środa, 30 maja 2012

Rozdział 5: Badania

Betowała: milairka

     Pierwsze dwa tygodnie nowego roku szkolnego zdawały się Hermionie ciągnąć w nieskończoność. Przynajmniej pytania „kiedy” i „kto” padały coraz rzadziej. (Być może groźby odcięcia uszu kilku impertynenckim Krukonom miały z tym coś wspólnego.) Obecnie zaczynała znów cieszyć się z codziennych lekcji, a zwłaszcza z numerologii i antycznych runów. Radość z powrotu do szkoły mąciły tylko okazjonalne nudności, które przypominały jej o dziecku.

     Rozparła się na krześle, marszcząc brwi nad swoim wypracowaniem z eliksirów. Ciężko nad nim pracowała – ostrożnie i dokładnie odcięła równe dwie stopy pergaminu, skrupulatnie zbadała temat, koncentrując się tylko na nim, i pisała wyjątkowo starannie. To było jej pierwsze wypracowanie w tym roku, więc chciała wykazać się gotowością do ciężkiej pracy i pragnieniem, by uczynić te zmiany jak najłatwiejszymi dla niego.

     Już pierwszego dnia zapytała go, czy mogłaby zrezygnować z zajęć. Stwierdził wtedy, że o niczym innym nie marzy, ale profesor McGonagall nalegała na pozostawienie jej na wszystkich zajęciach, po czym zatrzasnął drzwi. Nie mogła go winić za to, że nie chciał jej uczyć, ale jego reakcja i tak ją zabolała.

     Zwinęła pergamin i zapieczętowała różdżką tak, że tylko adresat będzie w stanie go otworzyć. W tej sprawie nie miała do Rona nawet za grosz zaufania, zwłaszcza że jego wypracowanie nadal było w stanie niekompletnym.

     – Ron? Mógłbyś dać to jutro profesorowi Snape’owi?

     Wziął od niej zwinięty rulonik, spróbował do niego zajrzeć – co było całkiem do przewidzenia –westchnął i wepchnął go do torby.

     – Jesteś kompletnie sfiksowana, przecież to dopiero na czwartek.
     – Wiem, ale już skończyłam, więc równie dobrze mogę oddać go wcześniej. – Wyciągnęła ze sterty książek podręcznik do runów i otworzyła na zaznaczonej różową zakładką stronie, która oznaczała „Przeczytaj dzisiaj”. Niebieska znaczyła „Przejrzyj”, żółta – „Zagadnienia do wypracowania”, a czerwona – „Do egzaminu”. Przyłapała się jednak na tym, że zamiast czytać, wpatrywała się tępo w tę samą stronę, a jej myśli powędrowały ku okrytemu tajemnicą mistrza eliksirów. Tak naprawdę niewiele o nim wiedziała. Oczywiście znalazła tę informację o Eileen Prince, która jednak poza ostrzeżeniem, że jej dziecko może odziedziczyć po Snape’ach słaby wzrok i będzie musiała dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej, niczego jej nie dawała. Poza tym jej wiedza o Snapie była żałośnie uboga – profesor eliksirów, szpieg, niewiarygodnie dzielny, okropnie irytujący, błyskotliwie ironiczny, bystrzejszy od niej. Z czego wynikało mniej więcej tyle, że jej dziecko będzie prawdopodobnie inteligentne i będzie miało problem z włosami oraz ma szanse w przyszłości nosić okulary, co, jak sama musiała przyznać, nie było kolosalnym nadmiarem informacji.

     – Harry?
     – Mmm? – Chłopak pracował właśnie nad wypracowaniem z transmutacji, przez co jego włosy były jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle. – O co chodzi?
     – Masz jeszcze ten podręcznik do eliksirów?

     Mrugnął, podnosząc wzrok. Doskonale wiedział, o który podręcznik pyta.

     – Nie. Sądzę, że nadal jest w Pokoju Życzeń, o ile ktoś go tam nie znalazł. Jeśli chodzi o mnie, może zostać tam na zawsze. Snape nic o nim nie wspominał.
     – Jeśli Snape nie musi rozmawiać z Harrym, to tego nie robi – zauważył Ron, marszcząc brwi. – Wystarczają mu pogardliwe spojrzenia.

     Hermiona kiwnęła głową.

     – Mógłbyś mi go przynieść? – spytała niepewnie.

     Obaj chłopcy spojrzeli na nią jak na wariatkę.

     – Przecież nigdy nie lubiłaś tej książki – stwierdził Ron z niedowierzaniem. – Od początku wierciłaś Harry’emu dziurę w brzuchu, żeby się jej pozbył. Po co jest ci teraz potrzebna?

     Ponieważ chcę dowiedzieć się więcej o ojcu mojego dziecka. Nie, zawał w tak młodym wieku to byłaby dla nich zbyt tragiczna śmierć.

     – Bo jestem ciekawa – powiedziała, siląc się na zwyczajny ton. – W końcu przez większość tego roku nie będę mogła uczestniczyć w zajęciach z eliksirów, a jeśli nie będę przynajmniej starała się poszerzać swojej wiedzy, to z pewnością zawalę owutemy.
     – Cóż... – Harry z niechęcią zmarszczył brwi. – To raczej kiepski pomysł. Sama powiedziałaś, że niektóre dopiski były naprawdę... paskudne.
     – Nie jestem zainteresowana tymi notatkami na marginesach, Harry – powiedziała karcąco. – Chcę tylko poczytać przepisy. Wiesz, te z których korzystałeś, żeby oszukiwać na eliksirach.
     – Znów z tym zaczynasz? – Skrzywił się. – Okej, okej, przyniosę ci tę książkę, skoro tak bardzo chcesz. Ale dopiero kiedy będę mieć wolną chwilę. A teraz mogłabyś mi to wyjaśnić? Nie mam zielonego pojęcia, co McGonagall miała na myśli z tymi fundamentalnymi stanami istnienia ...

*


     Ostatecznie po dwóch dniach nieco sfatygowana książka wylądowała przed Hermioną.

     – Zrób z nią co chcesz – mruknął Harry, odwracając się. – Możesz wrzucić ją do kominka – nie obchodzi mnie to.

     Harry nigdy nie wybaczył Księciu Półkrwi tego, że był profesorem Snape’em. Nawet zeznania ducha profesora Dumbledore’a o tym, że za życia rozkazał Snape’owi go zabić i o jego lojalności wobec Zakonu i masie innych rzeczy nie zdołały się przebić przez mur wieloletniej nienawiści i uprzedzeń. Jedyne co udało się osiągnąć, to jego awans w oczach Harry’ego ze „Śmierciożerca! Wiem to na pewno!” na „Śliskiego dupka, który umie się ustawić tak, że zawsze będzie po stronie zwycięzców”.

     Na obronę Harry’ego przemawiało jednak to, że Snape też go nienawidził.

     Hermiona delikatnie otworzyła książkę, wygładzając stronę zapisaną wąskimi literami, tak różnymi od ostrego i eleganckiego pisma dorosłego Severusa Snape’a.
Przekształcił je w bardziej… dystyngowane? Dorosłe? Ślizgońskie? Interesujące.

     Zmiana charakteru pisma to dość trudna sprawa, zapewne musiał ciężko nad tym pracować... i jak widać już tylko na podstawie tego można było sporo o nim wywnioskować.

     Była pewna, że Harry tylko przekartkował książkę, szukając ciekawych dopisków na marginesach, pomijając za to staranne poprawki w tekście głównym.

     Hermiona włożyła kawałek pergaminu pod łokieć i upewniła się, że jej pióro jest dobrze naostrzone, w razie gdyby potrzebowała zrobić jakieś notatki, i zaczęła czytać pierwszą stronę.

     Godzinę później kompletnie zapomniała o pierwotnym postanowieniu dowiedzenia się czegoś o Snapie, tak pochłonięta była poznawaniem Zaawansowanych Eliksirów. I zdecydowanie potrzebowała więcej pergaminu.

*


     Severus wbijał wściekłe spojrzenie w niewinnie wyglądający kawałek pergaminu spoczywający na jego biurku. Hermiona Granger oddała wypracowanie dwa dni przed terminem. Było długości ni mniej, ni więcej, tylko dwóch stóp pergaminu. Dokładnie zgłębiła temat, jej wnioski były bez zarzutu, a charakter pisma – czytelniejszy niż zwykle.

     To było nie do zniesienia.

     Gdyby wypracowanie było poniżej jej wcześniejszego standardu, mógłby powiedzieć Minerwie, że dziewczyna nie nadąża. Gdyby chociaż było tak jak zwykle, z pewnością znalazłby coś, do czego mógłby się przyczepić i nie postawić W. Ale nie – wszystko musiało być cholernie doskonałe. Poza zwykłymi oznakami całkowitego braku kreatywnego myślenia, chociaż nie można się spodziewać go za wiele w wypracowaniu na temat sposobów wykorzystania naparstnicy. Do diabła, będzie musiał postawić jej dobrą ocenę.

     Nagryzmolił ostre „P” w górnym rogu pracy i zwinął ją.
     Po chwili rozwinął ją ponownie. Przecież wykazała kompletny brak samodzielnego myślenia. Tak samo było ze wszystkim, włączając w to jej odpowiedzi na lekcjach. Albo cytowała, albo ostrożnie parafrazowała wybrane podręczniki. Wszystko wskazywało na to, że nie tylko eliksiry gasiły w niej wszelki zapał do kreatywności – sytuacja na obronie przed czarną magią wyglądała podobnie, a nawet gorzej.

     Ale Hermiona Granger nie była pozbawionaani umiejętności kreatywnego myślenia, ani samodzielnego rozwiązywania problemów. Na pierwszym roku rozwiązała jego zagadkę w kilka minut. Do tego potrzeba było nie tylko umiejętności podążania za instrukcjami, ale także zdolności racjonalnego myślenia i łączenia wszystkiego w logiczną całość.

     A miała wtedy tylko dwanaście lat. Rok później intuicyjnie wykryła obecność bazyliszka w szkole, podczas gdy nie udało się to nawet nauczycielom (ale miała informacje od Pottera, więc w zasadzie się nie liczy).

     Do tej pory nigdy nie poświęcał jej zbyt wielkiej uwagi. Początkowo była tylko przyjaciółką Pottera, czyli Fontanną-Tryskającą-Cytatami-Z-Podręczników. Później, podczas wojny, zamieniła się w kompetentną uzdrowicielkę i umiarkowanie zdolną wojowniczkę. Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby zastanawiać się, dlaczego tej cholernej dziewczynie brakuje inicjatywy twórczej, chociaż nie raz i nie dwa próbował ją naprowadzić na właściwy kierunek. Ale teraz, kiedy zaprzątała jego myśli z powodu rzeczy bynajmniej niezwiązanych z nauką, zadał sobie jednak pytanie: dlaczego utalentowana i inteligentna uczennica celowo nie wykorzystuje swojej kreatywności przy pisaniu wypracowań?

     Marszcząc brwi w zamyśleniu, sięgnął po czysty kawałek pergaminu przygotowanego do robienia notatek. Oczywiście jej wypracowania zostały zwrócone, ale kopie egzaminów – wliczając w to jej sumy z eliksirów – leżały w szafce, podobnie jak reszta. Być może gdyby zbadał jej prace z większą uwagą niż przedtem, znalazłby jakieś wyjaśnienie...

     Dwie godziny później nadal łamał sobie nad tym głowę, a jego frustracja rosła z minuty na minutę. Rozwiązanie wciąż wymykało mu się z rąk i nadal za nic nie mógł zrozumieć, dlaczego dziewczyna tak bardzo ograniczała się intelektualnie. I zdecydowanie potrzebował więcej pergaminu.

*


     – Myślę, że świetnie sobie radzi – powiedział ufnie Remus Lupin, nalewając sobie jeszcze jedną filiżankę herbaty. Bardzo martwił się o Hermionę i z niecierpliwością wypatrywał oznak poprawy. – Oczywiście, że uczniowie plotkują i tego nie da się uniknąć. Przez jakiś czas była nieco podenerwowana, ale...

     – Wyglądała mizerniutko – wtrąciła swoje trzy grosze Pomona, pogryzając herbatnika. – Z pewnością większość tego można złożyć na karb ciąży, to zrozumiałe, że ma problemy z utrzymaniem emocji na wodzy.

     – Ale ostatnio wyglądała nieco lepiej. – Filius rozparł się wygodniej na krześle. – Pogodniej. Bardziej jak poprzednia Hermiona.

     Sobotnie popołudnia w pokoju nauczycielskim zwykły upływać pod znakiem miłej atmosfery. Nigdy nie było do zrobienia niczego, co nie mogłoby poczekać do niedzieli (za wyjątkiem nadzorowania szlabanów), więc wszyscy nauczyciele mieli okazję podzielić się najnowszymi wieściami na temat uczniów. Poczynając od początku nowego semestru głównym tematem rozmów była Hermiona Granger.

     – Wie ktoś dlaczego? – spytała wesoło Hooch, sięgając po kolejne ciastko. – Może ojciec dziecka łaskawie dał jakieś oznaki życia?
     – Według Harry’ego, pisze jakiś projekt badawczy – rzekł Remus, uśmiechając się tkliwie. – Do tej pory jej głównym zajęciem była pomoc Harry’emu – rozwiązała zagadkę bazyliszka i Nicolasa Flamela, nie wspominając o pomocy przy horkruksach i całej tej reszcie. Miło, że ma w końcu czas na własne badania.
     – Spędza stanowczo za dużo czasu na czytaniu – stwierdziła stanowczo Hooch. Wszyscy zwracali się do niej po nazwisku. Podobno nawet jej matka. – Potrzebuje więcej ruchu, zwłaszcza w tym stanie.
     – Sądzę, że bieganie w górę i w dół po schodach na lekcje jest jedynym ćwiczeniem, jakie może wykonać przy swojej kondycji – orzekła Pomona. – Może dla ciebie to jest takie proste, Hooch, bo większość twoich lekcji odbywa się na zewnątrz. Masz pojęcie jak daleko jest od Sali Wejściowej do klasy numerologii?
     – Nie, absolutnie żadnego – przyznała. – Uch, okropny temat. Bez obrazy, Septimo.
     – Nie ma sprawy. – Septima Vector spojrzała na nią z wesołym błyskiem w oku. – Remusie, nad czym ona tak pracuje? Wspominała coś o tym, że w przyszłości chciałaby studiować numerologię, ale myślę, że przyszłaby do mnie po radę, gdyby o to chodziło.
     – Nie jestem pewien. Harry nie powiedział, o co dokładnie chodziło – rzekł i upił łyk herbaty. – Może pani Pince wiedziałaby coś więcej... w końcu, gdzie jak gdzie, ale w bibliotece Hermiona spędza najwięcej czasu. – A Hermiona zagrzebana po uszy w książkach była Hermioną szczęśliwą, więc mógł spokojnie przestać się o nią martwić.

*


     – Hermiona?
     – Odejdź.
     – Zobacz jaki mamy piękny dzień.
     – Mogę go podziwiać również w bibliotece.
     – Nie powinnaś być taka smutna, Hermiono – powiedział Ron, skromny i lojalny przyjaciel oraz ewidentny arcymistrz spostrzegawczości.
     – Nie jestem smutna – powiedziała cierpliwie. – Pracuję. Uczę się. Wyobraź sobie, że ja to lubię.
     – Zamęczysz się – wyciągnął powtarzany raz po raz argument.
     – No proszę cię, zobacz jak słońce świeci! – dorzucił przymilnie Harry. – Szkoda takiego pięknego dnia!

     Dziewczyna wyjrzała przez okno.

     – Tak, jest ładnie – zgodziła się. – Byłam dziś rano na spacerze, bo nalegałeś. Teraz jestem zmęczona i zajęta. Idźcie... polatać na miotłach.
     – Dodatkowy trening na pewno nie zaszkodzi – stwierdziła Ginny. – Okej, okej, więc zróbmy tak... pójdziemy sobie i zostawimy cię w spokoju, jeśli obiecasz, że po obiedzie rzucisz te księgi w diabły i spędzisz trochę czasu z nami.
     – Dobrze, dobrze – zgodziła się. – Spotkamy się po obiedzie. Prawie skończyłam, widzisz? A teraz sio!

     Odeszli, pogrążeni w rozmowie o quidditchu.

     Hermiona poczekała, aż przyjaciele się oddalą, i dopiero wtedy wyciągnęła ze swojej torby podręcznik do eliksirów nastoletniego Severusa Snape’a. Czytała go już kilkakrotnie i od razu zrozumiała, dlaczego Harry tak lubił tajemniczego Księcia Półkrwi. On kwestionował absolutnie wszystko. Był dociekliwy: szperał, grzebał, kombinował... I był tak samo uparty i zacięty jak Harry. (Oczywiście gdyby im to powiedziała, obaj popadliby w histerię.)

     Nawet ona miała z nim jedną wspólną cechę: nałogowe robienie notatek. Na początku sądziła, że książka miała być jakąś pułapką albo pokusą dla Harry’ego, ale po przeczytaniu go zmieniła zdanie. Młody Severus Snape zdawał się nie umieć wyciągać wniosków bez wcześniejszego zrobienia notatek. Jednak, w przeciwieństwie do Hermiony, pisał bezpośrednio w książce, a nie na oddzielnym kawałku pergaminu. Mimo to byli do siebie podobni.

     Poza tym konsekwentnie, uparcie i bezwstydnie kwestionował treści zawarte w podręczniku, co było dla Hermiony szokująco wręcz nieprawdopodobne. Nigdy nie przyszłoby jej nawet do głowy robienie własnych uwag w podręczniku (za wyjątkiem jakichś sytuacji ekstremalnych) albo samodzielne jego poprawianie, chociaż książka Borage’a ewidentnie nadawała się do korekty.

     Oczywiście nie mogła sprawdzić tego teraz, chociaż świerzbiły ją palce, ale jeśli wyniki Harry’ego miały być miarą jakości ulepszonego podręcznika, to Snape musiał go poprawić w znaczącym stopniu.

     Z książek, które miała do dyspozycji do tej pory, wyciągnęła już wszystko, co mogła. Teraz, gdy miała przed sobą perspektywę wolnego popołudnia bez przyjaciół dyszących jej w kark, mogła zabrać się za poważne poszukiwania.

     Może zdoła się dowiedzieć, dlaczego książka Borage’a była szkolnym podręcznikiem i dlaczego do tej pory nie została poprawiona.
Według rejestrów bibliotecznych, dzieło Libatiusa Borage’a było standardowym podręcznikiem do zaawansowanych eliksirów od 1912 roku, a na długo przed jej końcowymi egzaminami dostało nowy tytuł.

     Książka została poprawiona tuż przed śmiercią autora w 1923 roku, ale zmiany nie były znaczące.

     Trzeci rozdział "Eliksirów Dwudziestego Wieku" mówił, że "Eliksiry dla Zaawansowanych" są obecnie jedną z najlepszych pozycji łączących nowoczesność i tradycję warzenia eliksirów zarówno w praktyce, jak i teorii. Niezależnie od tego, gdzie badania nas zaprowadzą, od Eliksirów dla Zaawansowanych powinniśmy je rozpocząć. Najważniejsze współczesne odkrycia magiczne obwieszczały Borage’a jako odkrywcę dwóch z jedenastu przypadków zalecanego użycia platynowego kociołka i odsyła do Eliksirów dla Zaawansowanych po więcej szczegółów.

     W Magicznych Napojach i Eliksirach Arsenius Jigger wspomniał Borage’a w swojej dedykacji jako „największego liberalnego tradycjonalistę, jakiego kiedykolwiek spotkał – wielkiego człowieka”. (Czy jakiekolwiek podręczniki zostały napisane po 1930 roku?).

     Była już otoczona nie murem, ale fortyfikacją z książek, kiedy w końcu natknęła się na wzmiankę w Tworzymy Nowy Wiek: Przywódcy Magicznego Świata.
Libatius Borage zebrał całą wiedzę o eliksirach na przestrzeni wieków w swoim ostatnim i najbardziej rozpowszechnionym dziele, Eliksiry dla Zaawansowanych. Pozycja ta, w odróżnieniu od innych podobnego typu, stworzona została raczej dla potrzeb uczniów niż praktykantów sztuki tworzenia eliksirów, dlatego napisano ją w nieco innym stylu. Borage starał się stworzyć grimoire* dla nowego pokolenia, łączący wiedzę współczesną z tą, którą on zdobywał jako adept magii.

     Hermiona przeczytała ten akapit dwukrotnie, marszcząc brwi. Czuła, że tam było coś istotnego, jakiś drobiazg, który przeoczyła...
Podniosła się z miejsca jeszcze raz, odłożyła kilka tomiszczów na ich miejsca i udała się do działu Ksiąg Zakazanych. Najsilniejsze Eliksiry znalazła tam, gdzie zwykle, i zdjęła ostrożnie z półki. Kiedyś trzymała je w rękach, by przyrządzić Eliksir Wielosokowy – ale to była książka, a ona była Hermioną Granger. Przeczytała wtedy o wiele więcej niż chłopcy mogli przypuszczać. Przyniósłszy ją z powrotem do stolika i oparłszy ostrożnie o stos książek, otworzyła tom na krótkich uwagach wstępnych, które były redagowane przez każdego, kto kopiował zniszczony manuskrypt własnoręcznie, chroniąc go przed zapomnieniem.

     W ostatnich wersach znalazła coś, co zwróciło jej uwagę. Na szczęście znała łacinę na tyle dobrze, aby je zrozumieć.

     Brzmiało to mniej więcej tak: „Będąc dziełem przeznaczonym pierwotnie do prywatnego użytku, ukrytym przez autora, jest w przeważającej większości wolna od umyślnych błędów i innych pułapek stosowanych przez innych czarnoksiężników do zachowania własnych tajemnic nawet w ich prywatnych księgach.

     Mimo wszystko zaleca się zachowanie ostrożności.”

*


     Severus nie był nawet o cal bliżej znalezienia jakichkolwiek informacji, które pozwoliłyby mu zrozumieć, co jest nie tak z Hermioną Granger, za to znalazł dwóch Krukonów mających niepokojąco podobny tok myślowy: chłopca z piątego roku, Parksa, i dziewczynę z drugiego, Foxwood. Jedno było mugolem, drugie miało dziadka mugola. Nie pochodzili z podobnych obszarów geograficznych i nie łączyło ich żadne pokrewieństwo. Oboje byli bardzo inteligentni, ale skłonni do braku wiary w siebie.

     Snape bez entuzjazmu podążał do biblioteki szkolnej. Jego własna kolekcja książek, mimo że bardzo rozległa, jeśli chodzi o eliksiry i czarną magię, nie zawierała pozycji o zachowaniu dorastającej młodzieży. Biblioteka niewątpliwie była wyposażona w tego rodzaju lektury, z drugiej strony on i Irma Pince nie przepadali za sobą od momentu, kiedy przyłapała go na pisaniu po książce – jego własnej! – kiedy miał jakieś dwadzieścia lat.

     – Profesorze Snape – usłyszał lodowaty głos bibliotekarki, gdy tylko przekroczył próg jej królestwa.
     – Pani Pince – przywitał się chłodno. – Szukam...
     – Nie życzę sobie zakłócania spokoju w mojej bibliotece spowodowanego masowym opróżnianiem półek – upomniała Pince, kręcąc nosem z dezaprobatą. – Zdaję sobie sprawę, że... stan panny Granger uniemożliwia jej warzenie eliksirów, ale nie sądzę, by jakiekolwiek zajęcia wyrównawcze wymagały ogołocenia półek z moimi książkami do eliksirów. Siedzi gdzieś na końcu, przy półkach z pseudozoologią i naprawdę byłabym wdzięczna, gdybyś na przyszłość doradził jej większy umiar w badaniach.

     Severus zamrugał.

     – Panna Granger? – zapytał, marszcząc brwi. – Nie zadałem jej żadnych dodatkowych albo wyrównawczych prac. Wiem tylko, że zajęła się jakimś prywatnym projektem, ale nie mam pojęcia, czego dotyczy.

     Pani Pince cmoknęła z niezadowoleniem, wyglądając bardziej cierpko niż zwykle.

     – Z tą dziewczyną zawsze coś jest nie tak – wymamrotała, kierując się w stronę stolika Hermiony. – Pozycje z Działu Zakazanego, Magia Wody całkowicie opróżniona... – Zanim zdołała dołożyć coś jeszcze do swojej tyrady, zakurzoną i cichą bibliotekę wypełnił krzyk:

     – Och, ty przeklęty draniu! – wykrzyknęła Hermiona Granger, a jej głos wyrażał całkowite oburzenie. – Ty plugawa świnio!
     – Cisza! – wrzasnęła pani Pince, podążając w stronę hałasu naruszającego świętość biblioteki. Jej ton nie wróżył niczego dobrego.

     Severus ruszył tuż za nią, zastanawiając się, na kogo, u diabła, dziewczyna tak krzyczała. Nie mogła go zauważyć. Czy ktoś usiłował złożyć jej niemoralną propozycję? Tutaj, w bibliotece? Z panią Pince na karku? Gratuluję odwagi, pomyślał.

     Skręcił za rogiem, podążając za pędzącymi obcasami bibliotekarki, by znaleźć Hermionę Granger, próbującą – jak się okazało – udusić swój podręcznik do Eliksirów.

     – Przepraszam za krzyki, pani Pince – powiedziała skruszona, spojrzała na Severusa i lekko się zarumieniła. – Ja ... ee... coś czytałam i... ee...
     – Wynocha! – wykrzyknęła kobieta, a jej wściekłą twarz pokryły sino–fioletowe plamy. – Nie chcę cię tu widzieć przez najbliższy tydzień! Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się!
     – Oczywiście, proszę pani – powiedziała, zbierając swoje książki i ryzę notatek. – Profesorze Snape, czy mogłabym z panem chwilę porozmawiać? Ee... na zewnątrz?

     Zamierzał odmówić, ale pozostanie w bibliotece równało się samobójstwu. Zwykle Pince nie spuszczała z niego wzroku, ale był pewien, że teraz – ze zwykłej złośliwości – w ogóle uniemożliwiłaby mu czytanie.

     – Skoro musisz.

     Wyszedł za nią, szczelnie owijając się szatami. Oboje odczuwali nieodpartą chęć schowania się za zbrojami, ale skoro powiedzieli już „a”, to musieli powiedzieć i „b”.

     – Słucham, panno Granger – rzekł oschle. Może tym wyperswaduje jej pomysł rozmowy z nim, skoro zatrzaśnięcie drzwi przed nosem najwyraźniej niczego nie dało. – Jeśli zamierza pani wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, to uprzedzam, że traci pani czas.

     Zamrugała, a przez jej twarz przemknął grymas bólu, zanim stała się doskonale opanowana. Wepchnęła do torby notatki i kilka książek. Wśród nich były „Eliksiry dla Zaawansowanych” i z niemałym zdziwieniem zdał sobie sprawę, że ma je w dwóch egzemplarzach – jeden w torbie, a drugi w dłoniach.

     – Sądzę, że to należy do pana – powiedziała cicho, wręczając mu książkę. – Pomyślałam, że chciałby pan to odzyskać.

     Przyjął podarunek, z łatwością go identyfikując. Tak, okładka była inna, ale to nadal był jego dawny podręcznik z notatkami, komentarzami i zaklęciami...

     – Jak to trafiło do pani rąk, panno Granger? – zapytał lodowato.
     – Dostałam ją od Harry’ego, o czym z pewnością już pan doskonale wie. – Podniosła głowę, posyłając mu chłodne spojrzenie. – Powiedział, że nie prosił pan o jej zwrot, ale pomyślałam, że może jednak chciałby pan mieć ją z powrotem.
     – Czy istnieje jakiś szczególny powód, dla którego ją obrażałaś? – spytał szyderczo. No dalej, dziewczyno. Postaraj się znaleźć jakieś wyjaśnienie, które mnie nie urazi.

     Ku jego zdumieniu, dziewczyna nie wyglądała ani na speszoną, ani tym bardziej nie zamierzała jąkać przeprosin.

     Zamiast tego oskarżycielsko wskazała książkę serdecznym palcem.

     – Przeklinałam Borage’a – wyjaśniła z oburzeniem. – Ta książka jest pełna błędów!

     Spojrzał na trzymany w ręku podręcznik.

     – To oczywiste, że jest – potwierdził. – Z pewnością zauważyłaś to już wcześniej – wytknął jej, zbyt zaskoczony, by zabrzmieć dostatecznie pogardliwie.
     – Ale to podręcznik! – wykrzyknęła z emfazą. – Jak można korzystać z podręcznika, który jest błędny?
     – Na brodę Merlina, jesteście zaawansowanymi uczniami – rzekł ostro. – Skoro nie potraficie oddzielić ziarna od plew w podręczniku dla szóstoklasistów, jak, na Boga, można wam powierzyć trudniejsze i bardziej niebezpieczne zadania?

     Hermionie opadła szczęka.

     – Czyli to jest celowe? – zapiszczała. – Ale to niesprawiedliwe!
     – Niby w jaki sposób? Dla uczniów ponadprzeciętnych to powinno być doprawdy niewielkie wyzwanie, zorientować się, że…
     – Skoro nikt im nie powie, że podręcznik może zawierać błędy, skąd mają wiedzieć, że to w ogóle jest…
     – Jeśli są na tyle głupi, by nie zdawać sobie sprawy, że niektóre instrukcje kolidują z tym, czego uczyłem ich wcześniej…
     – Ale to jest w książce, powinniśmy się trzymać przepisów, które…
     – Postępowanie według instrukcji większości podręczników do eliksirów mogłoby doprowadzić do śmierci albo nawet czegoś gorszego, ty głupia dziewczyno. Wszyscy wiedzą, że najstarsze księgi są albo zakodowane, albo wprowadzają w błąd…
     – A skąd uczniowie urodzeni w mugolskich rodzinach mają to wiedzieć, u diabła? Oni po prostu trzymają się książki! – wykrzyknęła, zaciskając ze złości piąstki.

     Nastąpiła chwila ciszy, w ciągu której mierzyli się wzrokiem. Oboje oddychali ciężko i byli zaczerwienieni ze złości.

     Severus wyprostował się, hamując wściekłość.

     – Edukacja mugoli wydaje się być nawet w bardziej godnym pożałowania stanie niż trzydzieści lat temu – stwierdził srogo, ale w jego głosie nie było słychać już wrogości. – Czy to dlatego z premedytacją unikasz używania kreatywnego myślenia? Ponieważ odnosisz wrażenie, że podręcznik trzeba traktować jak nieomylną wyrocznię?

     Zamrugała, jakby nie dowierzając jego słowom.

     – Ehm… a nie powinnam? – spytała, wyraźnie wytrącona z równowagi.

     Zarówno Parks i Foxwood uczęszczali do mugolskich szkół zanim trafili do Hogwartu. Nawet nie przyszło mu do głowy, że mogą kierować się tymi samymi regułami co ta ograniczona dziewczyna. Poza tym, co za nauczyciel uczy klepania treści z podręcznika, a nie samodzielnego myślenia?

     – Nie, panno Granger. Jestem za to pewien, że jeśli chcesz zdać egzamin z eliksirów w tym roku, powinnaś zacząć używać swojego własnego mózgu.
     – Ale... och. – Spuściła wzrok. – Ja... przepraszam za te krzyki – powiedziała ze skruchą. – Ja tylko... zawsze myślałam, że...
     – Zawsze cię chwalono za recytowanie podręcznika słowo w słowo, więc nie jestem zaskoczony, że uważasz takie zachowanie za właściwe, pomimo moich wielokrotnych upomnień – podsumował. – Ile razy powtarzałem pani, że książki to nie wszystko?

     Hermiona zaczęła powłóczyć nogami.

     – Nie wiem. Dużo – wymamrotała.
     – Czy kiedykolwiek przyszło pani do głowy, że mogę mieć rację?
     – Nie – wyszeptała, patrząc na niego z miną winowajcy. – Byłam pewna, że taki sposób nauki jest najlepszy. Myślałam, że pan tylko chce... ee... utrzeć mi nosa.
     – Jestem pod wrażeniem, że myślała pani. Doprawdy, trudno mi pojąć, że jednak to pani potrafi. – Skrzyżował ramiona i spiorunował ją wzrokiem. – Czy daremnie łudzę się nadzieją, że moje słowa w końcu do pani dotarły?

     – Nie, profesorze – powiedziała, ponownie się rumieniąc. – Przepraszam za to, że byłam taka tępa.

     Początkowo chciał przychylić się do tej samokrytyki, ale jej pokora wytrąciła go z równowagi.

     – I słusznie – powiedział srogo. – Doskonale. Skoro wreszcie dotarła do pani ta boleśnie oczywista prawda, oczekuję trzech stóp szczegółowo wyjaśniających dlaczego to, co pani przekazałem, doprowadzi panią do zakwestionowania podręcznika Borage’a. Na piątek.
     – Tak jest, panie profesorze – odparła cicho.

     Skinął gwałtownie głową, obracając się na pięcie, z zamiarem natychmiastowego odejścia, ale dziewczyna odezwała się jeszcze raz.

     – Ee... Profesorze Snape?

     Odwrócił się, posyłając jej ostre spojrzenie.

     – Co tym razem, panno Granger?
     – Ee... krzyczałam na pana – wyznała, wciąż przyciszonym głosem. – I przeklinałam. Nie zamierza pan odebrać Gryffindorowi punktów?
     Do diabła. Miał nadzieję, że nie zwróci na to uwagi – rzadko odbierał punkty Hermionie Granger, chyba że była wyjątkowo nieznośna.

     – Nie. To byłoby... niestosowne.
     – Och. – Nieświadomie dotknęła swojego brzucha. – Rozumiem. Dziękuję.
     – Nie dziękuj mi za posiadanie większej przyzwoitości od ciebie – warknął. – Gdybyś potrafiła hamować swoje popędy, żadne z nas nie miałoby teraz tego problemu.

     Odszedł sztywno wyprostowany, zanim zdążyła powiedzieć choć słowo.

     Chrzanić ją i jej cholerny brak dobrego wychowania, i jej przeraźliwie cienki głosik, i jej małą, delikatną dłoń na brzuchu, w którym nosiła dziecko.

     Chrzanić ją.

*grimoire – czarnoksięska księga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz