środa, 30 maja 2012

Rozdział 4: Plotki

Betowała: milairka


Przynajmniej duchy wiedziały o jej ciąży. Prawie Bezgłowy Nick towarzyszył jej w charakterze strażnika przez całą drogę do Wieży Gryffindoru, zapewniając, że wszystkie duchy zostały ostrzeżone, żeby przez nią nie przechodzić, tak na wszelki wypadek. Portrety przyglądały się jej z ciekawością, a obraz młodej kobiety z dzieckiem na trzecim piętrze pomachał jej lekko i skinął zachęcająco głową.
– Czuję się jakbym uciekła z zoo czy coś w tym stylu – wyszeptała Hermiona do Ginny. – Wszyscy na mnie patrzą.
Co było, niestety, prawdą. Plotka z całą pewnością już się rozniosła – wielu uczniów jawnie się w nią wpatrywała, choć mogło to też być spowodowane brakiem odznaki na jej piersi. Hermiona celowo została w tyle Gryfonów zmierzających do wieży – Lavender i tak będzie miała mnóstwo szans, żeby się do niej złośliwie pouśmiechać – co oznaczało jednak, że Puchoni i Krukoni mieli więcej czasu, żeby się na nią pogapić.
– Mogłaś się tego spodziewać – stwierdziła oschle Ginny. – Jesteś bohaterką wojny, pamiętasz? Stawiłaś czoła samemu Voldemortowi. Już to wystarcza, żeby ściągać na siebie wzrok innych. Spójrz tylko na Rona – powiedziała, posyłając zdegustowane spojrzenie bratu, który wspinał się po schodach z kiepsko ukrywaną dumą.
Hermiona, która nawet nie pomyślała o takiej opcji, zarumieniła się.
– No tak... na pewno też o to chodzi.
– Bądź pewna, że Gryffindor jest z ciebie bardzo dumny – powiedział lecący po drugiej stronie dziewczyny Nick. – Och, przepraszam, muszę zamienić słówko z Szarą Damą... niepokoiła się o ciebie, więc ucieszy się, kiedy jej powiem, że dobrze sobie radzisz.
Ginny potrząsnęła głową, przyglądając się jak Nick przepływa – dosłownie – przez grupę drugorocznych, żeby przywitać się z duchem Ravenclawu.
– Dziwne, że jeszcze nie kazał ci wychodzić za mąż ani nie groził temu nikczemnikowi, który splamił twój honor – stwierdziła z lekkim rozbawieniem. – Przecież w jego czasach tak to właśnie wyglądało.
– Fred i George mi to zaproponowali – rzekła Hermiona, uśmiechając się. – To naprawdę miłe, że są gotowi tyle dla mnie zrobić. A do tego zaoferowali mi pracę przy badaniach i rozwoju ich sklepu, gdy już zdam owutemy.
– Serio? – Ginny wyraźnie była pod wrażeniem. – Niezwykle miłe z ich strony.
– Gdyby mieli w załodze osobę, która ma owutema z eliksirów, ich nowe produkty nie musiałyby przechodzić przez tyle testów jakości narzuconych przez Ministerstwo – powiedziała sucho. – Ale oni oczywiście myślą, że o tym nie wiem.
Ginny wybuchła śmiechem.
– Tak, to zdecydowanie brzmi bardziej jak moi bracia. Mili, ale wszędzie węszą korzyści dla siebie.
– Taak. Pomyślę o tym. Będę potrzebowała znaleźć coś na szybko, a bliźniacy przynajmniej nie sprzeciwiliby się, gdybym chciała mieć dziecko ze sobą w pracy. – Hermiona pogładziła delikatnie swój brzuch. – Wciąż trudno mi się do tego przyzwyczaić. Że teraz muszę podejmować decyzję za dwie osoby.
– Dasz sobie radę – pocieszyła ją przyjaciółka. – Masz już rozrysowany rozkład zajęć, prawda?
Hermiona zamrugała ze zdziwieniem.
– Skąd wiesz?
– Bo cię znam. I... witam, profesorze! – Ginny uśmiechnęła się promiennie, gdy zobaczyła ducha Albusa Dumbledore’a unoszącego się nieopodal portretu Grubej Damy. – Cieszę się, że pan wrócił.
– Ja także, panno Weasley, nawet jeśli wróciłem tylko w obecnej formie – odpowiedział wesoło duch. – Czy nie masz nic przeciwko, żebym porwał pannę Granger na chwilę, zanim uda się na zasłużony odpoczynek?
– Oczywiście. Dam znać chłopakom, że jesteś w dobrych rękach, Hermiono. Do zobaczenia później.
Hermiona skinęła głową, a po chwili długi, rudy, koński ogon Ginny zniknął za obrazem.
– Trochę nade mną wiszą – powiedziała, a kiedy Dumbledore żartobliwie uniósł brew, dodała: – Znaczy się, chłopcy. To naprawdę urocze.
– Z pewnością. – Śmierć i niematerialność nie umniejszyły intensywności spojrzenia byłego dyrektora. – Pierwszy raz od początku twojej nauki w Hogwarcie wydajesz się nie być zadowolona z rozpoczęcia nowego roku szkolnego, panno Granger.
– Ależ cieszę się, naprawdę – powiedziała, spuszczając wzrok na swoje stopy. Powinna częściej na nie spoglądać, póki jeszcze może. – Ja po prostu... jestem zdenerwowana. Może to zabrzmi śmiesznie, ale denerwuję się chyba nawet bardziej niż przed walką z Voldemortem.
– To wcale nie zabrzmiało śmiesznie. Dawniej Tom Riddle sprawiał problemy na bardzo szeroką skalę... nikt nie oczekiwał, że ktokolwiek sobie wtedy poradzi, zwłaszcza sam – rzekł Dumbledore, posyłając jej porozumiewawczy uśmiech. – Ciąża w roku owutemów to coś, czemu podołasz tylko ty, panno Granger, i choć przyjaciele będą pomagali ci jak tylko mogą, ostatecznie to brzemię spoczywa tylko na twoich barkach. To jest coś zupełnie innego.
– Ma pan rację – powiedziała, uśmiechając się do niego. – To nie jest coś, w czym Ron i Harry będą mogli mi pomóc albo z czym mogę zwrócić się o pomoc do nauczycieli, jeśli będzie mnie przerastało. Wiem, że będą o mnie plotkować. Harry już się do tego przyzwyczaił, ale dla mnie to jeszcze nowa sytuacja. Wmawiam sobie, że to nic nie znaczy, że nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie myślą, ale czasami sama w to nie wierzę.
Dumbledore zaśmiał się cicho i posłał jej ciepły uśmiech.
– Panno Granger, mimo swojego młodego wieku brała pani udział w bitwach, z których najmędrsi czarodzieje uciekaliby w popłochu. Zmierzyłaś się z samym Voldemortem. Dostałaś Wybitny ze wszystkich dziesięciu sumów, jako jedna z czterech studentów w ciągu ostatnich dwudziestu lat.* Utworzyłaś tajną organizację, której istnienie zdołałaś ukryć nawet przede mną, przynajmniej przez jakiś czas. I w końcu, niechybnie nie najmniejsze z twoich osiągnięć: udało ci się dopilnować by zarówno pan Potter, jak i pan Weasley oddawali swoje prace domowe na czas. Nie mam żadnych wątpliwości, że będziesz równie wspaniałą matką, co uczennicą. – Poklepał ją po ramieniu zimną, niematerialną dłonią. – W krótkim czasie osiągnęłaś bardzo wiele i naprawdę powinnaś być z siebie dumna. A jeśli martwią cię plotki, przypomnij sobie, że Harry rzekomo jest chłopcem z urojeniami szukającym rozgłosu, a ja cierpię na uwiąd starczy – zapewniam cię, że w plotkach o tobie nie będzie więcej prawdy.
Hermiona oblała się rumieńcem, ponownie wbijając wzrok w swoje stopy.
– Dziękuję, panie profesorze – powiedziała cicho. – To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
– Cieszę się. – W odbijającym się od ścian słabym echem głosie ducha nadal pobrzmiewały jednak nutki niepokoju. – Wybacz moją dociekliwość, ale...
– ... kto jest ojcem dziecka? – dokończyła, podnosząc głowę i patrząc dyrektorowi prosto w oczy. Duch skinął głową, a dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i odpowiedziała: – Wszyscy wciąż zadają mi to pytanie. Ale ja nie zamierzam na nie odpowiedzieć, nawet panu, panie profesorze.
– To oczywiście twoja decyzja – zgodził się Dumbledore z uśmiechem. – Ale pamiętaj, że gdybyś chciała porozmawiać z kimś zaufanym, zawsze możesz na mnie liczyć.
– Będę o tym pamiętać, dyrektorze. Dziękuję. – Duch skinął jej głową i odpłynął, a Hermiona skierowała się do portretu Grubej Damy.
– Lilia wodna – powiedziała, uśmiechając się do obrazu. Gruba Dama prychnęła pogardliwie i przesunęła się, nie zaszczycając dziewczyny nawet jednym spojrzeniem.
Spodziewała się takiego powitania, ale miała nadzieję, że chociaż obraz strzegący pokoju wspólnego Gryfonów okaże jej odrobinę zrozumienia. Niektóre portrety były bardzo stare i w ich opinii samotne wychowywanie dziecka to hańba. Nie, zdecydowanie nie można oczekiwać liberalnego myślenia u obrazów z zamierzchłych czasów.
Wspięła się przez dziurę w portrecie prowadzącą do błogo zapełnionego i głośnego pokoju wspólnego.
– Hermiono! – Podbiegł do niej Solomon Pinsworthy. – Naprawdę nie jesteś już prefektem?
– Niestety, nie – potwierdziła ze współczuciem. Solomon był w drugiej klasie, a w zeszłym roku bardzo tęsknił za domem. Przez jakiś czas chodził za nią jak zagubiony szczeniak, ale w końcu przyzwyczaił się do nowej szkoły. – Ale w tym roku na pewno będzie lepiej, więc nie będziesz potrzebował mojej pomocy. A jeśli będziesz chciał, zawsze możemy porozmawiać.
– To dobrze. Bardzo mi pomogłaś, wiesz? – powiedział Solomon smutno i wrócił do grupki kolegów z klasy.
Po tym nieśmiałym komplemencie poczuła się nieco podniesiona na duchu i skierowała się do stolika w rogu pokoju, gdzie siedział Harry i reszta przyjaciół. Była już w połowie drogi, gdy stało się nieuniknione.
– Hej, Granger! – To był Jack Sloper. Przypomniała sobie niejasno, że w zeszłym roku był w gryfońskiej drużynie quidditcha. – To prawda, że zaliczyłaś wpadkę?
W pokoju wspólnym zrobiło się nagle tak cicho, jakby ktoś rzucił na wszystkich silencio, a wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę.
Hermiona zobaczyła, że Harry podnosi głowę, a Ron zaciska pięści. Miło było wiedzieć, że obroniliby ją, gdyby im na to pozwoliła. Mimo tego zmusiła się do odwrócenia i posłała Sloperowi chłodne spojrzenie.
– Tak – powiedziała po prostu. – Ale nie sądzę, żeby to była twoja sprawa. – Dźwięk uginających się sprężyn wskazywał, że Harry lub Ron – najprawdopodobniej Ron – wstał i próbował wyglądać groźnie.
Ciszę natychmiast przerwał dźwięk podekscytowanych głosów, które zapewne produkowały teraz tysiące nowych plotek, ale Hermiona zignorowała je, piorunując wzrokiem przyczynę jej kłopotów. Sloper, który nie był aż tak głupi, na jakiego wyglądał, zacisnął usta, starając się skurczyć i wyglądać nieszkodliwie.
– Tak tylko pytałem – wymamrotał, starając schować się za jednym ze swoich przyjaciół, którzy nie wyglądali na zachwyconych pomysłem, że mieliby go bronić.
– Więc teraz już wiesz – odpowiedziała chłodno. Odwróciła się na pięcie i uśmiechnęła do Harry’ego i Rona, którzy wyraźnie byli w bojowych nastrojach. – Położę się wcześniej spać. Poranne nudności trochę mnie wyczerpały – rzekła, nie siląc się nawet, żeby brzmieć przekonująco.
– Śpij dobrze, Hermiono – powiedział Harry. – Zobaczymy się rano na śniadaniu.
– Dzięki. – Uśmiechnęła się do przyjaciół z wdzięcznością. Ginny musiała w jakiś sposób powstrzymywać Rona. Wyglądało na to, że jedną rękę miał wykręconą do tyłu. Uśmiechnęła się do Hermiony zachęcająco i pomachała jej lekko wolną ręką.
Szła w kierunku schodów, kręcąc głową, starając się nie garbić i nie okazywać żadnych emocji. W połowie drogi się zatrzymała. Lada moment...
– Ono nie jest moje! – Gniewny głos Rona rozpoznałaby wszędzie. – Ani Harry’ego! I to nie jest twój zasmarkany interes, Seamusie!
Hermiona potrząsnęła głową, uśmiechając się smutno. Wybuchy Rona były jak wschody słońca. Nie zawsze występowały o tych samych porach, ale na dłuższą metę były nieuniknione. Może to było rodzinne. Wszyscy Weasleyowie zdawali się mieć tendencje do szybkich zmian nastrojów.
Udała się do dormitorium, gdzie czekało na nią ciepłe i wygodne łóżko. Była sama wystarczająco długo, by ustalić przebieg wieczornych czynności – przygotowanie czystego zestawu ubrań na następny dzień, ze skarpetkami i bielizną włącznie, wyszczotkowanie zębów i włosów, odnalezienie Krzywołapa (pewnie poszedł przygotować się do próby odzyskania dominacji nad Panią Norris) i znalezienie książki do czytania w łóżku.
Żadnych książek o dzieciach, ciąży czy czymkolwiek innym związanym z jej stanem. Mugolska chemia będzie w sam raz.
Kiedy przyszły Lavender i Parvati, nadal była pochłonięta lekturą, więc mogła je ignorować. Nie miała ochoty na rozmowę z żadną z nich.
Szeptały przez cały czas, kiedy szykowały się do spania, spoglądając na nią ukradkiem od czasu do czasu. W końcu Lavender przemogła jakoś swoje zdenerwowanie i odezwała się do Hermiony, zaplatając warkocz z trochę przesadnie obojętną miną.
– Więc tak... ee... Hermiono... – Hermiona zerknęła na nią znad książki. Zauważyła z zaskoczeniem, że Lavender uśmiecha się złośliwie. Nigdy dobrze się nie dogadywały, ale też nigdy jawnie nie deklarowały niechęci do siebie – przynajmniej do czasu sprawy z Ronem. – Wiesz kto jest ojcem?
Hermiona usiadła prosto, odkładając książkę i gromiąc dziewczynę wzrokiem. Lavender miała tyle przyzwoitości, żeby się zarumienić, ale nie odwróciła wzroku.
– To chyba cholernie jasne, że wiem, kto jest ojcem! – warknęła. – I nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
– Więc kto nim jest? – zapytała z ciekawością Parvati. – Ron i Harry powiedzieli, że żaden z nich, ale nie powiedzieli nic więcej.
– Ojcem dziecka nie jest żaden z nich, a nie powiedzieli nic więcej, bo nie wiedzą, kto nim jest. A nie wiedzą dlatego, że im nie powiedziałam. Zamierzam sama wychować swoje dziecko.
– Nie wyjdziesz za mąż? – Parvati pisnęła z przerażenia, jakby Hermiona ogłosiła przed chwilą, że ma zamiar zjeść na śniadanie żywe kocięta.
– Na pewno nie z powodu ciąży – odpowiedziała jej lekceważąco. – W końcu to nie średniowiecze.
Chociaż czasami wydawało się jej, że Hogwart zatrzymał się właśnie na tej epoce.
– Ale... – Parvati najwyraźniej nie potrafiła sobie poradzić z wyznaniem Hermiony. – Ale co na to twoi rodzice?
– Cieszą się, że przeżyłam tak długo, aby w tę ciążę zajść. Biorąc pod uwagę wojnę i w ogóle... Mogę mieszkać z nimi, póki nie znajdę pracy po owutemach. – Wzruszyła ramionami. – Dlaczego pytasz? A co twoi rodzice by na to powiedzieli?
Parvati zadrżała na samą myśl o tym.
– Najprawdopodobniej „avada kedavra” – wyznała. Nie zabrzmiało to jak żart.
– Przecież są na to odpowiednie eliksiry – przypomniała jej Lavender, rzucając jej spojrzenie w stylu „Ty idiotko”. – To znaczy, jeśli on nie zamierza ci pomagać i jeszcze egzaminy...
Parvati spojrzała na przyjaciółkę jakby ta powiedziała coś nieprzyzwoitego.
– Nie zrobiłaby tego! – wykrzyknęła z przerażeniem. – Nie zrobiłaby tego własnemu dziecku!
– Masz rację – potwierdziła Hermiona. – Popieram stosowanie tych eliksirów... – tym razem Parvati rzuciła jej spojrzenie pod tytułem „Ty potworze!”– ...ale tylko w teorii. Dobranoc, Lavender. Dobranoc, Parvati. – Książkę położyła na stoliku obok łóżka, zdmuchnęła świecę i wśliznęła się pod kołdrę, odwracając od dziewcząt.
Zasnęła zanim zaczęły szeptać.
*

Severus obserwował ją przez większą część kolacji.
Nie był pewien czego oczekiwał, chociaż klątwa rzucona przez Harry’ego Pottera w momencie, kiedy ten wszedł do Wielkiej Sali, wydawała się być najprawdopodobniejszą opcją. Spodziewał się przynajmniej paskudnych spojrzeń od jej przyjaciół, bo przecież dotykał ją swoimi tłustymi łapskami.
Kiedy weszli do Wielkiej Sali, otoczyli ją jak rycerze pilnujący księżniczki. Ginny Weasley kroczyła na przedzie, zniechęcając wzrokiem każdego, kto miałby ochotę rzucić jakąś uwagę, a gdyby ktoś taki jednak się znalazł – nie powstrzymywałaby się przed użyciem przemocy. Skierowali się wprost do stołu Gryffindoru i żaden z nich nie spojrzał nawet na stół nauczycielski za wyjątkiem chwili, w której pomachali Hagridowi.
Garnger wyglądała na zdenerwowaną i bledszą niż zwykle. Ceremonię przydziału przesiedziała w milczeniu, szturchając Weasleya łokciem, gdy ten próbował przestraszyć nową Ślizgonkę. Popatrzyła wtedy na niego, a on odwrócił wzrok, nie chcąc, żeby widziała, że chciał pochwalić ją za słuszne postępowanie.
Ale jego wzrok i tak wciąż wędrował w jej stronę. Dłubała w swojej kolacji i bawiła się deserem zamiast go zjeść. (Czyżby jakże mylące poranne nudności? Z tego co pamiętał, pojawiały się trochę później.) Wyglądała na zmęczoną i pozbawioną zwyczajnego entuzjazmu dla początku nowego roku szkolnego pełnego nowych prac domowych.
Ulżyło mu, gdy kolacja się skończyła i mógł zejść ze Ślizgonami do chłodnych lochów. Zatęsknił za nimi bardziej, niż mógł się tego spodziewać. Dobrze było wrócić do... Nie do domu. Do schronienia.
– Profesorze Snape?
Gdyby to był ktokolwiek inny niż Draco, warknąłby na niego i kazał odejść. Ale to był jego chrześniak, więc zatrzymał się i odwrócił, patrząc na niego. Był szczuplejszy i bledszy niż zwykle, ale stał prosto, a jego oczy po raz pierwszy nie miały w sobie ani cienia strachu. Zmiana stron wyszła mu na dobre, nie licząc utraty połowy ręki.
– O co chodzi, Draco?
Chłopak uniósł głowę, a krzywy uśmiech wpełzł na jego wargi. Tylko tym dziwnym grymasem przypominał swoją ciotkę, Andromedę.
– Wyglądasz jak gówno – powiedział lekko. – Co prawda ja też, ale myślałem, że chociaż ty się ostatnio wysypiasz.
– Myślę, że rozpoczęcie nowego roku szkolnego obu nam przyniosło kilka nieprzespanych nocy – rzekł Severus, odwzajemniając krzywy uśmiech. – Nadal nie chcesz mieć protezy?
Draco skinął głową.
– To była... ofiara – powiedział cicho, dotykając lewej ręki, kończącej się trochę poniżej stawu łokciowego. – Mała cena za odzyskanie duszy.
– Rozumiem. – To było głupie i naiwne, ale przecież czystokrwiści tacy właśnie są, prawda? – Zdajesz sobie sprawę, że to koniec twojej nauki eliksirów?
– Tak. – Chłopak wyglądał na opanowanego. Był niemal pogodny, co było nieco niepokojące. – Będę za tym tęsknił, ale przynajmniej będę mógł tęsknić. I tak zaklęcia zawsze były moim ulubionym przedmiotem. Ale nie musisz tego nikomu mówić.
– Nie ma sprawy. – Severus kiwnął głową. Lucjusz nie miał zbyt pochlebnego zdania o tym przedmiocie. – Postaram się wybaczyć ci to, że pozostawiłeś mnie na lekcjach z tymi idiotami, Potterem i Weasleyem.
Draco się roześmiał.
– Granger też zrezygnowała, prawda?
Severus wzdrygnąłby się, gdyby lata szpiegowania nie zniszczyły takich odruchów.
– Co masz na myśli?
– Wpadłem na nią w pociągu, gdy czekałem w kolejce do toalety. Powiedziała, że to poranne nudności. Niektóre eliksiry są groźne dla ciąży, zwłaszcza źle uważone, więc założyłem, że rezygnuje.
– Tak byłoby lepiej. – Severus zmarszczył brwi. Utrzymanie tego w tajemnicy byłoby jeszcze lepsze. – Jednak profesor McGonagall nakazała mi, bym pozwolił pisać jej dodatkowe eseje, a po porodzie nadrobić z nią wymagane eliksiry. Jak widać rezygnacja nawet z jednego owutemowego przedmiotu ze względu na zdrowie jej dziecka to dla niej zbyt trudne.
Chłopak potrząsnął głową.
– W końcu jest jedną z ulubienic McGonagall. – Przez chwilę rozważał swoje słowa. – Przynajmniej zamierza wszystko odpracować i nie oczekuje specjalnych względów.
I bardzo dobrze. Zresztą Granger miałaby z czegokolwiek zrezygnować? Prędzej posieka się na kawałki. Wiele można jej zarzucić, ale na pewno nie ucieczkę od obowiązków.
– Tak, to dobrze. Drżę na samą myśl, jak chciałby być traktowany Weasley, gdyby to on zaszedł w ciążę.
– Musiałbym zrzucić go ze schodów dla dobra czarodziejskiego świata. – Draco potrząsnął głową i w przypływie rzadkiego uczucia troski, wyciągnął rękę i lekko dotknął ramienia swojego ojca chrzestnego. – Prześpij się trochę – powiedział i ruszył przed siebie, a jego błyszcząca czupryna niebawem znikła w ciemnościach korytarza.
Powiedziała Draco. Właśnie jemu, ze wszystkich ludzi. Draco nie powiedział o niej nic obraźliwego, więc musiała wywrzeć na nim korzystne wrażenie. Z pewnością nie wyznała mu nic w stylu „zaspokoiłam twojego opiekuna domu”, bo coś takiego z pewnością obdarzyłby stosownym komentarzem.
Potter nie patrzył na niego przez całą kolację, a to oznaczało, że nie ma pojęcia o całej sprawie. A Minerwa była całkiem przekonująca, kiedy mówiła, że Granger nie chciała się przyznać, kim jest ojciec dziecka. Cóż. Może uda mu się jakoś przetrwać ten rok bez konsekwencji. Ostatecznie będą mieć ograniczony kontakt dzięki rzadszym lekcjom eliksirów, a potem nie zobaczy tej przeklętej dziewczyny ani jej dziecka do końca swojego życia.
Czując się nieco podniesionym na duchu, ruszył w stronę swoich komnat.
*

– Masz zamiar tam siedzieć cały ranek?
Lavender była zirytowana. Chrzanić ją, pomyślała Hermiona, i znów zwymiotowała
Mogła posłuchać pani Weasley i trzymać krakersy przy łóżku. Wodę też.
– Zaraz będzie śniadanie! – zawołała Parvati.
– Nie mów mi nic o jedzeniu! – odkrzyknęła jej w przerwie między wymiotami. – Zjeżdżajcie!
– Ale my musimy...
– Jedyne, co w te chwili musicie zrobić, to skorzystać z łazienki w innym dormitorium – warknęła Hermiona. – Jutro wezmę lekarstwa, więc to się już nie powtórzy, ale teraz jest za późno, więc zmiatajcie!
Nerwy z pewnością przyczyniły się do zwiększenia mdłości. Nigdy wcześniej nie były aż tak silne. Obudziła się z uczuciem zbliżającej się katastrofy, które najwyraźniej postanowiło umiejscowić się w jej żołądku. Zignorowała mamrotania Parvati i Lavender, kiedy zbierały się do wyjścia. Należało się im za wczoraj.
– Hermiono?
– Ginny? Co robisz w naszym dormitorium? – Czuła się już znacznie lepiej, więc zaryzykowała oddalenie się od toalety w celu ochlapania twarzy wodą i przepłukania ust.
– Sprawdzam, czy wszystko w porządku. Parvati Patil powiedziała, że to brzmi, jakbyś wyrzucała z siebie wszystko, co kiedykolwiek zjadłaś – poinformowała ją Ginny przez drzwi
– Nerwy czy poranne nudności?
– Jedno i drugie. Co się działo we wspólnym po moim wyjściu? – Hermiona zdecydowała, że mdłości odeszły na dobre i zabrała się za mycie zębów.
– Wczoraj wieczorem? Dzikie plotki, mnóstwo wymysłów i ogólna chęć obserwowania nadciągającej katastrofy. Pamiętasz jak było z Harrym? Podobnie jak teraz, tyle że z seksem, więc było bardziej interesująco.
Ginny znała Hermionę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że ceniła prawdę bardziej od wyczucia taktu.
– Powiedz Harry’emu, żeby cieszył się, póki światło reflektorów pada na kogoś innego – powiedziała po wypłukaniu ust. Przynajmniej raz jej ciąża na coś się przyda. A to już było coś.
– Kiedy tylko będziesz miała dość szumu wokół siebie, daj znać, a ja szepnę słówko albo dwa, że widziałam go nago – zaoferowała Ginny, chichocąc, podczas gdy Hermiona wyszła z łazienki lekko chwiejnym krokiem. – Zaufaj mi, kilka słów o tym, że jest dobrze wyposażony przez naturę odwróci uwagę wszystkich kobiet od ciebie.
Hermiona roześmiała się niepewnie.
– Ekhm, dzięki, Ginny. – Wrażenie nieprzyjemnego uczucia w żołądku znikło, a wraz z nim mdłości. – Myślę, że w takiej sytuacji jestem gotowa zmierzyć się z resztą szkoły na śniadaniu. Chociaż ograniczę się raczej do tostów. Albo zjem jakiś owoc. Tylko przypilnuj, żeby w zasięgu mojego wzroku nie było soku dyniowego.
– Postaram się. – Ginny poklepała ją po ramieniu. – Wyglądasz na okropnie zmęczoną... Dobrze spałaś?
– Tak... tylko miałam jakieś dziwne sny. – Potrząsnęła głową. – Nie złe, tylko... dziwne. Śniło mi się moje dziecko, a jacyś ludzie ubierali je, kiedy ja byłam do nich odwrócona tyłem. Przeżyłam szok, kiedy zobaczyłam, w co je ubrali! Miało na głowie cytrynowy melonik – taki sam, jaki nosi Knot. Wyobrażenie go sobie w szatach Dumbledore’a i jego przerażająco realnej brodzie pozostawiam twojej wyobraźni, o ile to zniesie.
– Okropne. – Wzdrygnęła się. – Chodź, wypijesz trochę słabej herbaty i zjesz tosta.
– Brzmi nieźle – stwierdziła pogodnie.
Szepty i ukradkowe spojrzenia dziś rano były znacznie bardziej widoczne – widocznie wieść już się rozniosła. Niektórzy patrzyli na nią z wyraźnym zaskoczeniem, inni z pogardą, a jeszcze inni z sympatią, ale większość wyglądała po prostu na zaciekawionych. Hermiona szła z wysoko uniesioną głową, starając się nie zwracać na nikogo uwagi, gdy Ginny prowadziła ją do najbardziej opustoszałego końca stołu, który był daleko od wejścia, za to blisko nauczycieli.
Poczuła na swojej szyi mrowienie oznaczające, że ktoś na nią patrzy, ale je zignorowała.
– Chcesz, żebym odstawił sok dyniowy trochę dalej? – spytał Ron i podniósł dzban, patrząc na nią niespokojnie.
Hermiona pociągnęła nosem.
– Nie, nie jest tak źle. Pachnie tak okropnie tylko, jak jest ugotowany – powiedziała, czując coś więcej niż ulgę. – Po prostu nie stawiaj go w pobliżu. – Sięgnęła po tosta. – Jak widać, plotki bardzo szybko się rozchodzą, co nie?
– Rzucimy klątwę na każdego, kto cię obrazi – rzekł Ron, łypiąc na wszystkich dookoła. – Albo go pobijemy. Co wolisz.
– Nie można pobić lub przekląć całej szkoły, Ron – rzekł Harry ze znużeniem. – Wiem, że to okropne, ale przywykniesz. Wcześniej czy później i tak się tym znudzą.
– Mam taką nadzieję. – Wgryzła się w tosta, głównie dlatego, że pani Weasley powiedziała, że pusty żołądek wzmaga mdłości, a nie dlatego, że była naprawdę głodna. – Kiedy teraz o tym myślę, pomysł z przebierankami nie jest aż taki zły.
– Nie – powiedział stanowczo Harry. – Kocham cię, Hermiono, ale nie. – Zarumienił się, gdy zorientował się, co właściwie powiedział
– Och... – Wargi Hermiony zadrżały i pochyliła się, by go uściskać. – Ja też cię kocham – rzekła, pociągając nosem.
Ron spojrzał najpierw na nich, a potem na Ginny.
– Czy to ci nie przeszkadza? – zapytał z ciekawością.
– Jasne, że nie. – Ginny przewróciła oczami. – To tak jakby Harry był zazdrosny o to, że powiedziałabym, że kocham ciebie. Hermiona jest jak rodzina.
– Aaa... jasne. – Ron wzruszył ramionami i na powrót zajął się swoim śniadaniem. – Hej, myślicie że dadzą nam fory na obronie za udział w walkach z Voldemortem?
– Wtedy były wakacje, Ron – powiedziała stanowczo Hermiona, wycierając ukradkiem oczy i uwalniając z objęć Harry’ego, który wyglądał jednocześnie na speszonego i zadowolonego. – Poza tym, ja na waszym miejscu bardziej martwiłabym się transmutacją, bo pewnie w ogóle nie ćwiczyliście.
*

Severus obserwował ją, gdy wchodziła do wielkiej sali. Oczywiście była spóźniona, blada i wychudzona. Zabawne – nie obchodziło go, czy mdłości przeszkadzają jej w zjedzeniu śniadania, ale mimo to zauważył, że zjadła tylko suchego tosta, którego popiła herbatą z mlekiem.
Kiedy pochyliła się, żeby przytulić Pottera, skupił się na własnym śniadaniu i więcej już na nią nie spojrzał.

* To błąd autorki, Hermiona oczywiście dostała tylko dziewięć Wybitnych z sumów. Jedyny Powyżej Oczekiwań dostała z obrony.

1 komentarz: