środa, 30 maja 2012

Rozdział 2: Wahanie

Betowała: milairka

– Hermiono, kochanie?
Jane Granger usiadła na łóżku obok córki, kładąc jej nieśmiało rękę na plecach.
Dziewczyna właśnie wróciła z wizyty u ojca dziecka – kimkolwiek on był – poinformowała ich spokojnie, że swoje dziecko wychowa sama, poszła na górę i zalała się łzami. Jane taktownie zostawiła ją samą, postanawiając zaczekać, aż pozbiera się do kupy – nawet kiedy jej córka była małą dziewczynką, wolała płakać w samotności.
– Jak się czujesz?
– Całkowicie wypłakana i lepka.
Hermiona przekręciła się na plecy i popatrzyła na nią żałośnie.
– Nie poszło mi za dobrze – przyznała.
– To widać.
Słuchając bezsilnych szlochów swojej córki, Jane poprzysięgła sobie, że znajdzie tego mężczyznę kimkolwiek on jest – w końcu kiedyś to musi wyjść na jaw – i sprawi, że będzie cierpiał tak mocno jak tylko zrozpaczona matka jest w stanie kogoś skrzywdzić.
– Wiesz, że w każdej chwili możesz nas poprosić o pomoc.
– Wiem, mamo – powiedziała, wyprostowała się i przytuliła ją najmocniej jak potrafiła. – Dziękuję. To nie będzie łatwe… przynajmniej w tym wszyscy są zgodni.
– Masz rację, ale posiadanie dziecka nigdy nie jest łatwe, bez względu na okoliczności.
Jane przytuliła ją mocno.
– Poradzisz sobie, kochanie, jestem o tym przekonana.
– Dzięki, mamo – odpowiedziała i posłała jej niepewny uśmiech, po czym przetarła oczy piąstkami. – Dobra, a teraz przydałby mi się porządny prysznic. Muszę doprowadzić się do jako takiego wyglądu, a później iść do Nory powiadomić chłopaków. - Skrzywiła się. – To nie będzie miła rozmowa. – Westchnęła i zaczęła się podnosić z łóżka.
– Raczej nie… Chcesz, żebyśmy z tobą poszli?
– Dzięki, mamo, ale nie. Chłopcy i tak będą zakłopotani, nawet bez rodziny Rona wypytującej was o życie mugoli. – Powiedziawszy to, Hermiona uśmiechnęła się krzywo.
– Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Zostanę na obiad, ale nie wrócę późno.
Podeszła do szafy i zaczęła w niej grzebać celem wyłowienia odpowiedniego stroju na czekającą ją rozmowę. Po krótkiej chwili wyciągnęła z niej różową szatę, zmarszczyła brwi i odrzuciła ją na bok.
– To chyba jednak niedługo mi się przyda – mruknęła ponuro, decydując się na parę w miarę czystych dżinsów i bluzkę. – Założę je, póki jeszcze na mnie pasują – wymamrotała i zniknęła za drzwiami od łazienki, uprzednio nimi trzasnąwszy.
Jane w zamyśleniu zeszła do kuchni, gdzie usiadła obok męża wpatrującego się w stojącą przed nim filiżankę herbaty.
– Co z nią? – spytał, spoglądając na małżonkę.
– Bierze prysznic. Jak się wyszykuje, ma zamiar iść do Nory – odpowiedziała, siadając obok niego i opierając podbródek na swoich złączonych dłoniach. – Spytałam, czy chce, żebyśmy z nią poszli, ale odmówiła.
– A ja zaproponowałem nasze towarzystwo w rozmowie z dyrektorką i też odmówiła. Oczywiście bardzo uprzejmie – powiedział Phillip i otoczył żonę ramieniem. – Powiedziałem jej, że po zakończeniu roku szkolnego będzie u nas nadal mile widziana, że cieszylibyśmy się, gdyby mieszkała tu z dzieckiem, ale ona oczywiście upiera się przy znalezieniu pracy i jak najszybszej wyprowadzce zaraz po tym, jak tylko zda te fraszki, czy jak to się tam nazywa. *
– Wiem – przyznała Jane ze smutkiem. – To wszystko przez wojnę. Hermiona nie pozwoli sobie pomóc – nawet nie mówi nam, co się dzieje. Wiem, że nie chce nas martwić, ale mniej bym się martwiła, gdybym mogła coś zrobić.
– Nie możesz kłaść wszystkiego na karb wojny – stwierdził Philip, całując ją delikatnie w czoło. – Pamiętasz, że kiedy miała sześć lat powiedziała, że nie musisz jej już dłużej odprowadzać do szkoły? Albo kiedy miała jedenaście i chciała sama zrobić pierwsze zakupy do Hogwartu? Nasza córka jest beznadziejnie samodzielna.
– Nie mam pojęcia, gdzie się tego nauczyła – westchnęła pani Granger, zastanawiając się, czy niezależnością można się zarazić – a jeśli tak, to gdzie jej córka ją złapała. – Ostatnio jest zdecydowanie zbyt skryta w sobie.
– Wiem, ale nie martw się, poradzi sobie – rzekł Philip optymistycznie. – Jest mądra, a do tego ma wspaniałych przyjaciół, którzy będą ją wspierać.
~*~

Hermiona nie była do końca pewna, co im powie, ale wiedziała jedno: miała cudownych przyjaciół, którzy byli szczerzy do bólu i mieli doświadczenie jeśli chodzi o dziwaczne i tajemnicze spotkania. Być może innych rzeczy nie pojmowali tak szybko, ale wystarczyło, że powiedziała: „Musimy pogadać na osobności”, a nikt nie zadawał zbędnych pytań.

Dziesięć minut po jej przybyciu ona, Harry, Ron i jego siostra siedzieli już zamknięci w sypialni Ginny. Hermiona siedziała na krańcu łóżka rudowłosej przyjaciółki i wierciła się niespokojnie pod badawczym wzrokiem trójki przyjaciół.
– Więc... jak sobie radzą Fred i George? – spytała kulawo. – Interes się kręci?
– Świetnie, jak zawsze. – Harry, zajmujący drugą połowę łóżka razem z Ginny, wzruszył ramionami i oplótł nimi siedzącą obok niego dziewczynę. – Ale chyba nie zaciągnęłaś nas tutaj po to, żeby rozmawiać o bliźniakach, co?
– Właściwie to nie – powiedziała, wzięła poduszkę Ginny i położywszy sobie ją na kolanach, zaczęła z roztargnieniem skubać poszewkę. – Muszę wam coś powiedzieć, coś ważnego. Tylko nie wiem, od czego zacząć.
– A nie możesz powiedzieć tak prosto z mostu? Wtedy się okaże, czy mogłaś zrobić to taktowniej – zaproponował Ron, szczerząc zęby w uśmiechu.
Hermiona wzruszyła ramionami i skinęła głową, nie widząc żadnego innego sposobu, w jaki mogłaby przekazać przyjaciołom nowinę.
– Dobra – zaczęła nieco piskliwie. – Ja.... ekhm…
Nastała długa cisza.
– Powiedz mi, że się przesłyszałem – powiedział Harry z niedowierzaniem.
– Nie przesłyszałeś się, Harry – potwierdziła cichym głosem, zasłaniając się poduszką jak tarczą. – Jestem w ciąży.
Harry i Ginny spojrzeli oskarżycielsko na Rona, który w identyczny sposób popatrzył na Hermionę.
– Nie jesteśmy razem od Balu – warknął ze złością.
– Ale byliście ze sobą tak na serio? – dociekał Harry.
– Nie mam z tym nic wspólnego! – oburzył się Ron.
– Nie, bo ty w tym czasie obściskiwałeś się z Cynthią Bunworth! – wykrzyknęła Hermiona i obrzuciła Rona gniewnym spojrzeniem, na co ten oblał się rumieńcem.
– No cóż, trochę się wcześniej posprzeczaliśmy – mruknął.
– A potem oboje spędziliśmy tę noc z kimś innym i zrobiliśmy głupstwo. Dlatego zerwaliśmy – wyjaśniła, wpatrując się Rona. – Na całe szczęście Cynthia nie podziela mojego stanu. Z tego, co słyszałam...
– Ron! – wykrzyknęła wzburzona Ginny. – Zdradziłeś Hermionę?
– Ona zrobiła to samo! – odrzekł defensywnie. – Zresztą zerwaliśmy następnego dnia rano.
– To dlatego nie chciałem, by zostali parą – powiedział swobodnie Harry, jednocześnie próbując delikatnie wyjąć Ginny różdżkę z ręki. – Wiedziałem, że zaczną się kłócić, a wszystko skończy się płaczem i zgrzytaniem zębów.
– Tak, miałeś rację, mistrzu – warknęła Hermiona, odnotowując ze złością, że jej powieki znów są pełne łez. – Chciałam jednak zwrócić uwagę na fakt, że ta rozmowa nie miała dotyczyć mnie i Rona.
Chłopcy wyglądali jakby zżerały ich wielkie wyrzuty sumienia. Ginny wyplątała się z objęć Harry’ego i czym prędzej przeturlała się na drugi koniec łóżka, po czym przytuliła się do przyjaciółki.
– No jasne, że nie. Nie przejmuj się, to tylko zwykli męscy szowiniści. Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
– Zamierzam utrzymać ciążę i uczyć się do owutemów jednocześnie. Ale to przecież nic takiego, nigdy w życiu nie byłam bardziej szczęśliwa – zakpiła i pociągnęła nosem, po czym odwzajemniła uścisk. – Ale jeśli którekolwiek z was chociaż zająknie się o eliksirach, które mogą rozwiązać mój problem, to przysięgam, że nie ręczę za siebie.
– Nawet nam to przez myśl nie przeszło, Hermiono – zapewnił Harry, mocno zaszokowany. – Ktoś proponował ci coś takiego?
Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek.
– Mogłabym wam powiedzieć, gdybym chciała – rzuciła, zżymając się w duchu, że nie naciskał bardziej na tę propozycję, nawet jeśli uważała to za kompletną bzdurę. – To bardzo wygodne rozwiązanie, ale średniowiecze skończyło się dawno temu.
– Wiem o tym – odparł Harry pospiesznie. – Ale ty nigdy byś go nie wybrała. To znaczy, możesz, oczywiście, ale… Znam cię i po prostu nie mieści mi się w głowie, że kiedykolwiek mogłabyś pójść po najmniejszej linii oporu.
Hermionie wyraźnie ulżyło. Zauważyła, że Harry z wiekiem stawał się coraz bardziej spostrzegawczy.
– Tak, to prawda – przyznała. – Ale trzymam tę opcję w odwodzie.
– Czyli miałem rację – rzekł, zadowolony, że udało mu się zapobiec zbędnej kłótni. – Ale… hm... Hermiono...? – spytał, rzucając Ginny spojrzenie mówiące „Ty–zrobisz–to–taktowniej”.
– Harry chciał spytać, kim on jest, jeżeli wykluczyliśmy Rona – wytłumaczyła. – No i ja też chciałabym się dowiedzieć... żeby potraktować go upiorogackiem, jeśli nie będzie cię dobrze traktował.
– Cholernie wielkim upiorogackiem – rozmarzył się Ron.
Hermiona przypomniała sobie o jednej z wielu rzeczy, której nie lubiła w swoim rudowłosym przyjacielu – jego skłonności do rozwiązywania problemów za pomocą przemocy.
– Powiesz nam, kto to?
Hermiona potrząsnęła głową.
– Nie ma mowy.
– Jeśli nam zabronisz, nic mu nie zrobimy – obiecał Harry, posyłając Ronowi ostrzegawcze spojrzenie. – Ale prędzej czy później będziesz musiała nam powiedzieć.
Dziewczyna oparła się o Ginny, która delikatnie ją objęła.
– Raczej później. A nawet wcale – szepnęła. – Nie powiem tego tobie ani nikomu innemu. Nigdy.
– Ale…
Ginny zmarszczyła brwi.
– On nie chce tego dziecka, prawda? – wykrzyknęła oskarżycielsko. – Tylko dlatego nie chcesz nikomu powiedzieć – ten palant nie chce ciebie i dziecka!
Harry wyprostował się i krzyknął:
– On co?
– To oczywiste. Skoro on nie chce być w to zamieszany, Hermiona musi trzymać buzię na kłódkę – wyjaśniła przyjaciołom Ginny.
Posiadanie przyjaciela o zaskakująco lotnym umyśle czasami bywało irytujące. Hermiona pociągnęła nosem i otarła łzy rękawem bluzki.
– No, mniej więcej tak to wygląda. Ale uwierzcie mi, on ma wszelkie powody do tego, żeby przestać się do mnie odzywać do końca życia. Musicie więc przestać myśleć o tym, żeby miotnąć w niego zaklęciem i w ogóle przestańcie mnie molestować pytaniami kim on jest, bo i tak wam nie powiem.
– Ale...
Harry zmarszczył brwi.
– Zamknij się, Ron.
– Ale...
– Harry powiedział, żebyś się zamknął. Ogłuchłeś czy co? – Ginny poklepała przyjaciółkę przyjacielsko po plecach. – Postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby ci pomóc – zapewniła ją Ginny. – A jeśli ktoś będzie ci dokuczał, to oberwie zaklęciem w zastępstwie niegodziwego tatuśka, dobra?
Ron rozpromienił się na samą myśl o użyciu różdżki przeciw komukolwiek i przytaknął ochoczo, a Harry również poklepał przyjaciółkę po plecach.
– No jasne, że pomożemy – obiecał. – Chociaż przy zmianie pieluch ktoś będzie musiał mi pomóc, bo nigdy tego nie robiłem.
– Ja ci pomogę – odezwała się Hermiona, uśmiechając się do niego i znów czując wilgoć pod powiekami.
Potem wdali się w jakąś poważną dyskusję, co pozwoliło Hermionie choć trochę się zrelaksować.
Harry i Ron może i chwilowo jej odpuścili, ale będzie musiała uważać, żeby nie pisnąć nawet słowa na temat ojca dziecka. W przeciwnym razie zabiją go w tej samej minucie, nie czekając nawet, aż otworzy usta.
~*~

Severus miotał się po swoim gabinecie od wielu godzin.
Początkowo, chodząc po swoim gabinecie i przypominając burzę z piorunami, był na Granger wściekły. Wmawiał sobie, że kłamała i próbowała zrobić z niego durnia. Przecież zapamiętałby, gdyby coś takiego miało miejsce! To spotkanie musiało być krótkie, ale jednocześnie wystarczająco długie, żeby je zapamiętał nawet będąc nietrzeźwym.
Na pewno.
Z drugiej strony, po co miałaby kłamać w takiej sprawie? Gdyby rozpowszechniła tę wiadomość (z pewnością powiedziała Potterowi i Weasleyowi, co było równoznaczne z wykrzyczeniem tego z Wieży Północnej), spotkałby się z powszechną pogardą, większą nawet niż wcześniej – o ile to w ogóle było możliwe – ale jej sytuacja wcale nie przedstawiałaby się lepiej. Kto z własnej i nieprzymuszonej woli wszedłby do łóżka Mistrza Eliksirów, Pana–Oczyszonego–Z–Zarzutów–A–Może–Jednak–Zdrajcy? Ta głupia dziewucha od razu straciłaby w oczach rówieśników, o apopleksji Minerwy nie wspominając. Gdyby tak postąpiła, okazałaby się skończoną idiotką, a Hermiona Granger – pomijając wybór przyjaciół – idiotką z całą pewnością nie była.
Jeżeli naprawdę spodziewa się dziecka – skulił się w duchu na samą myśl – obalenie jego domniemanego ojcostwa byłoby absurdalnie proste. Sama zaproponowała, by rzucił na nią Zaklęcie Prawdy. Nawet mugole są teraz w stanie stwierdzić, czy ktoś jest, czy nie jest ojcem jakiegoś dziecka.
Ale jeśli jakimś cudem to on jest odpowiedzialny za stan dziewczyny, to jakkolwiek niewinnym barankiem byłby tamtej nocy, Minerwa obedrze go ze skóry.
Nie. Nie, to niemożliwe. Nie mógłby przespać się z uczennicą. A zwłaszcza nie z Hermioną Granger. Wprawdzie podczas wojny pracowali razem i nie raz udowodniła, że jest zdolną i inteligentną młodą czarownicą, ale to jej uparte wymachiwanie ręką podczas lekcji nawiedziło go w kilku snach, sprawiając, że oblewał się zimnym potem, bo nie znał prawidłowej odpowiedzi. Mógł określić jej urodę jako interesującą, ale w żadnym wypadku nie emanował z niej nieodparty urok.
To się nie mogło wydarzyć.
To musiał być żart. Tak, to jeden z upokarzających, mało zabawnych i często niebezpiecznych kawałów, które bawiły jedynie Gryfonów. Jeśli to była prawda, musiał przyznać, że czegoś takiego się po niej nie spodziewał – nigdy nie widział, żeby lubowała się w tych okrutnych żartach, które tak bawiły resztę jej współdomowników.
To by nawet tłumaczyło jej nerwowość i wstyd. Ktoś ją zmusił do wprowadzenia go w zakłopotanie. A może ktoś nawet zmusił go, żeby dał się zwabić w tę kuszącą, miękką pułapkę, żeby chciał zbliżyć się do niej bardziej niż powinien...
Ale z drugiej strony, winę miała wypisaną na twarzy. Dobry Boże, jeśli to była prawda... Roześmiał się głośno pustym śmiechem, rozbawiony absurdem tej sytuacji: on, tłustowłosy dupek, wykorzystywany seksualnie przez własne uczennice! Przynajmniej miała na tyle poczucia przyzwoitości, by wiedzieć, czego może oczekiwać. Nie próbowała zwalać winy na drinki, które wypiła lub twierdzić, że jego brak sprzeciwu spowodowany zamroczeniem alkoholowym wzięła za „tak”.
Przeprosiła go, jakby to było najgorsze, co ją czekało, jakby oczekiwała żalów nad swoją zhańbioną reputacją... I chociaż na samą myśl o zmuszaniu go do czegokolwiek przechodziły go ciarki, i jakkolwiek denerwujące było to, że jego pamięć nadal nie chciała z nim współpracować, ich krótki stosunek seksualny po pijaku był punktem zwrotnym w jego cokolwiek nudnym, dotychczasowym życiu. Co nie oznaczało, że cała ta sytuacja nie doprowadzała go do białej gorączki, oczywiście, że tak było. Zwłaszcza, że to wszystko wcale się nie wydarzyło.
Gdyby przyjęła jego propozycję uwarzenia eliksiru, mógłby to jeszcze jakoś zrozumieć. Jakaś inna uczennica, nawet ze smykałką do eliksirów, szantażem zmusiłaby go do dostarczenia potrzebnych jej eliksirów, ale oczywiście Granger nigdy by się do czegoś takiego nie posunęła. Ta przeklęta dziewczyna miała talent do sporządzenia mikstur i jeśli udałoby się jej tylko przezwyciężyć obsesję kurczowego trzymania się przepisu, mogłaby starać się nawet o tytuł Mistrza. Nawet ze swoimi obecnymi umiejętnościami potrafiłaby sama uwarzyć odpowiedni wywar.
Oprócz upokorzenia go, co prawda bez świadków – przecież wtedy nikt ich nawet nie obserwował – Severus Snape nie był w stanie wymyślić żadnego innego powodu, dla którego Granger mogłaby się posunąć do takiego kłamstwa. Próbował z całych sił, ale miał kompletną pustkę w głowie. Za żadne skarby świata nie uwierzy, że to może być prawda. Nie da zrobić z siebie durnia.
W pewnym momencie uświadomił sobie, że odczuwa rwący ból w kolanach i stopach.
Klnąc pod nosem, usiadł za biurkiem i położył ręce na zimnym drewnie. Spojrzał na zegar i zorientował się, że zamiast pójść na kolację, krążył po swoim gabinecie. Nie żeby jego zaciśnięty w supeł żołądek miał na nią ochotę.
Na Merlina, dlaczego to musiała być właśnie Hermiona Granger?
~*~

Severus podczas śniadania czuł się gorzej niż zwykle. Tej nocy mało spał, a jeśli już udało mu się zdrzemnąć, dręczyły go niejasne, niepokojące sny, w których znajdował się w sali lekcyjnej i nagle uświadamiał sobie, że w każdym kociołku zamiast eliksiru znajduje się dziecko, a Hermiona Granger wybucha zimnym śmiechem i zaciska swoje ręce wokół jego szyi, po czym zamienia się w kota i ucieka.
Cóż, żeby zrozumieć tę część snu, nie potrzeba było sennika.
– Skoro już jesteśmy tu wszyscy, możemy zaczynać – oznajmiła Minerwa McGonagall, stawiając na stole filiżankę po herbacie.
Serverus stłumił jęk. Albus Dumbledore miał w zwyczaju zwoływać zebrania personelu szkolnego, natomiast Minerwa miała obsesję na punkcie codziennego wydawania im rozkazów przed śniadaniem, gdy byli zbyt niewyspani, żeby protestować. Severus pocieszył się myślą, że to się skończy, zanim uczniowie przyjadą do zamku.
– Dziś mamy bardzo poważny temat do omówienia. – Położyła przed sobą na stole czerowono–złotą odznakę prefekta. – W tym roku ktoś zrezygnował z funkcji prefekta.
– Mój Boże, dlaczego? – spytał Filius Fltwick, wyciągając szyję, żeby popatrzeć na odznakę. – Czy stało się coś złego?
– Mam nadzieję, że to Weasley – mruknął Snape, ale jego myśli błądziły w przestworzach. Nagle dotarło do niego, że chyba wie, czyja jest ta plakietka i wcale, ale to wcale mu się to nie podoba.
Minerwa obrzuciła go chłodnym spojrzeniem.
– To Hermiona Granger – powiedziała ostro. – Dziewczyna nie będzie w stanie pełnić obowiązków prefekta w tym roku.
– Dlaczego? – spytała Pomona, wyglądając na kogoś, kto doznał wielkiego szoku. – Jest chora?
– Niezupełnie. – Minerwa wzięła głęboki oddech i przygotowała się do wygłoszenia tego, co musiała wygłosić. – Panna Granger domagała się spotkania ze mną. Była u mnie wczoraj i powiadomiła, że spodziewa się dziecka i poprosiła o zgodę na możliwość uczęszczania na siódmy rok.
Twarz Severusa zamieniła się w chmurę gradową. Zignorował zdumione miny jego kolegów. Tego się nie spodziewał. Oczywiście wiedział, że komuś o tym powie, ale do głowy by mu nie przyszło, iż będzie to McGonagall! Teraz jeszcze przybył mu nowy kłopot: ile wie Minerwa?
– Szkoda by było, gdyby dziewczyna miała nie wrócić do szkoły – zauważyła Septima Vector, wyglądając na zdenerwowaną. – Ta dziewczyna ma niezwykły dar do numerologii. Od lat nie spotkałam się z czymś takim! Oczywiście wyraziłaś zgodę, prawda, Minerwo?
– Septimo, nie bądź śmieszna. Oczywiście, że tak – odpowiedziała szorstko. – Jest utalentowaną, młodą czarownicą, która poświęca się nauce z prawdziwą pasją. Nie mam zamiaru odmawiać jej możliwości zdawania owutemów, bo zapomniała się podczas świętowania zwycięstwa. Nie ona pierwsza i nie ostatnia.
– Dobrze postąpiłaś – stwierdziła Sprout i uśmiechnęła się radośnie. Była kobietą w średnim wieku, która absolutnie uwielbiała dzieci. – Nie ma żadnego powodu, dla którego nie miałaby kontynuować nauki – to będzie trudne wyzwanie, oczywiście, ale jestem pewna, że jej się uda. Kto jest ojcem?
To pytanie zdecydowanie było ciekawe, więc wszyscy zwrócili się w stronę Minerwy, która zmarszczyła brwi.
– Niestety, nie wiem. Nie chciała mi powiedzieć. Zdradziła jedynie, że zaraz po spotkaniu ze mną uda się poinformować ojca dziecka o zaistniałej sytuacji. Dziś przysłała list wraz z odznaką, potwierdzający moje przypuszczenia, że ojciec dziecka nie chce wziąć za nie odpowiedzialności oraz że ma swoje powody, dla których nie chce na niego naciskać.
Hooch prychnęła z oburzenia.
– Głupia dziewczyna – podsumowała, kręcąc głową z dezaprobatą. – Nie powinna sama wychowywać dziecka.
– Tak, ale taką podjęła decyzję i nic nie możemy zrobić – ucięła profesor McGonagall. – Jestem pewna, że miała jakieś ważne powody, dla których postąpiła tak a nie inaczej. Niemniej jednak ciąża wymaga niewielkich zmian w jej dotychczasowym planie zajęć. Oczywiście z numerologią i runami nie będzie większych problemów, ale... Popraw mnie jeśli się mylę, Septimo, ale czy ciąża nie wpływa jakoś na wyliczenia numerologiczne?
– Czasami tak, ale to nie będą wielkie zmiany – zgodziła się profesor Vector. – Ostrzegę pannę Granger jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Dziękuję, Septimo. Filiusie, jak się ma sprawa z zaklęciami?
– Och, nie sądzę, żeby były jakieś kłopoty – powiedział wesoło profesor. – Nie mogę sobie przypomnieć żadnego niebezpiecznego zaklęcia z programu nauczania siódmorocznych. Ale oczywiście będę ją miał na oku.
– Dobrze. Z transmutacją powinna dać sobie radę, ale będzie musiała na razie zrezygnować z przemiany siebie samej.
Minerwa zamierzała uczyć transmutacji dotąd, aż znajdzie nowego nauczyciela. Nie było to łatwe, a dotychczasowy nauczyciel, professor Lewellyn, nie spełniał kryteriów narzuconych przez Minerwę dotyczących nauki po piątej klasie. – Jeśli chodzi o zielarstwo... Pomono, czy coś może jej zagrażać?
– Nie, raczej nie – odrzekła po namyśle. – Na kilku lekcjach nie będzie mogła brać czynnego udziału, ale jeśli będzie robić dokładne notatki, powinna dać sobie radę.
– Doskonale. Remusie?
Lupin, który wyglądał na zmartwionego (poznaczona bliznami twarz pogarszała tylko jego stan), skinął głową.
– Jeśli będzie chciała kontynuować naukę obrony, nie mam żadnych większych zastrzeżeń, chociaż na kilku lekcjach będzie musiała posiedzieć, nie rzucając żadnych zaklęć. Myślę jednak, że dokładne notatki załatwią sprawę.
– Dobrze. – Minerwa ostro szarpnęła głową i zwróciła swój wzrok na Mistrza Eliksirów, który właśnie przeprowadzał wiwisekcję swojej kiełbaski, wykazując przy tym kompletny brak zainteresowania prowadzoną dyskusją. – No, a teraz eliksiry. Severusie...
– Nie ma mowy. Musi zrezygnować z dalszej nauki – powiedział stanowczo.
Flitwick spojrzał na niego z wyrzutem i powiedział:
– Severusie, wszyscy jesteśmy skłonni do pójścia dziewczynie na rękę, na pewno jesteś w stanie zrobić wyjątek dla jednej uczennicy...
– Na trzydzieści cztery mikstury wymagane na siódmym roku, dwadzieścia siedem z nich – w pewnym momencie procesu warzenia – jest potencjalnie szkodliwych dla kobiet w ciąży, a wszystkie potencjalne zagrażają życiu, jeśli są niewłaściwie uwarzone – stwierdził zimno. – Panna Granger kiedyś musi się nauczyć, że posiadanie dzieci wiąże się z wyrzeczeniami.
– Zaproponowałam pannie Granger – zaczęła Minewra, obdarzając Severusa spojrzeniem zdolnym zamrozić kubek z parującą herbatą – żebyś pozwolił jej pisać eseje w zamian za warzenie eliksirów. Takie rozwiązanie chyba byłoby najlepsze. Nadrobiłaby braki w zajęciach praktycznych po porodzie, który będzie miał miejsce ponad miesiąc przed owutemami.
– Miło, że zapytałaś mnie o zdanie – zadrwił. – Może już sobie pójdę, skoro wszystko odbywa się bez mojego udziału?
– Chciałam być uprzejma, Severusie – powiedziała lodowato. – Praktyka czyni mistrza. Zwłaszcza jeśli chodzi o pannę Granger.
– Świetnie – warknął Snape, wstając od ledwie napoczętego śniadania. – Pójdę teraz zmienić cały plan zajęć tak, aby panna Granger mogła kontynuować naukę przedmiotu, do którego nie ma żadnego talentu i ani odrobiny szacunku. Rujnując przy tym tradycje i sens istnienia tej szkoły. – Odwrócił się i pomaszerował w stronę drzwi.
Niech to wszystko szlag trafi!
Był pewien, że nie będzie narażony na jakikolwiek kontakt z Granger, a przynajmniej nie teraz...
– Severusie! – Usłyszał za sobą głos Lupina – nie brzmiał zbyt przyjaźnie. – Nie mógłbyś być dla Hermiony trochę milszy? W końcu uratowała ci życie.
Miał cholerną rację.
Niech to szlag.

* chodzi o owutemy, z ang. N.E.W.T.s, czyli traszki

1 komentarz: