest... inna.
     – Inna? – spytał swobodnie, wręcz zbyt swobodnie jak na zwykłe uprzejme pytanie na podtrzymanie rozmowy. Snape naprawdę chciał się dowiedzieć – nie chciał tylko pytać wprost.
     – Jest dla mnie miła – oznajmił Draco. – Jako jedna z niewielu puściła w niepamięć moją dawną służbę śmierciożercy. Nie jest moją nową najlepszą przyjaciółką czy coś w tym stylu, ale... przyjemnie jest z nią porozmawiać. I dla niej ten rok też nie będzie łatwy.
     Snape prychnął.
     – Wiedziała, że jest w ciąży już przed rozpoczęciem roku – oświadczył, próbując zbyć Draco. – Miała okazję albo do pozbycia się dziecka, albo do porzucenia szkoły, ale zdecydowała, że podoła wszystkiemu. Wiedziała, na co się decyduje, i nie zamierzam litować się nad nią z powodu jej własnej decyzji.
     – Niczego innego się po tobie nie spodziewałem – odrzekł sucho Draco. – Ale miło jest nie być jedynym społecznym wyrzutkiem na swoim roku. Nawet siedzimy razem na numerologii... Padma Patil zdaje się myśleć, że rozwiązłość może być zaraźliwa.
     Snape poderwał głowę w górę, a jego oczy zapłonęły z wściekłości.
     – Panna Patil nie ma prawa potępiać czarownicy o ponadprzeciętnych zdolnościach tylko ze względu na krótką chwilę nieostrożności – warknął. – Sentymentalna, folgująca swoim słabościom i krótkowzroczna panna Granger może sobie na to pozwolić, ale ona jest ledwie... – Kiedy zdał sobie sprawę z tego, co mówi, szybko zamilknął. – Ta dziewczyna ma tak wiele wad – mruknął, odwracając wzrok. – Nie warto dorzucać jej kolejnych.
     Draco ze zdziwieniem uniósł brwi.
     – Na pewno nie jest szmatą – powiedział otwarcie. – Zachowuje się raczej jak żelazna dziewica, mimo widocznych dowodów przeczących tej tezie. Mimo wszystko zaskoczyłeś mnie, broniąc jej. – Snape prychnął z irytacją, ale nic nie powiedział. – Z drugiej strony, nie dziwię się.
     Severus spiorunował go wzrokiem.
     – Dlaczego? Zapewniam cię, że nie pobłażam Potterowi i jego kompanii bardziej niż wcześniej.
     – Nie, ale pewne rzeczy są... niewłaściwe. O ile dobrze pamiętam, nauczyłem się tego od ciebie.
     Nie wolno bić kobiet, rzucać na nich zaklęć i stawiać ich reputacji pod znakiem zapytania. Po prostu nie i koniec. Oczernianie było punktem dyskusyjnym, ale bycie prostackim nie wchodziło w grę. Pewnych rzeczy nie mówi się na głos, to wpajali mu matka i ojciec chrzestny – Lucjusz się z tym nie zgadzał.
     Draco pospiesznie odsunął ukłucie poczucia winy, które pojawiło się na myśl o ojcu. Ostatecznie miał w tym wprawę.
     Snape nieznacznie się odprężył.
     – Tak, to prawda – rzekł. Wyglądał jakby mu ulżyło. Jakieś wyrzuty sumienia z powodu Granger? Ciekawe o co mogło chodzić…
     – Jest... miła – powiedział w zamyśleniu, popijając herbatę. – Widziałem jak któregoś dnia dziergała czapeczki w bibliotece i uczyła się jednocześnie. Poczułem się jakbym zazdrościł temu dziecku. Pewnego dnia dowie się, że kochała je tak bardzo, że była gotowa poświęcić szkołę, żeby się nim zająć.
     – Taak – odrzekł krótko Snape i na dłuższą chwilę zapadła cisza.
     Snape nigdy o tym nie wspominał, ale Draco do tej pory pamiętał, że matka brała go na stronę i ostrzegała, żeby nigdy nie pytał o rodziców swojego ojca chrzestnego. Jakie wyciągnął z tego wnioski, wiedział tylko on.
     – Wszyscy zgodnie twierdzą, że będzie nadopiekuńczą matką – powiedział Severus, wpatrując się w ogień.
     – Są gorsze rzeczy – odparł cicho Draco. Jego matka była nieco szalona i kompletnie niemoralna, ale nigdy nie miał wątpliwości, że go kochała. Najgorszą rzeczą, kiedy przystępował do służby u Czarnego Pana był strach, że ją rozczaruje... lub, co gorsza, że stanie jej się krzywda.
     Prosiła go wtedy, żeby tego nie robił, ale ostatecznie mu wybaczyła.
     – Tak, myślę, że tak. – Snape powoli skinął głową, a po chwili potrząsnął lekko głową i odstawił swój kubek z cichym stuknięciem. – Robi się późno. Chodź, odprowadzę cię do pokoju wspólnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz